Dziecko wolnego chowu ;)

[Zobacz stronę]

Strona 7 odpowiedzi na pytanie: Dziecko wolnego chowu ;)

  1. Zamieszczone przez gacka
    Myślę, że spora nadinterpretacja – że tak się lekko w rozmowę wepchnę – nie mogę od dziecka 6 czy 7 – letniego wymagać, by trzymało się raz obranego kursu – to przerasta jego możliwości chociażby w rozwoju psychicznym i emocjonalnym, a naciskanie na to, by w końcu się zdecydowało w takim wieku popchnie ten statek w zupełnie innym kierunku niż zamierzony – dziecko będzie to robić dla mnie, a nie dla siebie, ze strachu, z poczucia obowiązku, który go przerasta. A chyba nie o to w rozwijaniu pasji chodzi.

    To siłą też bym nie trzymała, ale zrezygnować od razu też bym nie pozwoliła.

    Pewnie od dziecka to zależy, moja Oliwia poddaje się bardzo łatwo i wiem, że musiałabym ją czasem “siłą” popchnąć, żeby szła dalej.

    Dodam jeszcze, że jeśli widzę, że to nie to wtedy odpuszczam, ale ona niczego by się nie podjęła bez takiego kopniaka.

    • Zamieszczone przez anna.pl
      To siłą też bym nie trzymała, ale zrezygnować od razu też bym nie pozwoliła.

      Pewnie od dziecka to zależy, moja Oliwia poddaje się bardzo łatwo i wiem, że musiałabym ją czasem “siłą” popchnąć, żeby szła dalej.

      Dodam jeszcze, że jeśli widzę, że to nie to wtedy odpuszczam, ale ona niczego by się nie podjęła bez takiego kopniaka.

      Poczekaj jeszcze kilka lat i może się okaże, że Oliwia sama Ci powie, co jej się podoba, w czym czuje się dobrze, co chciałaby rozwijać. Może jeszcze jest za mała, by sama to precyzować?
      Trochę dziwnie mi brzmi – muszę ją czasem siłą popchnąć – a do czego? By poszła na zajęcia dodatkowe, które może jej wcale się nie podobają, których nie lubi lub na dziś “nie widzi” sensu? Uważam, że ma jeszcze na to czas, a sama pewnie nie lubisz być siła pchana do czegoś.

      • Zamieszczone przez gacka
        Poczekaj jeszcze kilka lat i może się okaże, że Oliwia sama Ci powie, co jej się podoba, w czym czuje się dobrze, co chciałaby rozwijać. Może jeszcze jest za mała, by sama to precyzować?
        Trochę dziwnie mi brzmi – muszę ją czasem siłą popchnąć – a do czego? By poszła na zajęcia dodatkowe, które może jej wcale się nie podobają, których nie lubi lub na dziś “nie widzi” sensu? Uważam, że ma jeszcze na to czas, a sama pewnie nie lubisz być siła pchana do czegoś.

        Na zajęcia jeszcze jej nie pchałam 😉
        Nie, siedzi w domu i się nudzi 😉

        Taki przykład: zaczyna coś rysować, konia, i nie wyszedł jej pysk, rzuca kredkę i twierdzi w złości, że nie będzie rysować, nie lubi rysować itp… A ja wiem, że lubi, więc ją namawiam, podaję kredkę, pokazuję jak ma to zrobić i rysuje dalej, na koniec jest dumna z siebie i się chwali ślicznym rysunkiem.
        Albo wsiada na rower, nie da rady, złości się i schodzi, ja ją namawiam, popycham i jest ok, w końcu się udaje i dziecko śmiga….

        A mogę powiedzieć, ok nie lubisz, to nie rysuj, nie jedź..

        I w sumie takie miałam podejście, dopóki nie zauważyłam jak moje dziecko jest z tyłu za rówieśnikami. I nie chodzi tu o porównywanie tylko o rozwój fizyczny i emocjonalny

        • Zamieszczone przez anna.pl
          Na zajęcia jeszcze jej nie pchałam 😉
          Nie, siedzi w domu i się nudzi 😉

          Taki przykład: zaczyna coś rysować, konia, i nie wyszedł jej pysk, rzuca kredkę i twierdzi w złości, że nie będzie rysować, nie lubi rysować itp… A ja wiem, że lubi, więc ją namawiam, podaję kredkę, pokazuję jak ma to zrobić i rysuje dalej, na koniec jest dumna z siebie i się chwali ślicznym rysunkiem.
          Albo wsiada na rower, nie da rady, złości się i schodzi, ja ją namawiam, popycham i jest ok, w końcu się udaje i dziecko śmiga….

          A mogę powiedzieć, ok nie lubisz, to nie rysuj, nie jedź..

          I w sumie takie miałam podejście, dopóki nie zauważyłam jak moje dziecko jest z tyłu za rówieśnikami. I nie chodzi tu o porównywanie tylko o rozwój fizyczny i emocjonalny

          A to widzisz – mamy podobny egzemplarz w domu – Jula też potrafiła walnąć kredką, popłakać się i mówić, że ona nie umie rysować, że nigdy się nie nauczy itd. Zrobiłam dokładnie to, co Ty – spokojnie ją zachęciłam do spróbowania jeszcze raz, jeszcze raz i tak powoli doszłyśmy do tego, że udało się ładny nos w portrecie mamy narysować. Tylko ja nie podeszłam do tematu na zasadzie – popycham ją do rozwijania pasji tylko chciałam jej pokazać coś innego – że nie wejdzie się na szczyt jeśli się u podnóża założy, że się rady nie da, ale trzeba spróbować, a przy okazji zrobiłam “wykład”, że powinna wiedzieć, że nawet jeśli spróbuje to i tak nie może mieć 100% pewności, że się uda – tak w razie czego, by też miała świadomość, że nie wszystko w życiu się udaje, ale to nie jest powód do załamania się tylko raczej pretekst do doskonalenia się, szukania w życiu swojej pasji właśnie.

          • ja jestem rozsądna, to bardziej trafne niż nadopiekuńcza czy stosująca wolny chów. Pozwalam na samodzielność, sam je, kąpie się, ubiera, chodzi na dwór sam – ale mam ogrodzony, na podwórko w mieście samego bym go nie puściła, za blisko ulice jak dla mnie. A dziecko to tylko dziecko. Nie pilnuję na każdym kroku, jak był mały uczył się chodzić przewalał się do woli, popłakał szedł dalej. Nie mam mazgaja w domu który zawsze leci do matki jak się uderzy. Śpał sam, ale zawzse byłam do przytulania, wycałowania. Mnie podobnie chowano, tylko nie przytulano i nie całowano. Myślę że w wychowaniu nie powinno zabraknąć mądrej miłości. Bo czasem matki szczególnie chowają sobie kogoś do kochania, nie pozwalając się usamodzielnić.

            Czytałam o kasku, fotelikach tutaj, ja w tym temacie jestem bezwględna, sama zapinam pas, zakładam kas na rower, to samo ma czynić moje dziecko, mój nie mąż – którego nauczyłam zapinania pasów. Dlatego że my sami sobie nie zrobimy krzywdy ale czy inny tego nie uczynią/….? tego już nie możemy byc pewni.

            • Zamieszczone przez gacka
              A to widzisz – mamy podobny egzemplarz w domu – Jula też potrafiła walnąć kredką, popłakać się i mówić, że ona nie umie rysować, że nigdy się nie nauczy itd. Zrobiłam dokładnie to, co Ty – spokojnie ją zachęciłam do spróbowania jeszcze raz, jeszcze raz i tak powoli doszłyśmy do tego, że udało się ładny nos w portrecie mamy narysować. Tylko ja nie podeszłam do tematu na zasadzie – popycham ją do rozwijania pasji tylko chciałam jej pokazać coś innego – że nie wejdzie się na szczyt jeśli się u podnóża założy, że się rady nie da, ale trzeba spróbować, a przy okazji zrobiłam “wykład”, że powinna wiedzieć, że nawet jeśli spróbuje to i tak nie może mieć 100% pewności, że się uda – tak w razie czego, by też miała świadomość, że nie wszystko w życiu się udaje, ale to nie jest powód do załamania się tylko raczej pretekst do doskonalenia się, szukania w życiu swojej pasji właśnie.

              I w taki sam sposób podchodzę do zajęć dodatkowych, tylko może nazywam to inaczej 🙂
              Może jej pasją nie jest jazda na rowerze, a ja ją zmuszam?
              Może jej pasją nie jest taniec a ja ją zmuszam?
              Dla mnie te dwa zdania to to samo

              Nie pozwalam zrezygnować od razu jeśli dziecko nie chce czegoś robić, a kiedy zadałam to pytanie Wieszakowi to odpowiedziała, że owszem pozwala.

              Wtedy stwierdziłaś, że przesadzałam….. A jednak piszemy o tym samym.

              • Zamieszczone przez anna.pl
                I w taki sam sposób podchodzę do zajęć dodatkowych, tylko może nazywam to inaczej 🙂
                Może jej pasją nie jest jazda na rowerze, a ja ją zmuszam?
                Może jej pasją nie jest taniec a ja ją zmuszam?
                Dla mnie te dwa zdania to to samo

                Nie pozwalam zrezygnować od razu jeśli dziecko nie chce czegoś robić, a kiedy zadałam to pytanie Wieszakowi to odpowiedziała, że owszem pozwala.

                Wtedy stwierdziłaś, że przesadzałam….. A jednak piszemy o tym samym.

                Na pewno nazywamy rzeczy inaczej – dla mnie rysowanie, lepienie z plasteliny, umiejętność zawiązania butów, nalania szklanki wody, budowanie z klocków i co tam jeszcze dziecko robi i się przy tym frustruje czy zniechęca nijak się ma do posyłania go na dodatkowe zajęcia z tańca, baletu, angielskiego, pianina czy układania kwiatów za wszelką cenę, bo może jednak złapie bakcyla. Ważniejsze dla mnie jest to, by umiało się samo obsłużyć – że tak to nazwę, miało jakiekolwiek pojęcie o rysowaniu czy układaniu klocków w wieku lat 6 niż grało mi na uroczystościach rodzinnych na skrzypcach, śpiewało w języku angielskim i jeszcze przy tym tworzyło choreografię taneczną.

                • Zamieszczone przez gacka
                  Na pewno nazywamy rzeczy inaczej – dla mnie rysowanie, lepienie z plasteliny, umiejętność zawiązania butów, nalania szklanki wody, budowanie z klocków i co tam jeszcze dziecko robi i się przy tym frustruje czy zniechęca nijak się ma do posyłania go na dodatkowe zajęcia z tańca, baletu, angielskiego, pianina czy układania kwiatów za wszelką cenę, bo może jednak złapie bakcyla. Ważniejsze dla mnie jest to, by umiało się samo obsłużyć – że tak to nazwę, miało jakiekolwiek pojęcie o rysowaniu czy układaniu klocków w wieku lat 6 niż grało mi na uroczystościach rodzinnych na skrzypcach, śpiewało w języku angielskim i jeszcze przy tym tworzyło choreografię taneczną.

                  Dla mnie angielski jest tak samo ważny jak rysowanie (o ile nie ważniejszy)
                  Taniec też jest istotny (zwłaszcza w wieku dorastanie)
                  Jakieś karate, czy judo jako sztuka samoobrony, czy po prostu sport, też.

                  No kurczę, nie wiem, dla mnie zajęcia dodatkowe to rozwijanie dziecka, dostosowywanie go do życia. Przecież nawet jeśli dziecko się zachęca (nie zmusza) to z myślą o jego przyszłości.
                  I nie robi mi różnicy czy to jest zawiązywanie butów czy nauka angielskiego.

                  Dobranoc na dziś 🙂

                  • Zamieszczone przez anna.pl
                    Dla mnie angielski jest tak samo ważny jak rysowanie (o ile nie ważniejszy)
                    Taniec też jest istotny (zwłaszcza w wieku dorastanie)
                    Jakieś karate, czy judo jako sztuka samoobrony, czy po prostu sport, też.

                    No kurczę, nie wiem, dla mnie zajęcia dodatkowe to rozwijanie dziecka, dostosowywanie go do życia. Przecież nawet jeśli dziecko się zachęca (nie zmusza) to z myślą o jego przyszłości.
                    I nie robi mi różnicy czy to jest zawiązywanie butów czy nauka angielskiego.

                    Dobranoc na dziś 🙂

                    Wszystko jest ważne – niemniej jednak bardzo mocno współgra z wiekiem. Dla mnie ważne jest, by mieć pracę i za co rodzinę utrzymać, Jula ma to w sferze abstrakcji totalnej.
                    I też uważam, że zajęcia dodatkowe służą rozwojowi dziecka, nigdy nie twierdziłam inaczej – o ile dziecko tego chce, a nie jest to moje widzimisię.
                    Myślę również, że na dziś brak umiejętności samoobsługi mojego dziecka byłby dla niej o wiele większym problemem niż to, że nie mówi po angielsku.
                    Miłej nocki 🙂

                    • chciałam powiedzieć że wypadłam na trochę z dyskusji, ale pod gacką się we wszystkim podpiszę.

                      • Zamieszczone przez anna.pl
                        Do jakiego wieku będziesz pozwalać a kiedy zaczniesz uczyć, że jak się czegoś podejmuje to powinno się to skończyć?

                        A może nie będziesz tego uczyć?
                        W takim wypadku obawiałabym się czy dziecko nie przestałoby się np. uczyć, bo jak mi się nie chce to nie muszę…..

                        A jeśli jednak zaczniesz tak uczyć to czy dziecko nie będzie zdezorientowane? Wczoraj nie musiałam a dziś już muszę?

                        Ale może to znów moja nadinterpretacja….

                        Ania, ale tak trzeba robić, dzicko ma probowc różnych rzeczy, i ma prawo po sprobowaniu powiedzieć, że jednak mu się nie podoba i chcieć sprobować czegoś innego

                        u nas w sumie tylko z dżudo po jakimś czasie zrezygnował, chociaż wczesniej bardzo chciał, i co- i nic, nie chce, nie musi
                        ale: jesli chodzi na taniec i wie, ze przygotowują się do występu/turnieju, to nie moze nie iść na próbę “bo mu się nie chce” (raz się tak zdarzyło, przed konkursem)- zadeklarował się i nie moze zawieść, z partnerką przecież stałą tańczy.

                        • Zamieszczone przez anna.pl
                          Na zajęcia jeszcze jej nie pchałam 😉
                          Nie, siedzi w domu i się nudzi 😉

                          Taki przykład: zaczyna coś rysować, konia, i nie wyszedł jej pysk, rzuca kredkę i twierdzi w złości, że nie będzie rysować, nie lubi rysować itp… A ja wiem, że lubi, więc ją namawiam, podaję kredkę, pokazuję jak ma to zrobić i rysuje dalej, na koniec jest dumna z siebie i się chwali ślicznym rysunkiem.
                          Albo wsiada na rower, nie da rady, złości się i schodzi, ja ją namawiam, popycham i jest ok, w końcu się udaje i dziecko śmiga….

                          A mogę powiedzieć, ok nie lubisz, to nie rysuj, nie jedź..

                          I w sumie takie miałam podejście, dopóki nie zauważyłam jak moje dziecko jest z tyłu za rówieśnikami. I nie chodzi tu o porównywanie tylko o rozwój fizyczny i emocjonalny

                          nie przejmuj się, to jej pewnie samo przejdzie
                          Antek miał dokładnie to samo, trwało jak miał tak na oko 3-5 lat, teraz też czasem się zdarza, ale sporadycznie, w tym roku chyba raz już mnie to zachęcanie ciągłe- nie wolno się poddawać bla, bla, bla- wkurzało
                          całe szczęście- wyrósł z tego 🙂

                          • Ja myślę że jest duża różnica pomiędzy zniechęcaniem się przez dziecko do jakiegoś zadania “bo nie wychodzi”, a próbowaniem przez nie różnych rzeczy żeby znaleźć to, co lubi robić.
                            O pasji w przypadku kilkkulatka to ciężko jeszcze mówić, takie dziecko jak najbardziej ma prawo sobie popróbowac. Ja nie zamierzam zmuszać do jakiegoś tam rodzaju aktywności – niech sobie próbuje do oporu, aż znajdzie to coś, w czym będzie chciała zostać na dłużej. Nie widzę w tym nic złego.
                            Nic na siłę.
                            Na razie wystarczają jej zajęcia w przedszkolu, jak przyjdzie i powie, że chciałaby robić coś dodatkowego to będziemy myśleć.
                            Nie nudzi się, ma wiele zajęć poza przedszkolem, na pewno dryg do zajęć plastycznych – kto wie, może w tym kierunku kiedyś zechce się rozwijać bardziej?
                            Ważne żeby to był jej wybór, a nie coś, co ja narzucam bo wydaje mi się, że to będzie dla niej fajne.

                            • Zamieszczone przez vieshack
                              nie, ja nie piszę że to absurd
                              piszę że dziecko musi mieć czas też na bycie dzieckiem, a nie tylko na rozwijanie zainteresowań na wszystkie możliwe sposoby
                              bo wiem, że nie mając multum zajęć dodatkowych też można pasje rozwinąć
                              w międzyczasie biegając po podwórku, bawiąc się, wygłupiając z rodzicami
                              bo bieganie przedszkolaka z zajęcia na zajęcia przez sporą część tygodnia to po prostu wyścig szczurów od małego.

                              Zamieszczone przez maduxia
                              Andzia, no to się tera pod tobą podpiszę 😀

                              Antoś chodzi 2 razy w tygodniu na taniec, poza tym jeszcze 2 razy ma zajęcia z tańca towarzyskiego z tym samym trenerem w przedszkolu. To wyszło jakoś tak naturalnie, podobało mu się, trener powiedział, że zdolny 😀 i zaproponował dodatkowe zajęcia w centrum kultury.
                              Okazalo się, ze chodzi na nie połowa jego grupy. I fajnie, chce- niech chodzi, ma tam swoich kolegów i kolezanki, sprawia mu to przyjemność- super.

                              Z dżudo było tak samo, zajęcia w przedszkolu i dodatkowe z tym samym trenerem. Po kilku miesiącach stwierdził, ze woli sobie sam taniec zostawić, żeby 3 dni w tygodniu mieć luźniejsze, z bratem sie pobowić, do kolegi pójść albo kogoś do siebie zaprosić.

                              I tez fajnie, chce mieć tylko godzinę- niech ma. Ja nie robię niczego wbrew jego woli- jego taneczna pasja mnie samą często zaskakuje

                              Zamieszczone przez Mamrotka
                              vieshack – czy to wg. Ciebie już wyścig szczurów czy jeszcze nie?
                              9 latek (sam wybierał)
                              poniedzialek – angielski
                              środa – hapkido
                              piątek hapkido
                              Poza tym w każdy poniedziałek 2,5 godziny tańca
                              Co jakiśczas zajęte soboty – a to seminarium hapkido, a to jakiś pokaz, a teraz turniej, do tego wystepy z tańca.
                              Marzy żeby zapisać go na ściankę…jeśli trenerka się zgodzi – pojdzie od września.

                              5 latek od września bedzie miał: w przedszkolu/zerówce: 2 razy w tygodniu rytmikę – w ramach czasu jaki spędza w przedszkolu.
                              Dodatkowo: pójdzie na angielski – raz w tygodniu, oraz na hapkido – ja kstarszy – 2 razy w tygodniu.

                              Wkrotce zaczynamy jeszcze regularnie 2-3 razy w tygodniu chodzić z obydwoma na basen…

                              dziewczyny, nie ma sie o co spierac. dzieci sa rózne. jak jeden 5 latek potrafi w sobie wyrobic pasje to swietnie. jak lubi chodzic na zajęcia to wspaniale i nie ma nic złego w tym ze ma te zajęcia. Ale są dzieci któe na zajęcia chodzą bo tak chcą rodzice albo bo kolezanki chodza i tez sie zgodze ze to przesada. W moim pojęciu chłopaki takie jak mamro i maduxi to wyjatki. (pozytywne). Mojemy 6 latkowi daleko do pasji (komputer….)

                              wlasnie młodsze chce grac i mnie wygania…..

                              • Zamieszczone przez aborka
                                dziewczyny, nie ma sie o co spierac. dzieci sa rózne. jak jeden 5 latek potrafi w sobie wyrobic pasje to swietnie. jak lubi chodzic na zajęcia to wspaniale i nie ma nic złego w tym ze ma te zajęcia. Ale są dzieci któe na zajęcia chodzą bo tak chcą rodzice albo bo kolezanki chodza i tez sie zgodze ze to przesada. W moim pojęciu chłopaki takie jak mamro i maduxi to wyjatki. (pozytywne). Mojemy 6 latkowi daleko do pasji (komputer….)

                                wlasnie młodsze chce grac i mnie wygania…..

                                dzięki 😉
                                I zgadzam sięz tym co napisałaś – każde dziecko jest inne.
                                Kuba w wieku 4 lat chciał na angielski. Pochodził na przedszkolny angielski z ktorego po roku nauki wyniosl: 3 piosenki spiewane bez żadnego zrozumienia co śpiewa. W związku z tym w kolejnym roku zrezygnowaliśmy z angielskiego w przedszkolu – zapisalismy go do Doron. Bardzo mu sięspodobało, na każde zajęcia chodzi chętnie.
                                Chciał na hapkido – zapisaliśmy – nadal chodzi chętnie, zdobywa kolejne belki – bardzo mu się to podoba. Do tego stopnia mu sie to podoba, ze mając do wyboru: pokazy lotnicze w Anglii (uwielbia to) sam zrezygnowal z pokazow i wybral oboz.
                                Moj mlodszy syn w czerwcu konczy 5 lat….od wrzesnia idzie do grupy mlodzikow na hapkido – o hapkido meczy mnie juz od roku. Dlaczego nie zapisalam – bo balam sie ze jest za maly. Co sie okazalo – Smoki tez posala swojego mlodszego (wiek ten sam) na hapkido – bardzo m sie podoba i widze ze zrobilam blad nie posylajac mojego od ub. roku.
                                Gdy Kuba cwiczy w domu – Krzys cwiczy razem z nim.

                                Dopisze jeszcze cos co wydaje mi sie kluczowe. Wielu rodzicow nie idzie za pasją dziecka, tylko dziecko stara sie nagiac do swojej pasji i to jest złe.
                                My dzieciom pokazujemy mozliwosci i zostawiamy im wolny wybor. Gdy zobaczymy ze cos jest na rzeczy – pasjępodsycamy i rozwijamy.
                                I tak np. Kuba pasjonuje sie modelami latajacymi. Od wrzesnia zapiszemy go do modelarni, kupilismy mu model helikoptera i moj maz aby wspomoc rozwoj pasji Kuby – sam zaczal sie tym interesowac. Teraz mam 2 modelarskich wariatów w domu 😉

                                • Zamieszczone przez anna.pl
                                  Do jakiego wieku będziesz pozwalać a kiedy zaczniesz uczyć, że jak się czegoś podejmuje to powinno się to skończyć?

                                  A dlaczego?
                                  Jeśli jest to np. przygotowanie do wspólnego występu, inni na Ciebie liczą – ok, skończ do czego się zobowiązałeś.
                                  Ale jak to ma być chodzenie na trening tylko dlatego, że np. semestr trwa ileś tam zajęć – po co?

                                  Zamieszczone przez anna.pl

                                  A może nie będziesz tego uczyć?
                                  W takim wypadku obawiałabym się czy dziecko nie przestałoby się np. uczyć, bo jak mi się nie chce to nie muszę…..

                                  A jeśli jednak zaczniesz tak uczyć to czy dziecko nie będzie zdezorientowane? Wczoraj nie musiałam a dziś już muszę?

                                  Ale może to znów moja nadinterpretacja….

                                  Tak się zapytam: a jak wychowywali Ciebie Twoi rodzice?

                                  Bo ja miałam zupełną dowolność (problemem było zdobycie kasy jak chciałam jakieś zajęcia dodatkowe). Z tych co pamiętam to próbowałam: konie (ze 2 lekcje, zupełnie nie dla mnie), jujutsu (4 lata), karate – 2 treningi, taniec (kilka semestrów, w końcu na studiach miałam kolegę instruktora, z którym parę dyskotek zaliczyłam i który wreszcie coś mnie nauczył :)), aerobic (nieregularnie, ale dalej moja miłość :)), jakiś basen…
                                  Kursy językowe były zawsze poza moim zasięgiem finansowym – znam angielski, bo w liceum miałam…
                                  Nie byłam zdezorientowna, studia skończyłam…

                                  Dzieci też mam zamiar puścić dowolnie – niech wybiorą co im się podoba… Nawet jakby zaliczali po 1 zajęciach wszystkiego – to też jest jakiś ruch ;)…

                                  • Zamieszczone przez kurczak
                                    A dlaczego?
                                    Jeśli jest to np. przygotowanie do wspólnego występu, inni na Ciebie liczą – ok, skończ do czego się zobowiązałeś.
                                    Ale jak to ma być chodzenie na trening tylko dlatego, że np. semestr trwa ileś tam zajęć – po co?

                                    Tak się zapytam: a jak wychowywali Ciebie Twoi rodzice?

                                    Bo ja miałam zupełną dowolność (problemem było zdobycie kasy jak chciałam jakieś zajęcia dodatkowe). Z tych co pamiętam to próbowałam: konie (ze 2 lekcje, zupełnie nie dla mnie), jujutsu (4 lata), karate – 2 treningi, taniec (kilka semestrów, w końcu na studiach miałam kolegę instruktora, z którym parę dyskotek zaliczyłam i który wreszcie coś mnie nauczył :)), aerobic (nieregularnie, ale dalej moja miłość :)), jakiś basen…
                                    Kursy językowe były zawsze poza moim zasięgiem finansowym – znam angielski, bo w liceum miałam…
                                    Nie byłam zdezorientowna, studia skończyłam…

                                    Dzieci też mam zamiar puścić dowolnie – niech wybiorą co im się podoba… Nawet jakby zaliczali po 1 zajęciach wszystkiego – to też jest jakiś ruch ;)…

                                    Na początek. Każdy wychowuje wg swoich zasad. Ja zadawałam Wieszce i Gacce pytania. Nie oceniałam ich podejścia.
                                    I też nie chciałabym być oceniana.

                                    Mało dokładnie czytałaś, bo wyraźnie napisałam, że ja nie chodziłam na żadne zajęcia dodatkowe. Więc trudno stwierdzić jak by mnie rodzice wychowywali gdybym chodziła.

                                    Jedyne na co byłam zapisana to procesja w kościele. I w tym wypadku owszem byłam namawiana, bo jak była msza na 6, 7, czy 8 rano i mi się zwyczajnie nie chciało to nie było innej opcji, idziesz i koniec (szliśmy całą rodziną). Nawet nie wiesz jak się potem cieszyłam, kiedy po I Komunii dostaliśmy swoją poduszkę i zamiast sypania kwiatków mogłam nieść szarfę.
                                    Gdybym zrezygnowała to bym tego nie przeżyła.

                                    I nie powiem, żeby to była moja pasja ale jak widać krzywda mi się nie stała, no chyba, że oceniamy to ukończonymi studiami, to owszem, jeszcze nie skończyłam…

                                    Dzieci swoich katować nie zamierzam. Oliwia do tej pory (a ma już 6 lat) nigdzie nie chodziła, bo nie wykazywała zainteresowań.
                                    Chcę ją tylko do jakiejś stadniny zapisać żeby miała kontakt z końmi, bo szaleje za nimi.

                                    Młodsza (3 lata) na pewno pójdzie na taniec, bo ma dryg do tego i pewnie jakieś sporty, bo to wulkan energii.

                                    Jeśli będą chodzić z przymusem, to zrezygnujemy.

                                    I na koniec dodam, że nie chce mi się już na ten temat pisać, więc nie liczę na odpowiedź, na którą znów musiałabym odpowiadać.

                                    • Zamieszczone przez anna.pl
                                      Na początek. Każdy wychowuje wg swoich zasad. Ja zadawałam Wieszce i Gacce pytania. Nie oceniałam ich podejścia.
                                      I też nie chciałabym być oceniana.

                                      Mało dokładnie czytałaś, bo wyraźnie napisałam, że ja nie chodziłam na żadne zajęcia dodatkowe. Więc trudno stwierdzić jak by mnie rodzice wychowywali gdybym chodziła.

                                      Jedyne na co byłam zapisana to procesja w kościele. I w tym wypadku owszem byłam namawiana, bo jak była msza na 6, 7, czy 8 rano i mi się zwyczajnie nie chciało to nie było innej opcji, idziesz i koniec (szliśmy całą rodziną). Nawet nie wiesz jak się potem cieszyłam, kiedy po I Komunii dostaliśmy swoją poduszkę i zamiast sypania kwiatków mogłam nieść szarfę.
                                      Gdybym zrezygnowała to bym tego nie przeżyła.

                                      .

                                      NIe chciałam Cię ocenieć, tylko byłam ciekawa skąd pogląd, że dziecko od jakiegoś tam wieku trzeba uczyć, że zobowiązania trzeba wypełniać… I jakoś tak mi się nasunęło, że może z domu… Zajęcia dodatkowe wg. mnie nie sa tu miernikiem (ale fakt- nie doczytałam, że nie chodziłaś – nadrabiałam całoweekendową korespondencję w przerwie kawowej w pracy i nie miałam czasu), można uczyć na różne sposoby. Jesli Cię uraziłam to przepraszam.
                                      Wg mnie dzieko samo się tego nauczy i oceni, które trzeba wypełniać, a które nie… Podałam swój przykład – no bo już coś tam przeżyłam… Studia wspomniałam, bo to jedyne zobowiązanie wobec siebie, które do końca spełniłam ;), reszta – jak widać się rozwiała prędzej czy później…

                                      Jeśli nie chcesz drążyć tematu – nie odpowiadaj. Obiecuję, że nie będę się czuła pokrzywdzona 😉

                                      BDW: ja sypanie kwiatków miło wspominam. Szarfę też niosłam ale wcześniej – u nas zwyczajowo niosły je przedszkolaki.

                                      • Zamieszczone przez kurczak

                                        Jeśli nie chcesz drążyć tematu – nie odpowiadaj. Obiecuję, że nie będę się czuła pokrzywdzona 😉

                                        BDW: ja sypanie kwiatków miło wspominam. Szarfę też niosłam ale wcześniej – u nas zwyczajowo niosły je przedszkolaki.

                                        Odniosę si tylko do tego zdania 🙂
                                        Ja sypanie kwiatków też wspominam dobrze 🙂 U nas sypią dziewczynki od 2-3 lat do komunii właśnie. Myślę, żeby w tym roku zapisać moje obie.
                                        To przejście do szarf to był dla mnie taki “awans” dlatego tak się cieszyłam. Tym bardziej, że nasza klasa komunijna dostała swoją prywatną poduszkę do niesienia

                                        • Zamieszczone przez anna.pl
                                          Odniosę si tylko do tego zdania 🙂
                                          Ja sypanie kwiatków też wspominam dobrze 🙂 U nas sypią dziewczynki od 2-3 lat do komunii właśnie. Myślę, żeby w tym roku zapisać moje obie.
                                          To przejście do szarf to był dla mnie taki “awans” dlatego tak się cieszyłam. Tym bardziej, że nasza klasa komunijna dostała swoją prywatną poduszkę do niesienia

                                          To u nas było odwrotnie – dopiero w roku komunii + rok po sypało się kwiatki. W komunijnych sukienkach :).

                                          A w Warszawie to kicha zupełna – kiedyś specjalnie zaprowadziłam kolegę z Turcji, żeby mu pokazać procesję – a tam jakieś 2-4 pannice supiące kwiatki, żadnych poduszek, flag :(… Pytał mi się, co tu właściwie jest do oglądania

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Dziecko wolnego chowu ;)

                                          Dodaj komentarz

                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo