Najpier skopiuję to co napisałam na “Kiedy dziecko…”:
W odpowiedzi na:
Nie wiem od czego zacząć…
Dziś wypisali mnie ze szpitala, wczoraj miałam laparoskopię. Fizyczie czuję się nienajgorzej, chyba twarda ze mnie baba. Leki słabo na mnie działały, nawet uśpić mnie nie mogli… Ale…
A “ale” jest takie, że laparoskopia zakończyła się niepowodzeniem. Lekarz widzi dwa rozwiązania – laparotomia (czyli pełna operacja, udrażnienie jajowodów, cewnikowanie itp), co niestety nie daje mi większych szans na bezproblemowe zajście w ciążę, albo… in-vitro.
Kto by pomyślał, że matka 2-latka może być niepłodna?
Nie wiem co myśleć… Nie mam przekonanie do laparotomii, o in-vitro nawet nie potrzefię jeszcze myśleć…
Jest trzecia możliwość… zrezygnować…Choć nie każdemu muszą się podobać podobne apele to powtórzę…
NIE ZWLEKAJCIE ZBYT DŁUGO Z MACIERZYŃSTWEM!!!
Czas nie działa na Waszą korzyść. Jeśli myślicie o bobasku, to nie czekajcie… Starania mogą trwać długo… Diagnostyka może trwać długo (żadko która kobietka decyduje się tak szybko na diagnostykę inwazyjną jak ja)… Leczenie może trwać długo… A w najtrudniejszym przypadku procedura adopcyjna może trwać długo…
I jeszcze jeden apel… Jeśli miałyście więcej partnerów, jeśli zdarzyło Wam się chodzić na basen, jeśli zdarzyło wam się korzystać z prysznica w szpitalu, hotelu gdziekolwiek i położyłyście gdzieś ręcznik, jeśli macie nawracające infekcje pochwy, lub nie macie ŻADNYCH objawów infekcji… Właściwie dotyczyć to może każdej z Was, odżałujcie pieniądze i sprawdźcie czy nie macie chlamydii. Prawdopodobnie to one mnie tak załatwiły…
Trzymajcie się dziewczyny i trzymam kciuki za Wasze fasolki!
A teraz technicznie… Przyjęli mnie we wtorek, pobrali krew. Dali Relanium, tabletkę przeczyszczającą, a na noc coś uspokajającego. Ogolona byłam dokładnie w domu. Lewatywę mi darowali (choć sąsiadka z sali miała dwie przed laparo). Leki słabo działały. Nawet Relanium. Na obiad zupka i do wieczora mogłam jeszcze pić. Następnego dnia rano zakaz picia i jedzenia, umyłam się i dostałam jakąś niebieską tabletkę (głupi Jaś), który nie podziałał. Przyszła po mnie siostra i była zdziwiona, bo ponoć po tym leku to muszą pacjentki wieźć na salę operacyjną, a ja poszłam sama bez zataczania się… Położyłam się – samolot i te sprawy… Wenflon, coś w żyłę, przypinanie do stołu. Maseczka i nakaz 5 głębokich oddechów. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć (nie śpię!)… sześć, siedem… Hmmm Śpię. Budzą mnie (tak trochę). Nawet coś mi się śniło! Nie mogę oddychać ustami. Rzężę. Wyjmują rurkę. Nie jest lepiej. Dają coś powdychać. Ufff. Już mogę oddychać. Wiozą na salą. Na korytarzu widzę męża. Nie daję rady trzymać otwartych oczu i mam kołowaty język, ale nawet w miarę jasno myślę. Naciskam mężą żeby poszedł oszukać lekarza i o wszystko wypytał. Po godzinie jest lekarz, gada z mężem. Mąż zdaje mi relację, ale coś mu się miesza. Proszę, żeby rzyszedł z lekarzem. Przychodzi doc. Szamatowicz i wyjaśnia wszystko…
Szybko dochodzę do przytomności. Nie wymiotuję (choć inne babeczki wymiotowały nawet po 4h). Mam kroplówki. Nie potrzebuję ŻADNYCH środków przeciwbólowych. Chce mi się siusiu. Nie daję rady na basen. 2h po zabiegu wlokę się z kroplówką do kibla i siusiam z ulgą. Potem trochę śpię (mąż idzie do domu). Wieczorem już chodzę. Staram się dużo ruszać. Śpię znośnie, wenflon w zgięciu łokcia przeszkadza, boli brzuch, ale nie biorę nic p. ból. Rano obchód i decyzja, że idę do domu. 5 dni zwolnienia. Mało. Mam dwie dziurki w brzuchu, bez szwów (bardzo mnie to zaskoczyło). Tylko duży opatrunek. Jeszcze przy zmianie opatrunku rozmawiam z położną, która mówi, że laparotomia jest bez sensu – mogą szybko “uruchomić” pacjentkę, ale i tak będą zrosty… In-vitro… A skoro mam już synka, to chyba już nic…
I tak to wygląda. Brzuch mnie boli, ale jest znośnie. Ledwo co trochę brudzę podpaski, nawet ciężko to nazwać plamieniem. “Tam” nic nie boli. Tylko brzuch.
Wynik laparoskopi? Obustronna niedrożność jajowodów już przy samym ich ujściu do macicy, czyli może być i tak, że są tylko przy ujściu niedrożne, a możliwe, że są calutkie zarośnięte. Nie do sprawdzenia bez cięcia… Nie udało się wejść z kontrastem ani trochę.
Zabieg robił bardzo dobry lekarz – doc Szamatowicz znany Wam z “bociana”.
Michałek 14.08.2003
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Nie jest dobrze…
Re: Nie jest dobrze…
to bardzo smutne co piszesz, bardzo mi przykro
Znasz odpowiedź na pytanie: Nie jest dobrze…