porod naszego synka Louisa-b. dlugie

znalazlam chwile czasu by opisac porod naszego synka:

w sumie termin mialam na 2. 08.05 ale juz nie moglam po prostu sie poruszac. postanowilam cos zrobic w tym kierunku i w czwartek 28.07.05 oblecialam wszystkie okna u nas w mieszkaniu, powoli, bez zadnego jakiegos specjalnego wysilku, do tego jeszcze takie normalne domowe porzadki i postanowilam czekac co na to moj brzusio powie..

Piatek 29.07.05
w tym dniu mialam termin u gina, normalne rutynowe badanie, jedziemy z mezem do gina, przy oddawaniu moczu patrze na wkladke i widze troszke krwi, hurrra… zaczyna sie. wychodze z toalety i szczerze zeby do meza, ten nic nie kapuje i siostry, ktore przypadkiem tez mnie widzialy rowniez patrza na mnie z wielkim znakiem zapytania w oczach. czekam na moja kolej do gina, w miedzy czasie ktg, pobranie krwi i te wszystkie rutynowe badania. nareszcie wizyta. mowie ginowi co zaszlo w toalecie, on do mnie, ze to czop odchodzi i na weekend na pewno sie zobaczymy, nagle stwierdza, ze go na weekend nie ma, bo ma jakis kongres i wraca dopiero w niedziele. brechtamy sie, ze do niedzieli musze poczekac (bardzo mi zalezalo, ze on bedzie porod odbieral). jedziemy do domu, jestesmy z mezem bardzo podnieceni, bo plamienie nadal jest i w sumie moze w kazdej chwili sie zaczac porod. wieczorem idziemy na imprezke do sasiadow obok na godzinke, czuje, ze zaczynaja sie lekkie skurcze, smieje sie do meza a on tym razem czai o co chodzi i odwzajemnia mi usmiech, oboje wiemy juz o co chodzi. wracamy do domciu. w nocy skurcze staja sie coraz mocniejsze. o 2 sie budze, bo z tego wszystkiego nie moge spac. patrze na zegarek co jakis czas i stwierdzam skurcze co 20 min. hmm z takimi skurczami to nie ma co jechac do szpitala mysle sobie, nie budze tez meza, tylko staram sie zmruzyc oko, bo jak mam nie dlugo rodzic to lepiej bym sie wyspala. do 6 rano jednak bole nie daja mi spac, ale sa nadal tylko co 20 min. po 6 znikaja, ah mysle sobie w takim tempie to do zimy nie urodze.

Sobota 30.07.05

plamienie nadal jest, co mnie dziwi, ze tam nie widze zadnego sluzu, co by na to wskazywal, ze to czop odchodzi. jest tylko plamienie. skurcze tez sie nie pojawily od nocy, cisza przed burza. niepokoje sie troche tym plamieniem. dzwonie do mojej poloznej i opowiadam jej zdarzenia od dnia poprzedniego. ona tez sie dziwi, ze sluzu nie ma, ale mowi, ze to normalne, ze moze potrwac jeszcze pare dni, ale jak sie niepokoje, to ona ma dyzur nocny w szpitalu i moge przyjechac wieczorem, to sprawdzi wszystko. mowie do meza, ze czuje, ze dzisiaj pojedziemy do szpitala, ze sie zacznie na 100%. maz kiwa glowa i stara sie nie pokazac podniecenia i zdenerwowania. w miedzy czasie mam znowu bole, ale ponownie nieregularnie i raz mocne raz slabe. nagle czuje jak cos mi cieknie po nogach, nie wiem, czy to ten sluz i uplawy czy to wody. jest prawie 20:00, dzwoni moja kolezanka i pyta sie czy u mnie cos sie dzieje, bo ona od godziny ma taki twardy, napompowany brzuch i mysli o mnie, ze cos sie zaczyna. brechtamy obydwie, po ja w przedpokoju ze sluchawka przy uchu a w tym samym czasie znowu mi cos po nogach cieknie. tym razem nie mam watpliwosci: wody plodowe. probuje zachowac spokoj, pakuje ostatnie rzeczy, ktore stoja na liscie rzeczy do spakowania w ostatnim momencie, dzwonie po meza, ktory w miedzy czasie pojechal do tesciow i mowie mu co sie dzieje. za 15 min maz juz na miejscu i jedziemy do szpitala, ja trzymam sie za spodnie, i mam wrazenie, ze zaraz bede musiala je rozebrac, bo przemokna do suchej nitki, co sie porusze leci po nogach. docieramy do szpitala, moja polozna smieje sie, bo juz wie o co chodzi. potwierdza odejscie wod. skurcze nadal nieregularne i rozwarcie na 1 cm…cholera mysle, mialam nadzieje, ze moze 5 cm a tu tylko ten jeden 🙁 nagle skurcze ustepuja, tego jeszcze brakowalo), polozna mowi, zebysmy pochodzili po szpitalu, oblatujemy cale odzzialy, po schodach w dol i gore, nic sie nie dzieje, maz bardziej zmachany niz ja ( z powodu od tygodnia go dreczycych boli kregoslupa), za godz. mielismy sie stawic na ktg. Po godzinie wchodze do sali usmiechnieta od ucha do ucha bo nic nie boli, zero skurczy (mysle znowu i mam nadzieje, ze moze juz 5 cm, bez konkretnych boli) a tu okazuje sie ze niecale 2!!! Mina troche zrzedla u mnie, no to lewatywa i znowu bieganie. Na porodowce bylismy sami z mezem (oczywiscie oprocz poloznej), wiec polozna zorganizowala lozko z odzialu dla meza i moglismy w jednym z pomieszczen do porodow „pospac“.

Niedziela 31.07.05
Oczywiscie ze spania byly nici, bo ok. 24:00 zaczely sie skurcze, i byly juz coraz silniejsze, ale tylko co 7 min. co sie polozylam musialam od razu wstac, bo nie moglam zniesc zadnego skurczu na lezaca lub siedzaco, musialam chodzic. Ok 2:00 bole byly juz dosyc mocne, ale do zniesienia i trwaly krotko. Mimo wszystko zawolalam polozna, bo bylo coraz mocniej. Postanowilam isc do wanny. O jakie to bylo cudowne, bole najpierw zniknely i tak mi ulzylo jak nic w tej cieplej wodzie, moglabym pospac, gdyby nie to, ze po 20 min. zaczely sie bole ponownie i tym razem na calego (ciepla woda wspiera rozwarcie szyjki). W miedzy czasie bylo juz jasno na dworze, bole coraz mocniejsze. O 7 rano chodzialam po scianach, gdybym nie miala tych boli krzyzowych, to nie byloby az tak zle, ale te krzyzowe, to naprawde nic pieknego. Wijalam sie z bolu (ale nadal chodzilam, nie moglam siedziec, ani lezec, nawet maz nie mogl mnie dotknac w czasie skurczu, bo sie nie dalam). O 8 zawylam o anestezjologa. Bylo mi wszystko jedno, co mi zrobia ja juz nie chcialam czuc tego bolu. Mialam zzo i od tego momentu lezalam na lozku, bole byly coraz mocniejsze, ale ja juz tego nie czulam, tylko widzialam na wykresie jak wzgorki sa coraz wyzsze. Ok 12 w poludnie poczulam ze musze przec. Zawolalam polozna, ktora na moment wyszla (to byla juz inna, o 7 rano zmienila sie zmiana) i oswiadczylam jej, ze chyba musze przec. Ona mnie zbadala i bingo 10 cm!!!! Hurra!!! Zadzwonila po lekarza, ktory w ciagu 2 min, juz byl. Ten na mnie sie patrzy i taaaki usmiech. „No to poczekala Pani jednak do niedzieli“ zazartowal. Smialismy sie oboje. Ja czulam sie sama nie wiem jak. Nie czulam ani jednego bolu. Moglam odpoczac, przez te ostatnie godziny, kiedy mialam znieczulenie, tylko nogi mi sie trzesly i jak widzialam, ze polozna i lekarz przygotowuja wszystko dla malego (ubranka, kolderke, recznik, ubieraja sie w fartuchy) to az mi sie milo zrobilo, ze tak sie przygotowuja na przyjscie mojego dziecka (chociaz to przy kazdym porodzie normalka). Czulam sie tak wyjatkowo. Po paru parciach trzymalam mojego synka w ramionach. Fakt, ze nie tylko bylam nacieta ale i wszedzie gdzie mozna byc porwana, ale mimo wszystko poplakalam sie ze szczecia i moj maz tez mial lzy w oczach. Niesamowicie dopingowal mi przy parciach i dodal ogromnie duzo sily. Jak teraz mysle o tym to mam normalnie lzy w oczach. Uwazam, ze to niesamowite uczucie urodzic dziecko. Nasz kochany synek Louis Jan dostal 10 punktow i dzielnie przeszedl porod. Jestem bardzo szczesliwa!

Zycze wszystkim swiezo upieczonym mama i tata duzo radosci z ich pociech i przesylam serdeczne pozdrowienia.

Justyna K.

6 odpowiedzi na pytanie: porod naszego synka Louisa-b. dlugie

  1. Re: porod naszego synka Louisa-b. dlugie

    gratuluje udanego porodu i zdrowego dzieciaczka:)

    • Re: porod naszego synka Louisa-b. dlugie

      gratuluję synka 🙂

      Juleczka (Puchatek) 12.12.04

      • Re: porod naszego synka Louisa-b. dlugie

        Wielkie gratulacje dla Mamy i Taty a dla maleńkiego Forumowiątka duuuuże buziaczki. Zyczę wszystkiego dobrego.

        [Zobacz stronę]

        Aga z Szymkiem (24.03.1999) i Julcią (12.06.2004) !

        • Re: porod naszego synka Louisa-b. dlugie

          przyjmijcie nasze gratulacje i super opowieść o porodzie a jak twoja koleżanka też urodziła tej samej nocy?

          ANIA I ALKA 2,5

          • Re: porod naszego synka Louisa-b. dlugie

            racja, urodzic dziecko to jest niesamowite uczucie. Twoje łzy wycisnęły moje łzy
            Niech się synek dobrze chowa


            Marzena & W,E,K i Marysia 8.07.05

            • gratulacje serdeczne 🙂

              Serdecznie gratuluję urodzenia synka o tak wyjątkowym imieniu 🙂 Wszystkiego dobrego dla Ciebie i Luiska 🙂

              Znasz odpowiedź na pytanie: porod naszego synka Louisa-b. dlugie

              Dodaj komentarz

              Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
              Logo