narodziny Oli

Moja Oleńka ma juz 12 dni i teraz słodko spi, więc skorzystam z chwili i podziele sie z Wami opowieścią o moim porodzie.
Termin porodu mialam wyznaczony na 17.04, a z usg na 16.04, a że czekanie już mnie bardzo męczyło wzięłam się za mycie okien. Wstepnie była umowa z mężem, ze bez włażenia na krzesło i tylko dolne partie, ale troche przekroczyłam tą granice. A tu nic, cisza. Dałam sobie spokój z oknami i 9 kwietnia koło 3.00 poczułam cos mokrego między nogami, pomyslałam najpierw, ze to upławy, ale po kilku godzinach przy przekręcaniu sie na drugi bok poleciało jeszcze. Poczekałam troche i koło 5 obudziłam męża, bo i tak miał iść na 6 do pracy. Zobaczył, ze to jest jescze zabarwione krwią i było tego około pół szklanki. Stwierdzilismy, że nie ma co czekać, bo skoro to juz wody odchodzą, to nie żarty. Zaznaczam, że nie czułam żadnych skurczów, ani jakichkolwiek innych objawów porodu. Troche się wystraszyłam, ze to już, choc w głębu duszy chcialam zeby było wcześniej. Pojechalismy do szpitala i po badaniu i stwierdzeniu rozwarcia na 1 palec połozono mnie pod oksytocynke. Jak sie okazało to nie były wody płodowe tylko czop sluzowy, co mnie bardzo zdziwiło, bo miało konsystencję wody zabarwionej, a nie sluzu. A jak wiadomo czop może odejśc nawet kilka tygodni przed porodem, wiec dalej nie wiadomo czy dzis rodzimy. Poleżałam więc pod ta kroplówka i skurcze rzeczywiście sie pojawiły, najpierw słabe, a potem mocniejsze, ale wciąz nieregularne. Po kolejnych badaniach nie stwierdzono wiekszego rozwarcia, więc po dawce oksytocyny pochodziłam po korytarzu mierząc skurcze. I one tak powolutku sie skończyły. Lekarze stwierdzili, że nie ma potrzeby mnie męczyc tydzień przed terminem i na siłe wywoływac poród i puścili mnie do domu koło 14. Zmeczona takim dniem szybko zasnęłąm wieczorem z radościa, ze święta jednak spędze w domu. nie dane mi było jednak długo pospac, bo znów koło 3.00 sie obudziłam. Tym razem poczułam mały skurcz – to taki uczucie jak przy okresie, opasajacy ból wokół brzucha. Zasnęłam dalej, ale zaczęły mnie budzic kolejne. Później nie mogłam zasnąć, bo nie zdążyłam między jednym a drugim i od około 4.40 zaczęłam je mierzyc. Męża obudziłam, ale bylismy spokojni i opanowani, postanowilismy poczekac do chwili, gdy będa co około 3 – 4 min. – tak nam zalecili w szpitalu, bo niedaleko mieszkamy, więc nie ma co jechac wczesniej. Kolejne skurcze były coraz silniejsze, nie dałam rady siedziec ani leżec tylko cały czas chodziam, a w czasie skurczu oddychałam szybko i trzymałam się łóżka. Bolały mnie juz nogi, ale w innej pozycji nie dało sie wytrzymac. Doczekaliśmy tak do około 10 i o 10.20 zameldowalismy się w szpitalu. Początek był ten sam co dzień wcześniej – badanie, rozwarcie na 1 palec, wenflon, ktg i lezymy. Dobrze, ze nie pojechalismy wcześniej, bo leżenie ze skurczami jest mało przyjemne. Skorzystałam z mozliwości przebrania sie w szpitalna koszulke, bo wygodniejsza i nie szkoda, gdy sie pobrudzi. Po zapisie ktg posiedziałam sobie na piłce, cona początku przyniosło mi wielką ulgę przy skurczach. Cały czas pomogło mi oddychanie. Po kolejnych badaniach stwierdzono, że jakos powoli ta moja szyjka się rozwiera i znów dostałam oksytocyne. Leżenie bardzo mnie wymęczyło, ale kroplówka pomogła, bo przyspieszyła rozwieranie. Lekarz czekał na skurcze parte, a ja juz zaczełam jęczec troszkę, bo cięzko było mi oddychać, a wydawane dźwieków przynosiło mi ulgę. Ale to juz było chyba gdy one sie zaczeły. Dla mnie to trwało bardzo długo, a to podobno było 10 minut. Tych partych skurczy było chyba około 10, mąż juz ściągnął obrączkę, bo mu ręce pogniotłam nieco wtedy. Ale im bliżej końca, tym większa miałam motywację, zwłaszcza, gdy połozna powiedziała, że nasza dzidzia ma włosy, bo juz widac. Nacięcia krocza nie czułam w ogóle, tylko potem nieco piekło przy parciu, więc wiedziałm, gdzie mnie nacięli. Głowka rodziła się z przerwą i była troszkę sina, dlatego mała dostala 9 punktów. Gdy wychodziła to dopiero chlusneło wodami porządnie, bo wcześniej to tak niewiele, az połozna sie śmiała, ze jej rajstopy jestem winna, bo foliowy fartuch nic nie pomógł. Mąż nie przecinał pepowiny, bo mała była nia owinieta przez brzuszek i szyje i położna się nia zajęła. Połozyli mi ja cieplutką na brzuchu i nie mogłam uwierzyc, że to juz moja Oleńka jest na świecie. Była taka mięciutka i sliska jak z galaretki. Pokrzyczała troszke i zaraz sie uspokoiła, a po badaniu trafiła do rak tatusia, bo ja czułam sie strasznie wyczerpana. Myslałam, ze to juz koniec męki, a tu jeszcze urodziłam łożysko – krótka chwila, ale gniecenie obolałego brzucha nie nalezy do przyjemności. Było całe i w porządku, więc omineła mnie przyjemność łyżeczkowania. A na końcu najmniej miły zabieg – szycie. Wszędzie piszą, że nic nie boli, a ja jęczałam jak przy skurczach partych i trwalo to chyba z 15 minut, bo oprócz nacięcia to troche mnie jeszcze porozrywalo i trzeba było to wszystko załatac. Z radością pojechałam na oddział połozniczy i wreszcie ochłonęłam zeby przytulic moje malenstwo i oswoic sie z nowa rola.
Ola urodziła się o 13.20, wiec chyba ten poród nie był długi jak dzis na to patrzę i słucham opowieści innych mam. Gdy jestem juz po, nasuwa mi sie kilka wniosków, które chcialbym przekazac przyszłym mamusiom na pocieszenie:
1. Warto chodzic do szkoły rodzenia, najlepiej z tatusiem, bo nauka oddychania i oswojenie sie z porodem wczesniej bardzo pozytywnie nastraja psychicznie, nie ma poczucia paniki, wiem, co się dzieje z moim ciałem.
2. Obecność męża przy porodzie bardzo pomaga, to długi proces i leżenie samej na sali w bolesciach lub chodzenie po korytarzu byłoby bardzo smutne, a mój mąż stwierdził, że bardziej by sie denerwował siedząc w tym czasie w domu i nie wiedząc co się ze mną dzieje.
3. Nie przejmowałam się zupełnie swoim wyglądem, a chodzenie z wkładką bez majtek w czasie porodu nie sprawiło mi żadnego uczucia zażenowania. W sali porodowej i na trakcie bylismy sami, a dla lekarza, czy połoznej to nic dziwnego.
4. Nie miałam opłaconego ani swojego lekarza, ani położnej (to w sumie małe miasteczko), a czułam się naprawde dobrze i lekarz i poozna wziąż byli przy mnie. Nadal nie znam ich nazwisk. Przy wyjściu ze szpitala kupilismy z mężem tylko po reklamówce słodyczy i jedną dałam dla pani poożnej ze szkoły rodzenia żeby podziękowac ginekologom i połoznikom, ona sama miała się dowiedziec, kto sie nami tak dobrze zajął i podzielic się z nimi słodyczami. Nawiasem mówiąc przemiła kobieta. A druga reklamówke dałam ordynatorowi Oddziału Noworodków, bo bardzo duzo uwagi i czasu przede wszystkim poświęcał dzieciom.
5. Nie sugerujcie sie za bardzo zwyczajami szpitalnymi opisywanymi przez nas, najlepiej popytac przed porodem w swoim szpitalu, ja skorzystałam z tej okazji na szkole rodzenia. bo na przykład u nas nikt nic nie mówił o znieczuleniu, a tym bardziej płatnym, ale na pewno w wiekszym mieście jest inaczej. My np. nie płacilismy nic za szkołe rodzenia, ani za poród rodzinny, ale była tak prosba delikatna żeby na Oddziale Noworodków zostawić 4 pieluchy tetrowe i koszulke lub kaftanik (dzieci tylko przy wypisie ubierane były w swoje ubrania).

Drogie przyszłe Mamy, bądźcie dobrej mysli, zaufajcie lekarzom, własnej intuicji i męzowi, a wszystko stanie sie do zniesienia. W końcu czeka Was najpiekniejsza nagroda, a potem juz co roku kwiaty na 26.05. Trzymajcie sie dzielnie i nie słuchajcie strasznych opowieści o porodach!

Już mama – Kordelia z Olą 10.04.04

1 odpowiedzi na pytanie: narodziny Oli

  1. Re: narodziny Oli

    Gratuluję!
    Zgadzam się z Tobą, że poród rodzinny to wspaniała rzecz. Ja nie wyobrażam sobie dzisiaj porodu bez mojego męża!
    Też nikogo nie opłacałam i jestem zadowolona z opieki.
    Do szkoły rodzenia nie chodziłam – oddychanie przyszło samo
    Rodzenie dzieci nie jest takie straszne o czym zresztą niedawno pisałam.
    Całuski dla Oleńki!

    Znasz odpowiedź na pytanie: narodziny Oli

    Dodaj komentarz

    Angina u dwulatka

    Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

    Czytaj dalej →

    Mozarella w ciąży

    Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

    Czytaj dalej →

    Ile kosztuje żłobek?

    Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

    Czytaj dalej →

    Dziewczyny po cc – dreny

    Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

    Czytaj dalej →

    Meskie imie miedzynarodowe.

    Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

    Czytaj dalej →

    Wielotorbielowatość nerek

    W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

    Czytaj dalej →

    Ruchome kolano

    Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

    Czytaj dalej →
    Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
    Logo
    Enable registration in settings - general