Długo mnie tu nie było… ale potrzebowałam czasu….. Najpierw mnie nie było, bo za bardzo bolało, potem byłam ale tylko czytałam, a nie miałam odwagi nic napisać…..
Jak wiecie byłam w ciąży, z czego bardzo, bardzo się cieszyłam… Niestety nie dane mi było cieszyć się długo…. Po spotkaniu forumowych mam (chyba 15 listopada) kiedy wróciłam do domu, coś mnie zaczęło pobolewać, nie jakoś mocno, ale od tego dnia miałam złe przeczucia, nawet mężowi tego wieczoru powiedziałam, że bardzo boję się o nasze maleństwo. W poniedziałek (17 listopada) odchodziłam już od zmysłów, wiedziałm że coś jest nie tak… moja intuicja…. Na wtorek miałam umówioną wizytę u lekarza, nie zawoziłam synka Pawełka do mojej siostry jak było wcześniej umówione, tylko poprosiłam ją żebyśmy spotkały się pod przychodnią gdzie miałam wizytę. Lekarka zbadała mnie, powiedziała, że macica powiększona jest mniej więcej na 11 tydzień, czyli tak jak powinno być. Po badaniu wewnętrznym, przyszedł czas na usg. I niestety moje podejrzenia okazały się słuszne. Dzidzia się nie ruszała, serduszko nie biło… Lekarka wypisała mi skierowanie do szpitala. Wyszłam płacząc i płakałam przez cała drogę powrotną do domu. Wiem, że musiało to wyglądać nieciekawie, ale wtedy było mi wszystko jedno… moja siostra zaopiekowała się Pawełkiem i przyjechaliśmy do mnie do domu. Oczywiście zaraz po wyjściu z gabinetu zadzwoniłem do męża, który zwolnił się tego dnia z pracy i wziął trzy dni urlopu. Kiedy wróciliśmy do domu, mąż już był, wyrzuciłam z siebie wszystko co się dowiedziałam. Mąż pomógł mi się spakować i zawiózł do szpitala. Następnego dnia w szpitalu miałam powtórne usg, które niestety potwierdziło diagnozę z dnia poprzedniego, cud o który się modliłam nie wydarzył się…. oczywiście czekał mnie zabieg. Następnego dnia po zabiegu mogłam wyjść do domu…. i choć fizycznie czułam się dobrze to psychicznie czułam się okropnie. Było to okropne przeżycie, dla mnie i dla męża. Ale wiem, że w mężu mam prawdziwe oparcie i po tym zdarzeniu kochamy się jeszcze bardziej.
Co do przyczyny, to jest nieznana, jak twierdzą lekarze, zdarza się… jak spytałam się w szpitalu jak często to powiedzieli, że właściwie codziennie mają takie przypadki jak mój.
Teraz staram się już do tego nie wracać, choć moja kruszynka na zawsze pozostanie w moim sercu.
Dziękuje za przeczytanie i mam nadzieję, że mnie przyjmiecie z powrotem do swojego grona.
Kasia mama Pawełka
Strona 3 odpowiedzi na pytanie: Powracam…. smutne….
Re: Powracam…. smutne….
witaj
Jasne, że Cie przyjmiemy i z nami na pewno zapomnisz o tym przykrym wydarzeniu. Masz jeszcze drugie dziecko, które Cie bardzo potrzebuje, bądz dla niego kochaną mamą a zobaczysz, że wszystko z czasem ułoży się szczęśliwie i kto wie co Cię jeszcze czeka.
Aneta i Tymek ur 19.10.2003
Re: Powracam…. smutne….
bardzo smutne….. Nie wiem co napisac, tak mi przykro….. dzielna jestes….i dobrze ze jestes z nami.
guciak i Ninka 27.04.2003
Re: Powracam…. smutne….
Wiem co przeżywasz! Ja tak straciłam swoje pierwsze dziecko, może to zabrzmi pretensjonalnie, ale masz Pawełka i powninnas się teraz na nim skupić. Trzymaj się!
Halina i Radek (05.01.2002r.)
Re: Powracam…. smutne….
wyrazy glebokiego wspolczucia..to ztraszna rzecz..kazda z nas to wie..bo byla w ciazy…
ale mysl tylko tak..ze ta fasolka byla uszkodzona..dlatego organizm sam ja odrzucil…
pozd
bedzie dobrze
claudia / prawie 7 miechow!/
Re: Powracam…. smutne….
jestem z toba…
Ewa i Jula (9-08-02)
Re: Powracam…. smutne….
Tak mi przykro, jestśmy tu aby pomagać, mi to forum pomogło i to bardzo,straciłam synka 18 tyg,wiem że jest Ci ciężko, trzymaj się dzielnie….
Kaska i Nadia Michalina 17.05.2003
Znasz odpowiedź na pytanie: Powracam…. smutne….