Był listopad 2006 roku. Parę dni po moich urodzinach. 20 tydzień ciąży. Poszłam na wizytę kontrolną do swojego ginekologa. Na badanie usg poprosiłam męża. Lekarz zaczął jeździć głowicą po moim brzuchu i powiedział „nie mam dobrych wieści”. Byłam przerażona. Co to może oznaczać? Lekarz kontynuował. Powiedział, że łożysko jest zbyt duże jak na ten wiek ciąży. Zlecił badania w Fundacji Godula Hope w Rudzie Śląskiej, gdzie zajmują się … genetyką.
Wyszliśmy z jego gabinetu zdruzgotani. Zaczęłam płakać i pytać „dlaczego?”
Na drugi dzień pojechaliśmy do Genomu. Lekarz badał nas długo. Oglądał łożysko, ale też maluszka. Wszystko wyglądało dobrze, ale to łożysko! Po badaniu doktor stwierdził, że potrzebuje konsultacji z bardziej doświadczonym kolegą i najlepiej będzie jeśli jutro pojawimy się znowu w Genomie. Tak trafiliśmy do doktora Cnoty.
Doktor wykonał dokładne badanie, a to co usłyszałam po badaniu, czułam jak wysysa ze mnie resztki sił.
Dopiero teraz dowiedziałam się co może oznaczać tak duże łożysko. Nie wspomnę już o tym, że każdy z tych lekarzy pytał mnie o to, czy palę papierosy. Obraz łożyska nie pozostawiał żadnych złudzeń, że jestem palaczką. Prawda jest taka, że ja w ogóle nie palę, a w ciąży sobie palenia nie wyobrażam.
Usłyszeliśmy najgorszy scenariusz. Dziecko umrze w macicy albo zaraz po porodzie. Zbyt mało wód płodowych, to ogromne łożysko i echogenne jelita dziecka mogą świadczyć o … triploidii. To rodzaj aberracji chromosomalnej, polegającej na dodatkowym garniturze chromosomów. Dzieje się tak wtedy, kiedy do komórki jajowej wnikną … dwa plemniki.
– Tacy ludzie nie żyją! – usłyszałam.
Znowu łzy, rozpacz i pytanie kierowane do Boga – „Dlaczego??? Dlaczego mnie tak boleśnie doświadczasz? Dlaczego mnie?”
Nikłe szanse, aby tę ciążę utrzymać i donosić. Po prostu łożysko wygląda tak, jak tuż przed porodem. Ono się zbyt szybko starzeje. A to dopiero połowa ciąży.
Jeździliśmy co tydzień do Genomu na badania kontrolne łożyska i sprawdzenie czy w ogóle jest akcja serca dziecka, wywołując zdziwienie na twarzach personelu. Nadal nie czułam ruchów, a to dlatego, że łożysko było na ścianie przedniej i zajmowało 2/3 macicy.
Co tydzień przeżywałam ogromny stres. Bałam się, że usłyszę najgorsze „dziecko nie żyje”, ale gdy tylko lekarz kładł głowicę usg na mój brzuch i na monitorze pojawiało się maleńkie bijące serduszko, czułam ogromną ulgę.
Nie rozumiałam koleżanek, które zazdrościły mi … zdjęć usg. Przecież to nie były zdjęcia główki, rączki czy stópki. To była dokumentacja medyczna! A usg dla mnie stało się niemiłą koniecznością, a nie atrakcją, jak dla mamy której ciąża przebiega prawidłowo.
Dziwne to, co teraz napiszę, ale nie chciałam się przyzwyczajać do tej ciąży. Przecież miałam ją stracić. Nie było głaskania brzucha. Nie było mówienia do brzucha. Naiwnie myślałam, że gdy dojdzie do najgorszego, będzie mniej bolało.
Później lekarz zaproponował badania inwazyjne – amniopunkcję, czyli nakłucie brzucha, w celu pobrania wód płodowych do badań. Musiałam podjęcie tak trudnej decyzji sobie rozważyć. Doszłam do wniosku, że nie chcę tych badań. Nie chciałam wiedzieć czy noszę zdrowe czy chore dziecko. Co to miałoby zmienić? Tym bardziej, że lekarz musiałby przekłuć się przez łożysko, a to mogło zacząć się odklejać wywołując poronienie. Doszłam do wniosku, że to zbyt duże ryzyko. A co by było, gdybym ciążę poroniła, a wynik po trzech tygodniach by pokazał, że dziecko było zdrowe? Co by było, gdyby się okazało, że noszę chore dziecko? Prawo polskie dopuszcza możliwość aborcji w takim przypadku, a ja nie potrafiłabym podjąć takiej decyzji.
I tak z tygodnia na tydzień kontrolowaliśmy stan tego łożyska.
Zaczęłam się gorączkowo modlić. Wręcz nachalnie, bo stale. Czasami pojawiało się zwątpienie i rozpacz. Zadawałam wtedy pytanie „Dlaczego akurat ja? Boże jakie Ty masz plany wobec mnie?”
Po opamiętaniu zmieniałam front o 180 stopni i mówiłam „Boże, jeśli taka jest Twoja wola. Wybrałeś mnie. Uważasz, że to właśnie ja powinnam być matką chorego dziecka, to niech tak będzie. Dodaj mi sił”. Zaczęłam po tym myśleć zupełnie inaczej. Wiara czyni cuda – teraz to wiem. Doszłam do wniosku, że jeśli ja nie będę wierzyła w to, że moje dziecko jest zdrowe i jeśli ja nie dodam temu maleństwu siły, to nikt inny tego nie dokona.
Dopiero teraz zaczęłam głaskać mój brzuch i mówić do mojego dziecka.. Zaczęłam myśleć, że ono naprawdę istnieje. Każdy dzień ciąży odbierałam jak dar od Boga. Dziękowałam mu za to i prosiłam o szczęśliwe rozwiązanie i zdrowe dziecko. Prosiłam „Boże nie zabieraj mi tego dziecka! Jeśli chcesz za coś ukarać, to ukarz mnie, a nie to maleństwo”
Modliłam się do Matki Bożej, bo kto inny zrozumie matkę jak nie Ona.
Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia. Poczułam, że moje maleństwo kopie delikatnie mnie w innych miejscach nich dotychczas. Pomyślałam, że musiało się odwrócić, ale niby jak tego miało dokonać? Z takim łożyskiem to niemożliwe. Badanie usg potwierdziło, że mały ułożył się … główką w dół. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że jest bardzo silny.
Nie ukrywam, to była bardzo trudna ciąża, choć minęła zadziwiająco szybciutko.
Po porodzie usłyszałam głośny krzyk. Wtedy już wiedziałam, że to silny mały człowiek. Do tego rodził się w czepku. Cała ekipa lekarzy i pielęgniarek wołała „Niech się pani nie martwi, teraz będzie już wszystko dobrze. W czepku się rodzi. Będzie miał szczęście”.
Pielęgniarki i pediatrzy zaczęli mówić na niego Herkulesik ;)))))
Pediatrzy nie zauważyli niczego niepokojącego, żadnych zewnętrznych, widzinych gołym okiem oznak chorób genetycznych, ale dla “świętego spokoju lepiej zrobić te badania” – usłyszeliśmy.
Dziś odebrałam wyniki – IGOREK JEST ZDROWYM CHŁOPCZYKIEM!!!!!!
Dziękuję Ci Boże za mój mały wielki cud!
Gosia, mama Artka (17.05.2002r.) i Igorka (14.03.2007r.)
Strona 3 odpowiedzi na pytanie: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
O matko…serdecznie ci współczuję…ileż musieliście przejść…ile nerwów…ile strachu….dobrze, że już po wszystkim, że synek jest zdrowy, to naprawdę wielki cud. Strzeżcie teraz ten swój skarb, niech wam przyniesie wiele radości, miłości, pociechy 🙂
Wciąż mi chodzą dreszcze po plecach….
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Płakałam jak bóbr….. Ale Twoja historia dodała mi otuchy w moim oczekiwaniu na bobaska. Ciążę mam trudną, ale myślę, że Twoja była o wiele trudniejsza. Mieszkam na Śląsku, a dokładnie w Chorzowie, zaś w Rudzie Śląskiej pracuje, a właściwie pracowałam, bo obecnie jestem na zwolnieniu, więc jeśli miałabyś ochotę to chętnie się z Tobą umówię. Pozdrawiam gorąco!!!!
elisabeth
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Wierz w to, że wszystko musi być dobrze, a będzie. Trzymam kciuki za Twojego maluszka.
Co do spotkania – bardzo chętnie!
Gosia, mama Artka (17.05.2002r.) i Igorka (14.03.2007r.)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Gsoiu… brak mi słów… jest tylko wzruszenie… I nie mogę się doczekać zdjęć Twojego małego synka…
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
Ale dzielna byłaś…
Ciesze się, że dobrze sie skończyło i masz zdrowego synka
Trzymam kciuki, żeby Igorek teraz szybko rósł i jak najszybciej był z Wami w domku.
Gruszka z Gabrysią (10.09.2002) i Adasiem (25.03.2007)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
no i tez sie poryczalam…
ciesze sie razem z toba, duzo zdrowia dla igorka!
Adam i Alek;)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
🙂
nie wiem co napisac….
ale bardzo, bardzo sie ciesze:)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
bardzo się ciesze i serdecznie gratuluję 🙂
__
Julitka [2l 4m]
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
Nie miałam bladego pojęcia o Twoich problemach, pamiętam jak dzieliłaś się z nami radosną wieścią o ciąży. Musze napisać jedno: Jesteś Dzielną, Wspaniałą Mamą! Herkulesiku rośnij zdrowo!
Przemek (2l. 9/12) Milucha (17m)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Poryczłam sie, Gratulacje.
Ola, Asia (4,5 lat) i Filip (pół roku)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
Najgorszym była świadomość, że jesteśmy pod opieką bardzo dobrych specjalistów. Teraz się cieszę, że ich przypuszczenia się nie sprawdziły.
Gosia, mama Artka (17.05.2002r.) i Igorka (14.03.2007r.)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Ja już nie mogę się doczekać, żeby mu “parę” fotek pstryknąć
Gosia, mama Artka (17.05.2002r.) i Igorka (14.03.2007r.)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
A ja nadal jestem pod wrażeniem tego ile osób tak jak Ty przeżywało ze mną tą trudną ciążę. To jest niesamowite! Dziękuję Olu
Gosia, mama Artka (17.05.2002r.) i Igorka (14.03.2007r.)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
no właśnie mnie to przeraża najbardziej bo w koncu oni powinni wiedzieć, maja sprzęt (nawet niezły) podobno doswiadczenie a diagnoza nie pozostawiała Wam w zasadzie nadziei
Ja i…
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
My nie zgodziliśmy się na żadne dodatkowe badania i to były tylko przypuszczenia. Na szczęście się okazało, że łożysko nam jakiegoś wrednego psikusa zrobiło.
Mimo wszystko wolę myśleć, że to był wielki cud.
Gosia, mama Artka (17.05.2002r.) i Igorka (14.03.2007r.)
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
Silny chlopak bo ma taka silna mame.
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Niezwykłe! Piękna historia!
K.
Łukasz 4,5l. Karolina 2l.
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
Dzieki za otuchę, mój numer gg 2732320, czy rodziłaś w szpitalu na Goguli, ul. Lipa, bo ja wlasnie sie tam wybieram.
Całusy!
elisabeth
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika
czytałam ze łzami w oczach
caluski dla Was
LILA MALWI
Re: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesi
Kurcze Gośka – poryczałam się. Bardzo się cieszę, że wszystko tak pięknie się skończyło i Igorek jest zdrowiutki.
Julka 01.03.2004
Znasz odpowiedź na pytanie: Z genetyką w tle, czyli trudna droga Herkulesika