Punktualna Marta, wrocławianka urodzona w domu

Zanim opiszę jak się rodziła Marta Lena(będzie długo) parę słów o tym, co mnie skłoniło do porodu domowego.
Pierwsza córcia urodziła się w szpitalu mocno okrzepłym w zasadach z lat 80-tych. Wprawdzie były to czasy fundacji rodzić po ludzku ale tamtejsza twierdza broniła się zaciekle – tzn.mieli worki sako, nowoczesne łożko porodowe itd. ale zabrakło tego co najważniejsze – mentalności, w której kobieta ma coś do powiedzenia w kwestii swego ciała i swego porodu… Stąd na nic moje obczytanie, bywanie na wykłdach i pokazach filmowych – po prostu poległam na łożu. Ale dzięki pomocy mamy we wczesnej fazie rozwierania – nakarmiła jajecznicą, powlokła mnie na spacer pod pretekstem ostatnich zakupów…itp małżonek przejechał 100km w 40 minut, dolaczył do mnie i jakoś to było…
Ale…pierwsze dziecko… Niepewność, strach…wiadomo – urodziłam, zobaczylam Skarba, ucieszyłam się i…popadłam w koszmarnego baby – bluesa ale to już obok tematu nieco…

Potem był synuś – bałam się koszmarnie, wiedziałam, co mnie czeka i bardzo zwlekałam z pójściem do szpitala. Już nie było spacerów ale za to wymoczyłam się w domu w wannie a potem jeszcze siedziałam w aucie 2 godziny pod szpitalem – aż poczułam ból w mieśniach zastałych od siedzenia. Juz na porodówce, notabene rodzinnej nie pozwolono mi się ruszyć, pani(położna) uwiazała mnie do KTG – nie pozwoliła zmieniać pozycji na boczną i zabrała kapcie stwierdzając, że nie bedą potrzebne – efekt: po kilku godzinach męczarni, niepotrzebnego przyspieszania farmakologicznego (zbliżał się termin cesarki wcześniej już zaaplanowanej) – młodego wypchnął lekarz. Ja zmasakrowana, popękana w kierunku pęcherza, z cewnikiem całą dobę i z poczuciem totalnej porażki i bycia jak ofiara gwałtu. Synuś wyszedł wyczerpany, na skraju wytrzymałosci, krzyczał rozpaczliwie, był na pograniczu jeśli chodzi o wskaźniki normy urodzeniowej. Na szczęście wszystkie kontrole przeszedł pomyślnie a obecnie ma “tylko”(?!) dysleksję. Postanowiłam – nigdy więcej konowałów!

No i nastąpiła era: Marty XXI wiek, Wrocław, szkoła rodzenia u mojej guru Agrawal, sporo większe możliwości szpitali wrocławskich ale nadal konieczność zdania się na przypadkowe osoby i wciąż istniejąca we mnie trauma szpitalna. W wielkim Wrocławiu nie ma izby porodowej ani prywatnego ośrodka jest za to wszechobecny tłok i pośpiech jak na taśmie produkcyjnej. No a my 10 lat starsi, ja bardziej pewna siebie i wiedząca czego oczekuję. Ale opatrzność czuwała – jeszcze zanim dowiedzieliśmy sie o Marcie poznałam krąg kobiet, w którym pojawiła się też babka, która urodzila w domu, w dodatku lotosowo.. Pogadałam, poprzymierzałam sie do tematu, posłuchałam doktor na jej cennych wykładach, trafilam na cenne dla mnie wątki Silije i Rosy na odkrytym przy tej okazji forum na maluchach. Dzięki nim przymierzyłam się do praktycznego wymiaru tego przedsiewzięcia i tak sobie trwałam w stanie poszukiwania odpowiedzi w samej sobie, czy jestem w stanie zaufać sobie i naturze na tyle, że będę wiedziała na pewno, że w domu ja i dzecko będziemy co najmniej równo bezpieczni, jak w szpitalu albo i bardziej. Co ważne, mąż dotarl mimo początkowych trudności w uczęszczaniu do szkoły rodzenia na zajęcia o porodzie i…zaakceptował tzn.zobaczyłam, że posłuchawszy relacji innych, którzy urodzili w domu a przede wszystkim zobaczył mężczyzn w akcji i nabrał przekonania, że tak – to jest dobra dla nas droga.
I wtedy poznałam GRAŻYNĘ, anioła który wprowadza na ten świat maluszki nie potrzebujac do tego mieć za plecami instytucji, konkretną babę z doświadczeniem i bijącą z oczu i słów miłością do tych maleństw. Zobaczyłam ją najpierw na zajęciach w szkole rodzenia, popytałam doświadczonych w kontakcie z nią a potem nastąpił już etap wzajemnego poznawania się, gdzie nabralam przekonania, że tak – z tą kobietą poczuję się bezpiecznie i wiem, że nie bedzie wprowadzać swoich scenariuszy a mądrze nam potowarzyszy.
Potem nastąpił etap praktycznych przygotowań – badania, które miały przesądzić o tym, czy mogę bezpiecznie rodzić w domu, inwestowanie starań we wzrost hemoglobiny, im bliżej porodu tym częstsze kontrole u ginki. Jeszcze trzeba było przygotować dosłownie parę drobiazgów potrzebnych w domu, umówić przyjaciół do zaopiekowania się dziećmi i psem. Oraz jeszcze wybranie szpitala i spakowanie torby “na wszelki wypadek”. No i przyjemności w postaci przygotowania wyprawki dla dziecka. Rozmowy z różnymi osobami, które potrzebowały zrozumieć moją decyzję,w tym na forum. Na ostatniej wizycie tuż przed porodem Doktor stwierdziła, że “nic się nie otwiera i to może jeszcze potrwać ale równie dobrze w każdej chwili może się coś wydarzyć, bo to 3.ciąża”. Pod gabinetem okazało się też, że kolejna para rodząca w domu mieszka na sąsiedniej ulicy, niedługo więc urodzi się Marcie koleżanka(/kolega?- zapomniałam zapytać).

PORÓD
No i nadeszła niedziela. Zaczęła się od rozstroju żołądka…mężowskiego (później śmialiśmy się, że on pierwszy poczuł skurcze przepowiadające. Gdy mu odpuścilo, pojechaliśmy na zaplanowane zakupy. W trakcie jazdy autem poczulam ból w dole brzucha jak na @ ale własciwie nie był to ból a takie napięcie – pomyślałam sobie – wreszcie jakiś sygnał przepowiadający. Jakoś mi się nie chciało przepychać z wielkim koszem przed ludzi trwających przy kasie uprzywilejowanej, więc odczekaliśmy swoje w zwykłej a ja stałam sobie, czekajac aż bedę mogła zaplacić kartą i myślalam, że całkiem silna jestem w tej ciąży, bo nawet nie poszlam usiąść (fakt, tenajbliżej były zajęte). Potem jeszcze poszliśmy na zdrowy soczek marchewkowy, myślałam jeszcze spojrzeć na buty dla córci ale i to i sprawę, ktorą mąż miał załatwić odpuściliśmy. Gdy wczłapałam się na nasze 3. piętro okazało się, że na wkladce brunatno – “czyżby czop? i czy tym razem jak w poprzednich ciążach to już zwiastun, że tego dnia będziemy mieli możlwiość zobaczyć nasze dziecko?”
Oni biegali tam i spowrotem z zakupami, małż jeszcze wyprowadził psa a ja stwierdziłam, ze czas wypocząć na wypadek, gdyby to był ten dzień.
cdn – mała płacze
Nakarmiona.
Nie dany mi był wypoczynek. Leżąc stwierdziłam, że skurcze są i pewnie będą, więc postanowiłam sprawdzić, jak reaguję na ruch. Poszłam robić rosół, bo Grażyna prosiła by mieć wcześniej przygotowany, ponieważ na pewno przyda się po porodzie. Cały czas zapisywałam skurcze i stwierdziłam, że są zmienne w długości, zależnie od tego, czy poruszam się, czy leżę a w leżeniu zależne od tego, na którym boku. Cały czas w kontakcie tel. z położną obserwowałam rozwój akcji i nie byłam już w stanie skupić się na filmie ani na rozmowie na temat zdjęć oglądanych przez rodzinkę przy okazji i projektu syna, anotabene dotyczącego rozwoju dziecka od momentu urodzenia. Mąż zorganizował wywiezienie dzieci i psa przez swojego brata, choć wciąż nie byłam pewna, czy to już. Gdy pojechali(około 2 godzin od rozpoczęcia akcji) położyłam się znów i stwierdziłam, że już nie jest lżej jak się położę a chodziłam, ani przy zmianie pozycji. częstotliwość skurczy wzrosła z około 8 – 10 minut do około 6 a położna miała zadzwonić za godzinę. Posżłam więc pod prysznic, lałam po sobie wodę i to przynosiło mi ulgę ale pomiędzy skurczami coraz trudniej było mi wypocząć, bo kabina surowa, bez udogodnień i nie miałam się na czym wesprzeć. Mąż przejął kontakty z położną, uciskał mi dłoń w miejscu oddziałującym na skurcze – do pewnego momentu łagodziło odczucie bólu. Gdy stwierdziłam, że już nie da rady, poprosiłam, by przygotował mi wannę (nie mozna wejść za wcześnie, bo to rozprasza rozwój akcji skurczowej) a położna była już w drodze. Z trudem wczłapałam się na górę, z kilkoma przystankami na skurcze. Przyjaciółka dzwoniła ale już nie bylam w stanie odbierać. W wannie było mi lepiej ale do czasu – przyszedł moment, gdy zaczęłam sie denerwować, że położnej wciąż nie ma. A ja w takich mocarnych już bólach nie wiedziałam, jakie rozwarcie i ile jeszcze mnie czeka. Robiłam się już zła, gdy usłyszalam dzwonek. Weszła Grażyna, stwierdziła, ze poczeka aż będę gotowa, no bo ona wie, że teraz nie wyciągnie mnie z wanny, no to wystawiłam pupsko w górę (dosłownie i…okazało się, że 8 – 9 cm i słyszalam, jak mówi do męża, że do godziny to potrwa. A było po 20.00, ok.4 godziny od początku akcji skurczowej. Ja znów zdałam sobie sprawę, że wanna już nie przynosi ulgi. Po chwili wynurzyłam się i…chlusnęły wody a właściwie ich częśc – resztę przyblokowała główka. Chwile potrwałam w oparciu o wannę ale też nie było mi tak dobrze a i zdałam sobie sprawę, że tak nie urodzę. Grażyna zaproponowała pozycję kuczną, mąż siadł na toalecie, podtrzymywał mnie pod pachami a ja czekałam na dobry moment, próbując pamiętać o oddychaniu pomiędzy skurczami. położna połaskotała mi brzuch, co spotkało się z moją wrogością – pomyślałam, że sprawi, że bedzie mnie bolało jeszcze bardziej ale po chwili usłyszałam poprzyj i…o 20.35 wyskoczyła nasza dziewuszka – od razu pokazała, jak silne ma płuca. Przytulilam ją do siebie po chwili jak udało się mnie umieścić tak, bym przysiadla, pępowina sobie tętniła a malutka od razu wzięła się do piersi. Położna podrażniła mi sutek, coby wyszło łożysko i juz w trakcie widziałam, że coś niestandardowo się odbywa. Potem jeszcze kilkakrotnie słyszalam pytanie, czy dobrze ją widzę i czy nie odpływam – ubytek krwi był spory i wciąż trwał. Malutka została na chwilę odłożona do umywalki(wyłożonej przez położną podkładem i pieluszkami), by mogli mi pomóc wstać…i znowu chluuup…usiadlam na przygotowany naprędce fotel komputerowy…podali mi córeczkę i…czekaliśmy aż będę gotowa zejść na dół. Wtedy oni kawa, ja rosół a położna w scisłej obserwacji, czy jestem przytomna. Trzeba było zejść na dół, bym mogła się położyć a położna się mną zająć. Długo się do tego zbieraliśmy aż w końcu sama zaproponowałam, że zjadę po jednym schodku na pupie. Potem rozłożyłam się na posłaniu na kanapie, kroplówka powieszona na lampie i oksytocyna domięśniowo – wszystko to sprawić miało, że stanę na nogi. Powiem tyle – położna była z nami około 1/2 godziny przed urodzeniem maleństwa, potem w trakcie i po jakieś 4 godziny. I jeszcze potem następnego dnia mnie doglądała i sprawdzała. Wogóle nie popękałam, miałam jedno drobne otarcie, które wyleczyło się po jednym okładzie z alg, choć położna rzuciła coś o niećwiczonym kroczu – potem mi powiedziała, ze był momentl kiedy wydawało jej się, że mogę popękać.
Nie powiem, że było sielankowo, było zupełnie inaczej, niż w książkach i na filmach o porodach naturalnych, domowych. Czy jestem zadowolona – absolutnie! to był mój poród, nie jakiegoś lekarzyny, to ja rodziłam z pomocą męża oraz asystą położnej ale to moja natura decydowała, co i kiedy jest potrzebne mi i mojemu dziecku. Nasze priorytety zostały zachowane a w nagrodę…mamy 4 kilogramy i 59 cm szczęścia, przez pierwsze dni dość głośno domagającego się spełnienia swoich potrzeb a teraz słodkiego aniołka. A wiecie, co rzekła nasza najstarsza, słysząc, ze najmłodsze urodzi sie w domu? A dlaczego ona w domu a my wszpitalu – to niesprawiedliwe!?!
Natomiast synuś przyznał, że ulżyło mu, gdy go odwieźliśmy do kolegi, bo się martwił, że będzie musiał pomagać przy tym porodzie

Strona 4 odpowiedzi na pytanie: Punktualna Marta, wrocławianka urodzona w domu

  1. Zamieszczone przez Magdawroc
    kiedy to było. Jutro ganiamy, w tym wyprawa do lekarza więc mnie dzisiaj zebrało na wspominki

    Wszystkiego najlepszego dla 2-latki!

    • Dziękuję ach, jak to szybko minęło – dopiero taka kruszyna była a tu już “duzia baba” nawijająca bez końca

      • Cudownie czytać takie posty! Serdeczne gratulacje! poród w domu musi być magicznym przeżyciem. Natrafiłam w sieci na fantastyczny wywiad z panią Ireną Chołuj, która od ponad 20 lat odbiera porody domowe: Żałuję, ża sama rodziłam w szpitalu.

        • przeraziłam się dlugim opisem ale dobrnęłam do końca i bardzo zdziwiłam się, kiedy w końcu ten koniec nastąpił. tak dobrze mi się to czytalo 🙂
          gratuluję, niech się Marta dobrze chowa 😉

          • Zamieszczone przez mama_rozalka
            Cudownie czytać takie posty! Serdeczne gratulacje! poród w domu musi być magicznym przeżyciem. Natrafiłam w sieci na fantastyczny wywiad z panią Ireną Chołuj, która od ponad 20 lat odbiera porody domowe: Żałuję, ża sama rodziłam w szpitalu.

            Dziękuję
            ja jakoś magii nie uświadczyłam, a wręcz zatopiłam się w fizjologii i trudzie :Nie nie: ale za to niesamowite uczucie, że to moja siła jest sprawcza w całym tym procesie – dokładnie to, o co mi chodziło żeby nikt mi nie przeszkadzał, jak to było niestety w szpitalu.
            A Tobie życzę, by się udało w następnym podejściu – u mnie dopiero za 3 razem

            • Zamieszczone przez dzieckowita
              przeraziłam się dlugim opisem ale dobrnęłam do końca i bardzo zdziwiłam się, kiedy w końcu ten koniec nastąpił. tak dobrze mi się to czytalo 🙂
              gratuluję, niech się Marta dobrze chowa 😉

              Cieszę się, że mimo wszystko nie zanudziłam Życzenia przyjmuję z przyjemnością

              • Zamieszczone przez Magdawroc
                No, u nas położna ledwie zdążyła – na szczęście, bo jednak okazała się, szczególnie w 3 fazie porodu bardzo potrzebna…Ale tak z zaskoczenia w domu…hmmm…podziwiam…mąż przyjmował rozumiem?

                Właśnie- z moich doświadczeń, raczej mała szansa, że łożysko wyjdzie całe…
                I wtedy co? szpital? Najbardziej w domowym porodzie boję sie właśnie tej III fazy- bo wtedy właśnie może pójść coś nie tak- np. krwotok…co się dzieje jak łożysko nie urodzi się w całości?

                Zamieszczone przez ambicja
                Ja tam nie tracę nadziei, że kolejne uda się w domu. Będzie ciężko przekonać położną, żeby po cc spróbowała w domu, ale ponoć najlepszy sposób to powiedzieć takiej, że “z nią czy nie urodzę w domu, więc najlepsze co może zrobić to mi asystować”. W wiem z pokątnych źródeł, że nasza Ania już odbierała w domu po cc.

                Póki co zrobiłam sobie licznik na kompie, kiedy możemy się starać o kolejne – 405 dni:)

                Ej, może założycie (Magda, Vieshack) osobny wątek “rodzących w domu”? Będę się udzielać jako ta, której się nie udało, ale żyje nadzieją…

                Ambicja- to jest nas dwie Ja też po cc ale…też juz po sn po tej cesarce, więc wiem, że MOGE. Więc może opór byłby mniejszy w takim przypadku?

                • Zamieszczone przez ahimsa
                  Właśnie- z moich doświadczeń, raczej mała szansa, że łożysko wyjdzie całe…
                  I wtedy co? szpital? Najbardziej w domowym porodzie boję sie właśnie tej III fazy- bo wtedy właśnie może pójść coś nie tak- np. krwotok…co się dzieje jak łożysko nie urodzi się w całości?

                  Ambicja- to jest nas dwie Ja też po cc ale…też juz po sn po tej cesarce, więc wiem, że MOGE. Więc może opór byłby mniejszy w takim przypadku?

                  u mnie we wszystkich 4 porodach łożysko wychodziło szybko, po jednym delikatnym pociągnięciu pępowiny było,,pyk”. Mam cichą nadzieję że i przy kolejnym tak łatwo by było

                  3 i 4 poród bez nacinania i bez popękania, choć łby dzieci wielkie

                  Marzy mi się domowy, o ile kiedykolwiek jeszcze będę w ciąży, choć nie wiem czy nie zabraknie mi odwagi. Szpital mam 400m od domu, tak sobie pomyślałam że nawet zapłacę, żeby karetka stała pod domem na wszelki 😉 cztery mają i tak nie używają 😀

                  Magda, nie wiem czy już się udzielałam w tym wątku, ale bardzo przyjemnie mi się czytało przy kawce 🙂

                  • U mnie to tylko dwa razy, ale ani przy pierwszym ani przy drugim żadnego problemu z łożyskiem nie było. Tak samo nie popękałam nawet (pierwszy domowy więc nacinania nie było, drugi na szczęście w szpitalu, gdzie chronią krocze więc nie musiałam się zapierać, że nie chcę).

                    • Zamieszczone przez gosik
                      u mnie we wszystkich 4 porodach łożysko wychodziło szybko, po jednym delikatnym pociągnięciu pępowiny było,,pyk”. Mam cichą nadzieję że i przy kolejnym tak łatwo by było

                      Marzy mi się domowy, o ile kiedykolwiek jeszcze będę w ciąży, choć nie wiem czy nie zabraknie mi odwagi. Szpital mam 400m od domu, tak sobie pomyślałam że nawet zapłacę, żeby karetka stała pod domem na wszelki 😉 cztery mają i tak nie używają 😀

                      Magda, nie wiem czy już się udzielałam w tym wątku, ale bardzo przyjemnie mi się czytało przy kawce 🙂

                      Bardzo mi miło jak moge uprzyjemniać koleżankom kawkowy czas

                      Domowy polecam, a szczególnie gdy szpital na wszelki wypadek blisko…

                      Jak zwykle zaglądam przy rocznicy…

                      • Zamieszczone przez mama_rozalka
                        Cudownie czytać takie posty! Serdeczne gratulacje! poród w domu musi być magicznym przeżyciem. Natrafiłam w sieci na fantastyczny wywiad z panią Ireną Chołuj, która od ponad 20 lat odbiera porody domowe: Żałuję, ża sama rodziłam w szpitalu.

                        W szpitalu też można dobrze urodzić…ja po prostu wiedziałam, że ja nie dam rady się rozwinąć w takich warunkach…

                        • Zamieszczone przez ahimsa
                          Właśnie- z moich doświadczeń, raczej mała szansa, że łożysko wyjdzie całe…
                          I wtedy co? szpital? Najbardziej w domowym porodzie boję sie właśnie tej III fazy- bo wtedy właśnie może pójść coś nie tak- np. krwotok…co się dzieje jak łożysko nie urodzi się w całości?

                          Ambicja- to jest nas dwie Ja też po cc ale…też juz po sn po tej cesarce, więc wiem, że MOGE. Więc może opór byłby mniejszy w takim przypadku?

                          Łożysko całe, i w większości znanych mi – opisywanych nie było problemów. co się robi w takim wypadku – przypuszczam, ze szpital. U mnie kwestia była w krwawieniu po – poważnie dość było ale położna dała radę. Potem już nam opowiadała o sytuacji z inną rodzącą, której niewiele brakowało, by skończyło się dramatycznie. A potem jeszcze chciała kolejny poród w domu – ta odmówiła i kobieta rodząc w szpitalu ledwo została uratowana, i to tylko dlatego, ze napatoczył się lekarz z innowacyjna metodą, która okazała się skuteczna. Tak więc czy szpital, czy dom różnie to może być ale podziwiam położne które biorą odpowiedzialność na siebie – jednoosobowo, bo to zawsze co innego, gdy ma się za sobą całą instytucję.

                          Aa, a jak któraś z Was rozważa poród domowy, to zapraszam na fejsbuka do grupy Poród domowy – tam można wiele sie dowiedzieć i obczytać w doswiadczeniach innych. Jest też fajna stronka Dobry poród (nie tylko o domowych), no i też zapraszam do kontaktu ze mna jakby któraś chciała coś dopytać…

                          • przeczytałam opis i podziwiam cię za ten poród w domu

                            • Ja się podziwiam i wszystkie inne kobiety, które przez to przeszły za przetrwanie akcji”szpital”:Nie nie:Do tego stopnia przejęta jestem losem kobiet, że zajęłam się nowym fachem a mianowicie postanowiłam być doulą
                              A przy okazji działań wolontaryjnych przy akcji Rodzić po ludzku spotkałam tutejsza koleżankę, która okazała się być położną co mnie w sumie ściągnęło na chwilę spowrotem. Zatem zapraszam do kontaktu wszystkie osoby, czy to potrzebujące pomocy, czy noszące się z decyzja odnośnie porodu domowego, może podam maila, bo ostatnio rzadko tu zaglądam [email][email protected][/email], no i poza tym sporo mnie na fejsbuku – znajdziecie mnie tam jako Magda doula Janowicz

                              • Ja po tym doświadczeniu się podziwiam i wszystkie inne kobiety, które przez to przeszły za przetrwanie akcji”szpital” w poprzednich porodach:Nie nie:Do tego stopnia przejęta jestem losem kobiet, że zajęłam się nowym fachem a mianowicie postanowiłam być doulą
                                A przy okazji działań wolontaryjnych przy akcji Rodzić po ludzku spotkałam tutejsza koleżankę, która okazała się być położną co mnie w sumie ściągnęło na chwilę spowrotem. Zatem zapraszam do kontaktu wszystkie osoby, czy to potrzebujące pomocy, czy noszące się z decyzja odnośnie porodu domowego, może podam maila, bo ostatnio rzadko tu zaglądam [email][email protected][/email], no i poza tym sporo mnie na fejsbuku – znajdziecie mnie tam jako Magda doula Janowicz
                                Aa, i zaangażaowałam się teraz np. w akcję Mlekoteka i będzie można przyjść pogadać do Nalandy we Wrocławiu w Dzień Matki – zapraszam a potem będziemy miały cyklicznie uruchomione konsultacje doulowe w tym samym miejscu, we wtorki po południu…

                                • Kochane, rozwijam się w temacie… w międzyczasie zagęściły się moje działania na rzecz porodu, w tym domowego i matek u progu macierzyństwa. Razem z koleżankami – doulami zaczynamy cykl bezpłatnych spotkań w ramach akcji Pozytywnie o porodzie (polska wersja Positve Birth Movement).
                                  Zapraszamy zatem wszystkie kobiety z doświadczeniem porodu domowego oraz pary, które rozważają taką opcję a także wszystkie osoby zainteresowane tematem (mężów i ojców również;-)
                                  Gościem będzie też co najmniej jedna z naszych położnych domowych… o ile planów nie pokrzyżuje nam… poród 😉
                                  4 lipca o 17 w Ruda Kita, Jedności Narodowej 93a, we Wrocławiu
                                  Więcej dla bywających na FB:

                                  Znasz odpowiedź na pytanie: Punktualna Marta, wrocławianka urodzona w domu

                                  Dodaj komentarz

                                  Angina u dwulatka

                                  Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                  Czytaj dalej →

                                  Mozarella w ciąży

                                  Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                  Czytaj dalej →

                                  Ile kosztuje żłobek?

                                  Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                  Czytaj dalej →

                                  Dziewczyny po cc – dreny

                                  Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                  Czytaj dalej →

                                  Meskie imie miedzynarodowe.

                                  Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                  Czytaj dalej →

                                  Wielotorbielowatość nerek

                                  W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                  Czytaj dalej →

                                  Ruchome kolano

                                  Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                  Czytaj dalej →
                                  Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                  Logo
                                  Enable registration in settings - general