Witam wszystkie mamy a najbardziej LISTOPADOWKI.
Pragne poinformowac Was, ze 22.10.2003 r. o godz. 18.10 urodzilam synka Davidka o wadze 3710 gram i dlugosci 53 cm. Mimo ze mnie lekarz wczesniej straszyl cesarka (dla mnie to strach) urodzilam silami natury a raczej silami strachu. Porod trwal 20 godz. od momentu odejscia wod. Co najgorsze bole parte trwaly 2 godz. a dziecko nie chcialo sie ukazac swiatu – niestety macica nie miala skurczy gornych- nie pomagala mi wypchnac dziecka.Jednak po tym jak lekarka powiedziala, ze musza dziecko wyciagnac przy pomocy ssaka,po wielkim wysilku urodzilam dziecko bez skurczu- mysle ze przez strach, ze dziecku cos sie stanie. Byl to bol niesamowity-tym bardziej ze nie chcialam znieczulenia. Maz zdalyl obdzwonic cala rodzine, ze mamy syna i ze wszystko jest w porzadku.
Jednak matka natura nie byla laskawa dla mnie w dalszym ciagu. Tulac synka do piersi czekalam na odklejenie sie lozyska, ktore tez nie chcialo odejsc. Dostalam kroplowke na wywolanie skurczy, ale dalej nic. Potem nakluli mnie iglami- i dalej nic.Lezac tak godzine zaczelam zartowac z poloznymi, zeby moze zamowily traktor do ktorego przywiaza pepowine i on pociagnie. Gdy tak zartowalysmy poczulam ze cos sie dzieje nie tak.Zamiast lozyska zaczela mi leciec strugami krew- a potem platami skrzepy. Pomalu tracilam przytomnosc.Jeszcze widzialam okolo 7 lekarzy, pare poloznych, anestezjologa i mnostwo maszyn, ktore wjechaly do pokoju. Sciagnieto mi obraczke, zajzano w zeby( jak koniowi). Jedna z lekarek uciskala mi brzúch, zeby zachamowac krwotok. Poproszono mojego meza o opuszczenie pokoju. Wzial dziecko i wyszedl. A mi przed oczami stanely zly i pomyslalam ze moze po raz pierwszy i ostatni widze mojego synka. Gdy tak plakalm ostatkiem sil, uslyszalam jak jeden z lekarzy mowi, ze nastapil stan krytyczny. Stracilam juz 3 litry krwi. Potem juz stracilam przytomnosc. Po krotkim czasie sie ocknelam i zobaczylam anestezjologa z maska nad moja twarza. Powdychalam ze 2 razy przez maske i “sie ulotnilam”. Operacja usuniecia lozyska i zachamowania krwotoku trwala 2 godz. Potem sie obudzilam i wolalam, ze chce widziec synka. Niestety nie dane mi bylo go potrzymac, bo popodlaczana bylam do kroplowek i mialam zalozony cewnik do pecherza. Wygladalam jak po ciezkim wypadku.Ale cieszylam sie, ze nie wykrwawilam sie. Nadmienie, ze choruje na maloplytkowosc tj. chorobe gdzie jest mala krzepliwosc krwi.
Potem przyszlo cale konsylium lekarzy i zaczeto naciskac mi na brzuch. Krew dalej leciala strugami ale juz nie az tyle jak przedtem. Lekarka przeprowadzajaca operacje powiedziala, ze musze dziekowac Bogu, ze pozwolil mi dac nowe zycie i zachowac swoje. Po tych slowach tak sie rozplakalam jak nigdy w zyciu. Dzisiaj nareszcie wrocilam do domu z moim synkiem. Gdy patrze na niego jak spi i mysle, ze moglby zostac osierocony z mojej strony, to lzy mi ciekna ciurkiem. Dziekuje Bogu, ze dal mi cieszyc sie z narodzin syna.
Pozdrawiam Was wszystkie Mamy i zycze lekkich porodow. Trzymam za Was kciuki.
Anna z synkiem davidkiem 22.10.2003
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Jedna noga nad przepascia smierci
Re: Jedna noga nad przepascia smierci
Cieszę się, że już wszystko w porządku. Dużo zdrowia dla Ciebie i dzieciaczka!
Kinga i maluszek [~08.02.2004]
DO MAGDI
Witam Cie. U mnie wszystkie badania wykazaly norme. Od poczatku ciazy co 2 tyg. mialam robione badania na poziom trombocytow- wyniki 120-180 tys. Nic nie wskazywalo na komplikacje. Podczas ostatniej wizyty lekarz zasugerowal mi cesarke- powiedzial, ze dziecko jest duze(cukrzyca ciazowa). Jednak ja chcialam urodzic silami natury-bez znieczulenia.I tak sie tez stalo. Tylko nie liczylam na takie poporodowe komplikacje. Moglam sie cieszyc tylko oczami z narodzin synka. Rece mialam popodlaczane do kroplowek- calodobowe przetaczanie krwi- cewnik zalozony do pecherza. Ale co najbardziej mnie ucieszylo po operacji?- to to ze ZYJE i mam dla kogo teraz zyc.
Zycze Ci powodzenia i szczesliwego rozwiazania porodu.
Anna z Davidkiem 22.10.03
Re: Jedna noga nad przepascia smierci
JEEEEEJJJJKUUUUUUU!!!!!! AAAAAAAle jesteś dzielna kobita! Aż się popłakałam ze wzruszenia!
Wszystkiego co naj, naj, naj dla Ciebie i Maleństwa!
Przede wszystkim zdrowia!
Całuski,
A+
(20.03.04)
Re: Jedna noga nad przepascia smierci
Dreszcz przeszedł po plecach i łzy stanęły w oczach… Ale najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło. Cieszcie się każdą chwilą spędzoną razem, są na wagę złota
Trzymajcie się cieplutko!
Beata i Maluszek (30.01.2004)
Re: Jedna noga nad przepascia smierci
Trzymajcie sie cieplutko, zapomnij o tym co zle i ciesz sie malenstwem.Zycze wam szczescia, zdrowka i wszystkiego co jest najlepsze.Uwazajcie na siebie.Wszystkiego najlepszego….
Re: Jedna noga nad przepascia smierci
Kochana Aniu,
Gratuluje synka i tego, ze bylas taka dzielna.
Zycze duzo pociechy i radosci z syneczka.
Dobrze, ze wszystko skonczylo sie dobrze.
Ja rowniez urodzilam synka tego samego dnia co Ty i kocham go nad zycie.
miska i William Antoni (22 pazdzienik 2003)
Znasz odpowiedź na pytanie: Jedna noga nad przepascia smierci