Właśnie przeczytałam w “Zwierciadle” artykuł pt.”Cały świat za dziecko” i wywiad z Wojciechem Eichelbergiem.I jestem bardzo wdzięczna redakcji!Wreszcie ktoś pisze o tym problemie.
My też nie możemy mieć dzieci(tzn.ja mogę,Mąż nie). Pamiętam dzień,kiedy odbierałam wyniki Męża(jestem lekarzem,więc ja byłam koordynatorem wszystkich naszych działań).
Po prostu wpadłam w histerię-dlaczego On?dlaczego ktoś,kogo kocham i kto tak bardzo chce mieć dzieci?i jak Mu o tym o tym powiedzieć?.I jeszcze ostatnie słowo lekarza-jest tylko jeden sposób,in vitro. Spróbowaliśmy.Kiedy już było po wszystkim, kiedy już się okazało,że nic z tego,przyrzekłam sobie,że to był pierwszy i ostatni raz. Nie chcę tego wszystkiego przechodzić jeszcze raz.
I nie pozwolę,żeby chęć posiadania własnego dziecka zniszczyła mnie,moje życie, zdrowie i małżeństwo.W przyszłym roku będziemy mieć dziecko-adoptowane,potem jeszcze jedno-też adoptowane.Jeśli kiedyś urodzę nasze własne dziecko,też będziemy szczęśliwi. To,co teraz napiszę,może się wydać dziwne,ale
dziewczyny,opamiętajcie się,bo jak mówi pan Eichelberger,
bycie matką dotyczy przede wszystkim serca,a nie macicy.
Jestem kobietą i BĘDĘ MATKĄ,choć pewnie nigdy sama nie
urodzę dziecka.
Z pozdrowieniami.Ania.
7 odpowiedzi na pytanie: obsesja
Re: obsesja
Droga Aniu,
Podziwiam Cię, że potrafisz to głośno powiedzieć i że jesteś tak bardzo o tym przekonana, że bycie matką dotyczy serca, nie macicy. Ja ciągle waham się pomiędzy stanowiskiem : wlaczyć do upadłego kosztem zdrowia i małżeństwa, czy postarać się o adopcję. Myślę, żew równym stopniu potrafiłabym moją miłością obdarzyć dzieckjo adpotowane, jak i urodzone, bo przecioeż to chyba jest tak, że uczysz się prawdziwej i głębokiej miłości patrząc jak dziecko rośnie, usmiecha się, zaczyna mówić do ciebie mamo, kiedy jesteś z nim i uczestrniczysz w jego osiągnięciach i porażkach. Niestety mój mąż ma inne stanowisko – powiedział, że dla niego adopcja to jest najbardziej ostateczna ostateczność. Ja mogłabym mieć i urodzonei adoptowane i wcale nie chodzi tu o pójście na łatwiznę. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo zrealizowanej miłości. Bogna
Do aniutki i innych
NIe sądzę, aby moje dążenie do posiadania własnego potomstwa było wynikiem “myślenia macicą” – jest to dość brutalne uproszczenie problemu, który nas dotyka. Każdy ma prawo podejść do tego problemu tak jak uzna to za stosowne, co zresztą widać w dość zróżnicowanych poglądach prezentowanych na tym forum. Ja również mam swoje podejście do problemu, które ewoluuje wraz z moimi kolejnymi doświadczeniami medycznymi i odbieraniem róznych psychicznych bodźców, i z pewnością obecnie mam dużo więcej dystansu niż np. 2 lata temu. Ale nie potępiam nikogo, kto myśli i robi inaczej, i nie próbuję na siłę “przywołać go do porządku” tak jak to zrobił pan E w sposób zupełnie beznamiętny i bezwględny. Twoje doświadczenia są takie, że oboje dośc szybko zdecydowaliście się na adopcję i to jest wasz wybór i sposób na rozwiązanie problemu, inni mają inny sposób, może nieskuteczny, ale innego w danej sytuacji nie widzą. NIe można nikogo przekonać “na zawołanie” – przestań próbować, po co ci to, zaadoptuj. NIe neguję całkowicie tego, co powiedział pan E – z pewnością trochę ładu i równowagi przydałoby się w naszym życiu, i trzeba nad tym również popracować, żeby nie doprowadzić się to autodestrukcji, ale każdy musi mieć trochę czasu (jedni więcej, drudzy mniej), żeby do takich czy innych decyzji dojrzeć.
ja też
Hej Aniuta,
ja też myślę podobnie jak Ty, ale jednocześnie zgadzam się ze stanowiskiem Agi, że każdy potrzebuje czasu, żeby dojrzeć do decyzji o adopcji.
Ja też będę mamą :-). Już postanowiliśmy z mężem, że jeśli w ciągu roku nie zajdziemy w ciążę, to idziemy do ośrodka adopcyjnego.
Wreszcie czuję, że stąpam po twardym gruncie a życie nabrało kolorów.
do Aśki
Asiu mam wrazenie, ze słysze siebie. Tez czekam rok, a potem rozmowy o adopcji. Tylko u nas mój Mś jeszcze nie wyraził ostsecznej zgody, tzn. niezastanowił sie do konca. Mam więc rok. Może wiele osób powie, ze warto poczekać, jeszcze kilka rzeczy sprawdzić, ale w moim przypadku jest tak, ze ja musze miec na końcu drogi dziecko. niewazne czy będzie to dziecko wujęte z mojego btzucha, czy urodzone przez kogoś innego. DZIECKO, które wychowam i naucze go wszystkiego co umiem. Myśle, ze mnie rozumiesz? M
do Małgosi
Małgosiu, rozumiem Cię doskonale :-). Ja już nawet zaczęłam się przgotowywać do macierzyństwa. Tak jak pisałam na forum gazeta odgracam mieszkanie (żeby zrobić miejsce dla maluszka :-)) i czytam literaturę na temat wychowania niemowląt i dzieci. Nawet nie wiedziałam, że to wszystko tak pozytywnie wpłynie na moją psychikę. Polecam 🙂
Do Aśki
Wiem Asiu, ja też zaczynam powoli myślec w ten sposób. Pomyśl, za rok będziemy miłay przaterty szlak prze Ewę. Caluski, Malgosia
Re: obsesja
aniuta zgadzam się z Tobą. 3 lata temu (po czterech latach małżeństwa i 3 latach leczenia) postanowiliśmy z mężem adoptować dziecko, jesteśmy zarejestrowani w ośrodku katolickim, pzreszliśmy wiele kolejnych etapów. stwierdziłam że, tak jak ty, przede wszystkim chcę mieć dziecko a leczenie może potrwać jeszcze parę lat a ja chciałam mieć dziecko jako młoda mama(miałam wtedy 26 lat), doszłam do wniosku że zapewne Bóg (jestem katoliczką) chce żebym adoptowała, że tak właśnie wyglądać będzie moje macierzyństwo, i uwierz mi kiedy sobie to uświadomiłam kamień spadł mi z serca, naprawdę się uspokoiłam, to było jak lekarstwo, poczułam że znalazłam wyjście z sytuacji, chciałam oczywiście dalej starać się o biologiczne dziecko ale już z jednym dzieckiem przy boku. niestety moja mama zdecydowanie się przeciwstawiła a ja nie chciałam wprowadzac do skonfliktowanej rodziny maleństwa które i tak już dużo przeszło. i tak minął rok, rozpoczęłam na nowo badania, zrobiłam hsg, podeszłam do insemincji, zaszłam w ciążę, urodziłam cudowną córeczkę (ma 14 miesięcy) bez której nie wyobrażam sobie życia…i dalej chcę adoptować.
kiedyś ktoś powiedział że dzieci adoptowane nie są z naszego brzucha tylko z naszego serca, bardzo mi się to podobało, trzymam kciuki
pozdrawiam magda
Znasz odpowiedź na pytanie: obsesja