poszperałam trochę w necie i znalazłam ten artykuł (dotyczy konkretnie tego cyrku do którego chcieliśmy iść)
Na dzień dobry odechciało mi się iść i wiem, ze nie zabiorę dzieci.
I tu chciałam się Was zapytać, co mam konkretnie zrobić. Laura od kilku dni o niczym innym nie mówi, tylko o cyrku, bo oczywiście ulotki były w przedszkolu i wiekszość dzieci się wybiera.
Czy uważacie, ze powinnam jej przeczytać ten artykuł argumentując dlaczego nie idziemy, czy 6-latka raczej jest za mała na takie informacje?
Powinnam wymyslić jakiś inny powód? Osobiście skłaniam się ku przeczytaniu jej artykułu, ale chciałabym znać Wasze zdanie.
Dobrze, ze moja 2-latka jeszcze nic nie rozumie w kwestii takich spraw, zresztą o wyjściu do cyrku nie wiedziała, to miała być dla niej niespodzianka.
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Chciałam zabrać dzieci do cyrku, ale…
W przeciwieństwie do zoo schroniska rzadko zarabiają na siebie. Rzadko też mają tylu specjalistów od różnych gatunków zwierząt co w zoo.
Byłaś kiedyś w schronisku? Jeśli nie to idź… a potem porównaj z zoo. 🙂
kuba kiedys prosił żeby iść
ale wytłumaczyslismy mu wszystko i zrezygnował
i my i on wiemy że w cyrku śmieją sie tylko ludzie…zwierzęta płaczą….
temat zamkniety!!
Oj, byłam, byłam w schronisku. Wiem o czym piszesz…
Napisałam, że schroniska by przyjmowały chore zwierzęta gdyby nie było ZOO. Może wtedy też mieliby odpowiednio przeszkolonych specjalistów 🙂
Do cyrku nie pójde. Nie mogłabym patrzeć na te zwierzaki.. W zoo ostatnio byliśmy i też tak jakoś mi było przykro spoglądając na te zwierzaki.. Wśród jednego gatunku małp siedziała matka, ze swoim małym.. wtulone małpiątko w nią… a ona – matka rozglądała się i na ludzi patrzyła – oczy smutne.. 🙁
Wkurzyłam się ostatnio – jak przyjechał cyrk do nas (Arena) – teściowa oczywiście (jako że to super atrakcja dla dziecka) powiedziała Natalii, że jest cyrk i że pójdzie z nią, albo z Kasią (Kasia to siostra mego męża).. w ogóle nie pytając mnie o zdanie! Nie chce żeby chodziła do cyrku.. i tyle! Powiedziałam o tym małżowi, że nie życze sobie – mała nie poszła, zapomniała (chyba na działke pojechała z moimi rodzicami do Kalinki – ojca konik – i do piesków) a następnego dnia już cyrku nei było.. Gdy widze plakaty, po prostu omijamy miejsce gdzie cyrk zazwyczaj się osiedla…
Nastęnym razem jak teściowa wspomni o cyrku – wspomne jakie nieszczęśliwe są tam zwierzęta – ot co.. dziecko mądre – kocha zwierzęta, powinna zrozumieć.
Dokladnie- podpisuje sie. U nas w przedszkolu tez ciagle ulotki, zaproszenia do cyrku. Nie mam z tym zadnego problemu- zwierzatka w cyrku nie sa szczesliwe- zwierzatka sa szczesliwe na wolnosci.
– artykul podlinkowany pochodzi z forum wege – jest skrajnie emocjonalny jak cale podejscie wege do zwierzat. rozumeim, ze nie tlumaczysz i nie czytasz dziecku o drodze swinki od lona matki do talerza z obiadem nie szczędząc szczegółów z zycia np. rzeźni?
jezeli nie – to moze troche konsekwencji – uświadamiajmy dziecko na całego.
nosimy ubrania, mamy sprzet domowy made in china, vietnam, indonesia itd. ktory powstaje w nieludzkich warunkach, praca rak dzieci za 12 centow a godzine. i jakos tu nie widze dywagacji: kupic buty czy nie?
moge podlinkowac kilka artykułów – bedzie lektura do poduszki. A przeciez isteniaj poslkie firmy odziezowe, obuwnicze – drozsze? no trudno – przynajmniej humanitarne.
– cyrk jest rozrywka istniejaca niemal od zawsze – juz blazen mial malpke zeby rozbawiac książeta.
100 lat temu był niemal jedyna rozrywka.
dzisiaj jest rozrywka dla ludzi bez wyobrazni – czyli miedzy innymi dzieci – wyrosna same. teraz fascynuje je wiat zwierzat ktorych nie maja szansy zobaczyc na zywo w innej formie niz zoo czy cyrk, a ktore znaja z bajek, ksiazek i animal planet.
jak dzieci urosna, zaczna wiedziec problemy z roznych stron, beda potrafic analizowac sytuacje nie tylko swojego ego (o ile ich tego nauczyy oczywiscie, choc niektorzy moga miec problem z przekazaniem takiej umiejetnosc), to moze zrozumieja jaka jest druga strona cyrku.
a trzecia strona jest taka, ze podejscie cyrku sie shumanitaryzowalo w ostatnich latach – bo byl duzy odwrot publicznosci po serii artkulow o meczeniu zwierzat i teraz pilnuja komfortu zwierzyny.
my mieszkajacy w duzych miastach (nie przejdzie mi slowo metropolia) mamy do wyboru x rozrywek – male miasta czesto maja tylko wielki swiat w postaci cyrku raz w roku.
Podpisuję się wszystkim, czym tylko mogę 😉
Eee.. czasem lubie małej powiedzieć z czego ta pyszna szyneczka jest zrobiona, ale tak dokładnie to opowiedzieć bym nie potrafiła 😀
A do cyrku i tak nie pójde, po co ma mi potem być smutno. Oglądać nie będę to i myśleć nie będe, o! 🙂
Się podpiszę. Młody zoo uwielbia. O cyrku jeszcze nie słyszał. Ale jak będzie chciał…. no cóż, pewnie pójdziemy. Dla młodego to frajda, tylko my – dorośli – myślimy o tym, co za sceną się dzieje. A co się dzieje? W sumie to naocznie nie sprawdziłam.
A do zoo idziemy 31.05 – Dzień Dziecka będzie i fajna zabawa 🙂
Nie chodzę, bo nie chcę i młoda sie obyła już dwa razy choć inne dzieci były więc też chciała.
Raczej staram się tą chęć do cyrku skierować na inne tory i do tej pory mi się udawało.
Wiem, że przyjdzie moment (a może i nie 🙂 ), że może sie poddam i z nią pójdę, ale wtedy z pewnością będzie pogadanka…
Do ZOO chodzimy, jeszcze nie rozumie, że te zwierzątka też się męczą, ale ja sama lubię…
Mało tego, jak młoda zaczyna nawijać mi schizy o duchach, potworach, dinozaurach i takich tam to ja zaraz się pytam czy widziałaś…. chwila zwątpienia i może i by powiedziała że widziała, a ja na to, ze byliśmy w zoo, widziałyśmy WSZYSTKIE 🙂 zwierzęta, a takich dziw nie było, bo sa TYLKO W BAJCE. I takim sposobem od duchów przeszłam do niesamowitych zwierząt (póki co to działa, hiihihihi) w zoo, ale rezultat jest, bo młoda NIE boi się.
Czasem jak oglada potwory w bajce, potem sama mówi “eeee to tylko bajka”, hihihih i się nie nakręca, nie przenosi świata nierzeczywistego do reala.
Do cyrku nie chodzę,szkoda mi tych zwięrzątek,nienawidzę klaunów i w ogóle…
raz w zyciu byłam w cyrku -pamiętam to jak przez mgłe-nie wiem ile miałam lat… Ale wiem ze babcia i mama wyszły ze mną w połowie bo zanosiłam sie od płaczu. Nad widownia jeździły na linach na małych motorach kapucynki…. Nie wiem czym wtedy się kierowałam ale bardzo płakałam ze mi ich szkoda….to było moje jedyne zetknięcie z cyrkiem…mysle ze ostatnie..
pomijając nawet wystepy zwierzaczków -nie smieszą mnie klauni i akrobaci….
do cyrku nie chodze. nie ze wzgledow “ideowych”, lecz dlatego, ze w zyciu bylam raz jeden jedyny i nie spodobalo mi sie. najnudniejsze 2 godziny w moim zyciu.
co do “biednych zwierzatek” – no coz, dla mnie troche niezrozumiale jest, ze ktos odmawia dziecku wizyty w cyrku /uzywajac argumentu o meczeniu zwierzat, oczywiscie/, natomiast nie widzi niczego niewlasciwego w np. spozyciu na obiad swinki lub krowki /hodowlom daleko do dobrych warunkow, uboj w rzezniach tez nie nalezy do humanitarnych – szczegolnie w tych mniejszych, z “dobrymi, prawdziwymi wedlinami”/. malo kto zrezygnuje z kupna skorzanych bucikow, kosmetykow /nadal w wiekszosci testowanych na zwierzetach/, wielu lekow i preparatow farmaceutycznych /gdzie albo sa testowane na zwierzetach, albo zawieraja wiele skladnikow pochodzenia zwierzecego/.
jesli moje dziecko zechce isc do cyrku – pojdzie.
co doarunkow zas, jakie panuja w cyrkach – u nas bywa cyrk zalewski czy jakos tak – “zaplecze” jest ogrodzone barierkami, ale widoczne dla przechodniow. fakt, czesc zwierzat /tygrys, lew/ leza w malych klatkach, ale wielblady, slonie, kuce biegaja luzem w zagrodzie lub sa uwiazane na bardzo dlugich sznurkach. zawsze w poblizu jest ktos z obslugi, dzieci moga do zwierzat podchodzic, glaskac, karmic, usiasc na kucykach /bezplatnie/.kilkakrotnie widzielismy, jak obsluga wyprowadzala na spacer wielblady i slonie. ilekroc jest cyrk, zawsze chodzimy “do zwierzat”, na samo przedstawienie Makarego srednio ciagnie.
Znasz odpowiedź na pytanie: Chciałam zabrać dzieci do cyrku, ale…