Jestescie asertywne? Potraficie sie skutecznie bronic, gdy ktos Was atakuje bez powodu, lub z powodu tak bezgranicznie glupiego, ze wystarczyloby zamienic dwa slowa, by wyjasnic sytuacje? Ktos, kto ma bardzo silna osobowosc, wrecz despotyczna i bardzo zle reaguje na spokojne proby wyjasnienia sytuacji. A jednoczesnie ktos, na kogo po prostu nie mozna sie wypiac i isc dalej…
Ja bardzo zle reaguje na takie ataki. Odchorowywuje to potem, psychicznie jestem zmasakrowana. Jak sie chronic? Moze ktoras sie zna troche na psychologii – moze wystarcza jakies proste cwiczenia, zeby zachowac spokoj i tak nie cierpiec?
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Asertywnosc
Widzisz ja tez nie mam latwego charakteru jednak pracuje nad soba. Kiedys (jeszcze jakies 4-5lat temu) moje zachowanie i postawa byly podobne to tego co opisujesz. Jednak z wiekiem chyba czlowiek (oczywiscie nie kazdy 😉 ) zaczyna wiele rzeczy inaczej postrzegac. Macierzynstwo rowniez sprawilo, ze zlagodnialam.
Co do szczerej spokojnej rozmowy niestety w wielu przypadkach jest to niemozliwe (Jane o tym tez wspomniala). Ja w koncu postawilam sprawe na ostrzu noza i zadzialalo.
Co ciekawe moja siostra jest jedyna osoba, ktora tak na mnie dzialala.
po entym bezsensownym scieciu, kiedy pozwolilam emocjom brac gore nad rozsadkiem i powiedzialam o jedno slowo za duzo, w koncu usiadlam i na zimno przemyslalam taktyke
ustalilam na przyklad liste slow, ktorych bede sie starala unikac
pierwsze podejscie, a pamietam je bardzo dobrze, bo to byly polowkowe egzaminy zima poltora roku temu, bylo lekka porazka, bo skonczylam na powiedzeniu: sluchaj, teraz nie chce z toba rozmawiac, bo obawiam sie, ze mowia przeze mnie emocje i moge cie niepotrzebnie urazic; wroce za pol godziny, moze wtedy uda nam sie sytuacje rozwiazac (chodzilo o sytuacje kompletnej spychologii i proby obarczenia mnie odpowiedzialnoscia za cos, co nie bylo nawet wpisane w moje obowiazki)
oczywiscie byla jazda, bo najpierw uslyszalam: ok, rozumiem, moja wina, to wszytsko moja wina, nastepnym razem wysle na pismie i bede przynajmniej miec potwierdzenie (i tutaj litania jak owo osoba wiecznie dostaje po dupie za innych)
zacisnelam zeby jak nienormalna, zeby sie nie dac zmanipulowac i jeszcze raz powiedzialam, ze wroce do biura za pol godziny i wtedy rzeczowo porozmawiamy
z czasem bylo lepiej i lepiej i juz teraz widze, ze mam zupelnie inny status w oczach tej osoby
przynajmnie mnie wysluce do do konca (wykropkuje mi czasownik, haha! ;))
tutaj waznym elementem rownania jest tez, czy owa osoba jest po prostu wybuchowa i popada w stany gleboko emocjonalne, czy po prostu zyje w swiecie iluzji i jest swiecie przekonana, ze ma racje
na ten drugi typ, niestety, tylko pelne milczenie i niewzruszona postawa moga zadzialac, tzn. nie zmienia jej postawy, ale wytemperuja jej potrzebe “bycia na wierzchu”
dasz rade
jak ja dalam
a ja dopiero wybuchowa jestem;)
Dokładnei taką osobę mam w bliskim otoczeniu
Wiem juz, ze w moim przypadku najlepiej zacisnąc zęby i przeczekać – kazda proba rozmowy konczy sie ostrym spięciem, bo niestety w pewnym momencie przestaje panowac nad emocjami. Nie przezywam później, bo schemat jest zawsze takim sam i zwyczajnie wiem juz na czym stoję.
Jane, a czy widzisz jakis schemat nakręcania emocji w kontaktach z tą osobą? Widzisz w ktorym miejscu zaczyna sie robić niefajnie? U mnie sprawdza sie niedopuszczanie do pewnych etapów. Unikam niektorych zwrotów, nauczylam sie tez puszczac mimo uszu niektore uwagi.
…wydaje mi się, że takie “toksyczne” zachowania to psychomanipulacje. Moja mama baaardzo umiejętnie mną manipulowała. Naiwnie sądziłam, że miłość może być bezinteresowana. Wyjechałam na drugi koniec Polski i zdystansowałam się. Tutaj niestety nie ma takiej opcji 🙁
Treaz znowu mieszkamy z mamą w jednym mieście. Pokłóciła się z moim mężem… Mówiła o nim straszne rzeczy…słuchałam. Płakałam wieczorem pod prysznicem, trochę ze wstydu że nic jej nie powiedziałam a trochę z żalu, że funduje mi taki zastrzyk “emocji”. To był czas kiedy byłam w ciąży… Aż pewnego dnia miarka się przebrała… i zapytałam – baaaardzo spokojnie – jaki ma cel mówić mi takie rzeczy… Cisza… Potem powiedziałam, że to mój mąż i tak już zostanie i żeby zastanowiła się zanim coś powie. Podobną rozmowę musiałam przeprowadzić z mężem… Też mnie nie oszczędzał… Do końca życia nie zapomnę im, tego co mi wtedy zgotowali, wykorzystując to, że byłam między młotem a kowadłem. Dałam radę, dużym kosztem, ale dałam radę… A musiałam jeszcze chronić Starszą. Przez tę całą sytuację zaczęła się jąkać… Masakra.
Problem polega na tym, że osoby które są nam bliskie albo nas dobrze znają, wiedzą jak uderzyć żeby bolało. Doskonale wiedzą jak nas podejść i co powiedzieć, żeby bolało albo żeby wywołać poczucie winy… Może własnie czara goryczy musi się przelać, żebyś w końcu powiedziała – basta! Nie pozwalam! Ważne jest tylko, żeby zachować spokój…bo tak naprawdę, tylko spokój może nas uratować 🙂
Życzę powodzenia i odnalezienia własnej drogi i sposobu na radzenie sobie z toksycznymi osobami 🙂
miałam komfortową sytuacje w uczeniu sie reagowania na takie sytuacje, o ktorych piszesz. poznalam w pracy dziewczyne, świetna babka. tyle, ze straszna choleryczka. a w okresie pms to juz zupelnie chodząca bomba zegarowa. pierwszych kilka atakow jej zlosci przetrwalam w milczeniu z rozwarta geba. za pare godzin wszystko wracalo do normy. pozniej, przy kolejnm razie, mowilam: uspokoj sie, nie krzycz na mnie. obie sie wieeeleee nauczylysmy. dzis nazywam ja psiapsiola. a wrzeszczy dalej 😉 zazwyczaj klepie ja po ramieniu/ odchodze lub nie i… jest ok.
ta sytuacja pozwolila mi patrzec innym w oczy i mowic: uspokoj sie, nie krzycz.
za to kompletnie nie umiem odmawiac. staje na rzesach, zeby zrobic, o co mnie poproszą. kosztem snu na przykład. malo tego – bardzo zle reaguje na sytacje, w ktorych ktos jest asertywny wobec mnie. prosze o cos (zazwyczaj to blahostki, bo nie lubie prosic) i slysze: nie. cięzko mi wtedy. traktuje te odmowe bardzo osobiscie i choc głowa wie, ze ktoś po prostu jest asertywny, serce cierpi 😉
O, mam identycznie.
Ale ćwiczę odmawianie, choć ciężko idzie i wiąże się z nieuchronnym moralniakiem 😉
Natomiast przyjmowanie odmowy idzie mi nieźle,
bez problemu daję innym większe prawo do odmawiania niż sobie 😉
Cudze zwyczajnie choleryczne zachowania wprawiają mnie w zaskoczenie lub zdumienie, czaaaaasem wkurzają, ale raczej nie bolą.
W temacie wątku: moja opinia na temat (poparta własnym doświadczeniem) chronienia siebie w takich sytuacjach jest taka, że tego naprawdę można się nauczyć, choć oczywiście łatwo nie jest.
Pomocne mz są wszelkie techniki pozwalające złapać dystans do sprawy zanim się damy “zglanować”, np. wszelkie własne sposoby na “robocze zakwalifikowanie” tego co ktoś mówi do którejś z grup: “zapędził się ze złości”, “to jego opinia, choć z księżyca, moja jest inna”, “niech se gada, nie zna mnie więc co on tam wie”, ” to niesamowite, że można wygadywać takie bzdury”, “wykrzycz się, potem pogadamy” czy dowolonej innej, która pozwoli nam spokojnie podejść do sprawy, poczekać na szansę porozmawiania lub zgrabne zniknięcie z pola boju 😉
I najważniejsze imo – trzeba sobie uświadomić, że raczej nie zmienimy tych, którzy nas ranią/chcą/próbują zranić,
musimy zmienić swój stosunek do tego co/jak mówią.
I że każdy ma prawo do opinii, dowolnie bzdurnej,
tyle, że te bzdurne (podobnie jak i sensowne) opinie świadczą o opiniującym a nie opiniowanym
i z niektórymi ludźmi po prostu nie ma sensu dyskutować, bo to zwykłą strata czasu – niech se mysli co tam chce 😉
Imo wszystko co pozwala łapać dystans do sprawy, do napastliwca i tego co wygaduje, jest bardzo pomocne.
Jakiś czas temu przeszłam solidny trenning dzięki mobbingującemu sprytnie pracodawcy. Prawdziwa szkoła chronienia siebie…
O to, to 🙂
Właśnie próbuje przekonać do tego Bep w innym wątku 🙂
bardzo fajny, ciekawy wątek
ja kiedyś taka byłam, noo jeszcze troszkę jestem, uczę sie na własnych błędach..to co tu przeczytałam, dało mi dużo do myślenia
mam taką osobę w rodzinie, kiedyś kłótnia goniła kłótnię…zmieniłam taktykę, jak widziałam, że mnie atakuje słowami, po prostu zaczęłam milczeć, a po jakimś czasie abym sama sie w sobie wyciszyła wychodziłam do drugiego pokoju…owocowało to moimi łzami, ale pomagało…w obecnej chwili z ta osoba jestem tylko na “cześć”, patrzy na mnie z niechęcią, wrogością, podejrzewam że gdyby mogła to by mnie zabiła….doszło do tego, że ja unikam jakiego kolwiek kontaktu z ta osobą, staram sie nie przebywać tam gdzie ta osoba…jednym słowem chora sytuacja 🙁
piszcie dalej, będę czytać
Znasz odpowiedź na pytanie: Asertywnosc