Wczorajszy dzień zaliczę do tych, których pamiętać się nie chce, na myśl o nich w ustach pojawia się piana a oczy płoną niewyobrażalną wściekłością…
Ale od początku
Stawiliśmy się w szpitalu na umówioną godzinę 7,30 celem przeprowadzenia zabiegu udrażniania kanalika łzowego Tamarki. Zabieg miał odbyć się w pełnym uśpieniu. Na datę wczorajszą umawialiśmy się z dużym wyprzedzeniem, lekarz prowadzący poinstruował nas jeszcze telefonicznie, że nie trzeba będzie dziecka zapisywać do szpitala, bo historia jego choroby jest już na wierzchu, więc tylko skierowania od okulisty z przychodni i zaświadczenie od pediatry, że dziecko jest zdrowe i może być znieczulone. Aha i najważniejsze dziecko musi być na CZCZO.
wszystkie papierki i wymogi spęłniliśmy i posłusznie przyjechaliśmy na oddział. Na oddziale zamieszanie, mnóstwo ludzi czekających na badanie, zabiegi, operacje, wśród oczekujących 4 dzieci, i jedno świeżo po wypadku.
Jedna z pielęgniarek spytała o nazwisko, czy umówieni i takie tam, wzięła skierowanie po czym za chwilę wróciła z nim i wręczając Jurkowi powiedziała, żeby czekać z tym skierowaniem na swoją kolej. Godzina 8,00 cały personel wyrusza na OBCHÓD po salkach, który trwa ok 30 minut.
Lekkie zniecierpliwienie, ale tłumaczymy sobie to tym, że pewnie przed obchodem chcieli już wiedzieć, jakie zabiegi ich dziś czekają. No to czekamy. Ok 9,20 Jurek grzecznie pyta jakiegoś lekarza kiedy nasza kolej na zabieg, ten na to, że mają dziecko z wypadku i niestety troszkę się to wszystko opóźni. Dziecko z WYPADKU czeka na operację ponad 2 GODZINY- to czekanie, to płacz malca i jego rodziców, to poraniona twarz dziecka i zapewne wielki ból !
No cóż prócz pacjentów i rodziców chyba nikt z personelu tego nie widzi. Trzeba czekać- rozumiemy to. Tami zobaczyła jak salowe rozwożą śniadanie- trochę się niecierpliwi, w końcu jest na czczo !
Mały z wypadku ma operację, obok na sali operują maleńką dziewczynkę- z jakąś poważną wadą wzroku. Na bloku operacyjnym operują też ludzi z oddziału- nikt nie zwraca uwagi na nas i pozostałe dzieci. Jurek zdenerwowany zagaduje jedną z lekarek wychodzących po operacji, pyta kiedy my- lekarka wraca sprawdzić i twierdzi, że nic o nas nie wie, bo JESTEŚMY NIE ZAPISANI do szpitala. Jurek z tłumaczeniem, że nie mieliśmy się przyjmować, bo /i tu cała opowieść/ lekarka, że trzeba sie zapisać. Jurek biegnie na izbę przyjęć- nie ma naszej historii choroby- oczywiste, przecież wiedzieliśmy gdzie ma być…
Zakładają nową kartę. Przez cały czas noszę Tamarkę na rękach, głodne i wyczerpane suniemy się po korytarzu, tam i z powrotem.. Przyjeżdża moja mama, zaczyna dymić, poważnie rzuca się na lekarzy. Mam to w dupie, bo moje dziecko głodne i śpiące wyje mi na rękach, jest już padnięta, woła mniam- mniam, szarpie mnie za bluzkę- co ja mam zrobić??? płaczę razem z nią. Po wielkich interwencjach, oskarżeniach, krzykach doczekaliśmy się zabiegu o 13,40 !!!!!!!!
do tej pory przechodziliśmy istny horror- dzieci płakały z głodu, ze zmęczenia, na szczęście moja mama jakoś ululała na rękach Tamarkę- na 30 minut. Taką śpiącą zabrali na blok operacyjny- my wyczerpani nie mieliśmy już siły by się denerwować, wynieśli ją nam na rękach, śpiącą- oczywiście na gwałt szukano wolnego łóżka by móc położyć dziecko- znaleziono pomiędzy starszymi, chorymi pacjentami, w sali mężczyzn w wieku ok 60 lat. warunki- okropne !!!
na sali spędziliśmy godzinę. Miły /szok !!!/ anestezjolog pozwolił nakarmić dziecko piersią- Tamka wręcz rzuciła sie na mnie ! druga miła /znów szok !!!/ pielęgniarka przyszła się pożegnać /jak się okazało za jej namową Tamarkę wzięto na salę wcześniej- jeśli godz. 13,30 można nazwać wczesną/ chyba tylko dlatego, że sama jest mamą 16 miesięcznej dziewczynki….
Po zabiegu co rusz ktoś z personelu zaglądał z “troską” pytał jak się mała czuje. Moja mama wyskoczyła wtedy z tekstem: o tak teraz wszyscy się martwicie i troszczycie, a gdy dziecko płakało z głodu i zmęczenia nikt nas nie zauważał…
Gdy wróciłyśmy do domu Tamarka zjadła kaszkę, za godzinę obiadek, po chwili pomogła mi w jedzeniu mojego obiadu, później serek, owoce, kaszka….
a dziś rano wstała o 6,30 i pierwsze co powiedziała ciągnąc mnie za rękę- mama oć mniam-mniam jajo !!!!!
w jej oczach jestem wyrodną nieczułą matką, która olała wczoraj własne dziecko i nie dała mu jeść
choć zabieg się udał, kanalik udrożniony, ja czuję sie fatalnie, jestem zmęczona, zła, wypompowana, jakby ktoś przejechał po mnie walcem…
Przepraszam za rozległy tekst…
dziękuję za dobre słowa…
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: SZPITALOWY KOSZMAR
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
koszmar……:(( Biedne dzieciaczki…..
guciak i Ninka ur. 27.04.2003
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
Biedactwa!!!!!!!!! Dlaczego zawsze musi być coś co naszym maluszkom tak utrudnia to jeszcze króciutkie życie???????
Trzymajcie się!!! Oby ten zabieg był ostatni.
Ani_ani i Izunia-Kropunia ( już roczek)
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
zapraszam !!!!!
przyjeździe na urlop w Bieszczady, ode mnie już tam bliziutko
i ja chciałabym poznać moją ulubioną malarkę, a Tami Olutka
wiadomo dlaczego :-)))
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
i ja chciałam z tamtąd uciec, zabrać moje maleństwo, dać jeść, ululać i sama odpocząć- ten dzień bardzo mnie wyczerpał- psychicznie i fizycznie, a od noszenia Tamki bolą potwornie mięśnie i kręgosłup- jeszcze dziś to czuję
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
jest BOSKIE
na sam widok gęba się śmieje 🙂
jaka modelka- cudo !
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
no cóż. polska rzeczywistość szpitalna. nic więcej nie napiszę bo mnie Smoki zbanuje za niecenzuralne słówka.
Paula i Borysek 07.07.2003
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
też gryzłam się w język jak to pisałam, żeby mi się coś ostrego nie wymcknęło….
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
Teraz to przeczytałam- musiało mi gdzieś umknąć- no cóż KOSZMAR! Ale czego można się spodziewać po naszej służbie zdrowia! Dużo zdrówka dla małej !
Re: SZPITALOWY KOSZMAR
dziękuję, Tamarki oczko zaczyna się goić, jest mniej ropki, jeszcze łzawi, ale mam nadzieję, że wkrótce koszmar się skończy i zapomnimy o tym wydarzeniu ze szpitala
całuski dla Bartusia
Znasz odpowiedź na pytanie: SZPITALOWY KOSZMAR