Jestem w 37. tygodniu, lada dzień miałam odstawić fenoterol, miałam pełno pytań do lekarza o mnie (ból miednicy, prośba o cytologię) i o poród ((chciałam się ew. z nim umówić, zapytać o zdanie w kilku sprawach – ufam jego opanowaniu i w ogóle).
Poszłam w poniedziałek – nie było go, była jego żona, wziełam od niej tylko zwolnienie i odesłała mnie na wizyte u męża, na dziś (bo on wie co i jak u mnie).
Przychodzę dzić, znowu skoro świt (przed świtem…) NIE MA GO! A ja na ostatniej tabletce isoptinu i brzuch mi od wczoraj się obniża. Poczekałam (bo ten isoptin…) Rejestracja… pielęgniarka z pretensją (alez pani była u nas 2 dni temu!) – no tak, ale chciałam trafić na swojego lekarza (on ciągle robi komuś zabiegi albo jest przy porodzie, dlatego go nie ma i nie można tego przewidzieć). Pytam o możliwość umówienia na wizyte w sobotę (wtedy jest na zapisy i nie trzeba wstawać rano) – owszem, sobota, terminy są wolne na MARZEC (czy nie liczy się to, ze ja wtedy będę już rodzić – sobota jest 3 dni przed moim terminem, a ja nie wiadomo jak będę wyglądać po ostawienieu fenoterolu.
Tłumaczę, ze chciałam zobaczyć się z moim lekarzem (i że doradzała mi to jego własna żona i że nie chodzi o to, ze jest niekompetentna, ale po prostu sama mi tak radziła) – pielegniarka na to: to dopiero 37. tydzien, nie urodzi pani jeszcze. Cholera, nawet nie spojrzała mi w karte jakie leki biore, nie podała mi ciśnienia, nie wpisala wagi – ale widzi od razu, że ja nie urodzę w ciążu tygodnia! Z takimi kwalifikacjami powinna prowadzić własną praktykę, a nie marnować się w rejestracji 🙁
Poszłam do żony mojego ginka. Jak zwykle spóźniona ponad pół godziny, potem drugie pół piła kawę i nie przyjmowała (zawsze tak robi). Od czekania ponad 2 godzinnego wszystko mnie rozbolało. Wchodzę, a ona nie pyta o nazwisko, nie pozwoliła mi usiąść ani wejsć nawet, tylko się rozebrać… No więc chcąc niechcąc musiałam przejść wątpliwej przyjemności badanie… Naprawdę dopiero pojęłam, że np. masaż szyjki może boleć jeszcze zanim się zacznie. Nie była raczej niedelikatna, ale i tak bolało mnie wszystko i pochwa boli mnie do teraz (po nim nigdy mnie nic nie bolało). W dodatku cały czas narzekała, jaka to ja jestem ciasna (czy to była zazdrość czy co???). Zapytałam, czy jest ślad po infekcji może (liczyłam na cytologię), a ona się mnie pyta, czy czuję pieczenie. I tyle… Czy jedynym objawem infekcji jest pieczenie?? Nie sądzę, bo po 1. miałam juz jedną bez takiego objawu, a po 2. sa infekcje bezobjawowe też. Przed porodem chciałabym być pewna, ze nie mam np. bakterii (upławy mam troche dziwne…).
Dała mi receptę do końca tygodnia na szczęście, szyjka ponoć malutka, w ogóle ja mam wszystko wg niej malutkie (to jest dosłowny cytat, cholera, teraz się boję może ja nie mogę dzieci rodzić???) i mam przyjść za 2 tygodnie:-( W 39. tygodniu ciąży… No, na pewno tyle nie wytrzymam bez wizyty, tym bardziej że będę bez fenoterolu już i że chciałam porozmawiać z lekarzem o porodzie.
Wiele osób widząc, że naszego ginka znowu nie ma, po prostu poszło do domu, także te, które jechały do niego z dość daleka… Niestety nie ma prywatnej praktyki, przyjmuje tylko w pon. i śr. – bo sobót nie liczę, zajęte do marca i dla koleżanek położnych (je można dopisać, ale zaawansowanej ciężarnej nie!).
Pozostał mi niesmak, rozczarowanie i ból brzucha po tej wizycie. Aha, po dopplerze zapytałam, czy dziecko jest dobrze ułożone (bo chyba to słychać, kiedy szuka serduszka?) – a ona że nie musze mieć teraz usg (pomijam fakt, ze własnie chciałam, bo miednica mnie niepokoi, ale ja wcale nie pytałam ją o usg, bo po co ma mi je robić ktoś, komu nie ufam i kto jest słaby w tej dziedzinie…). A podobno każda położna umie określić położenie dziecka w takiej ciąży późnej bez robienia usg… No pani doktor jakoś chyba nie umie albo jej się nie chce marnować słów.
Teraz rozmawiam z dzieciątkiem, zeby się nigdzie nie spieszyło… I naprawdę zaczęłam się bać rodzenia z przypadkowym lekarzem dyżurującym. Lekarz lekarzowi nierówny 🙁
Lea i dzieciątko płci zmiennej acz niezmiennie kochanej (11.03.03)
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: rozczarowanie wizytą
Re: rozczarowanie wizytą
jestem w szoku…. co za okropne baby… zuepłnie bez wyczucia..taktu… zastanawiam sie po co wybierały taki zawód skoro nie potrafią zapewnić minimum komfortu psychicznego kobiecie będącej w ciąży… to skandal… szczególnie jesli chodzi o pielęgniarkę… lekarka też nie popisała się…ech… mam nadzieję że Twój lekarz jednak zjawi się na czas…i rozwieje twoje niepokoje… dużo zdówka i cierpliwości…dla was obojga…
Weronka (termin 6.06.03)
Re: rozczarowanie wizytą
Tylko pozazdrościć takiego ginekologa 🙁 Ja niestety pozostanę już przy swoim, ale jakbym miała jakieś komplikacje to chyba bym chodziła prywatnie chociaż tanio to nie wychodzi.
Agus i chłopaczek (20.03.2003)
Re: rozczarowanie wizytą
Taka wizyta może żeczywiście doprowadzic do łez wsciekłości. Ale lekarze żeczywiscie maja syndrom bogów. Mój jest ogólnie w porządku, nie narzekam, ale juz dwukrotnie umawiał się ze mną na wizyte za miesiąc, a potem okazywło się, że zapas leków dał mi tylko na dwa tygodnie i znowu w samochód i jazda 50 km – on dobrze wie że dojeżdżam do niego. a nawet gdybym mieszkała w tym samym bloku to czas pacjenta trzeba szanować. Ostatnio zadzwoniłam do niego z wynikami badań po 75 gram glukozy i kazał mi przyjechać – to co miał do powiedzenia zajeło 10 min i mogł przekazać mi przez telefon. Mój mąż powiedział, że będzie teraz chodził na wszystkie wizyty i ustawiał pana doktora. a nastepną chce zacząć od wywodu ” Panie doktorze, to że wybraliśmy pana gabinet, stanowi w pewnym sensie nominację…. ;).
monia i majowe
Znasz odpowiedź na pytanie: rozczarowanie wizytą