Chyba potrzebuję psychologa…. :( Już nie mam siły…. (długie)

No to teraz Wam trochę posmucę
Zacznijmy od tego, że zawsze uważałam się za osobę silną psychicznie i podchodzącą do życia z odpowiednim dystansem i opanowaniem, zachowując tzw. zimną krew. Wielokrotnie potrafiłam zrozumieć, gdzie tkwi przyczyna mojego złego samopoczucia i jak sobie z nim poradzić – i to pomagało. Ale teraz pomimo, że w sumie wiem, dlaczego czuję się okropnie – nie pomaga
Czuję się nierozumiana przez męża. I zastanawiam się, czy rzeczywiście mam ku temu powody, czy coś ze mną jest nie w porządku? Postaram się być obiektywna.

A zaczęło się tak… Od maja 2004 roku (6 miesiąc ciąży) “siedzę w domu”. Najpierw było to zwolnienie, potem urlop macierzyński, teraz wychowawczy. Ciążę znosiłam łatwo, tyle, że pojawiło się postępujące rozwarcie, dlatego też dostałam zalecenia oszczędzania się – co niestety nie było możliwe, ze względu na toczący się u nas wtedy remont, który niestety trzeba było zrobić. Mąż pracował do bardzo późnych godzin (nie z własnej winy – nie mógł inaczej), wracał do domu o 23-24, więc całą ciążę przesiedziałam sama. W 9-tym miesiącu, kiedy remont osiągnął apogeum, czułam się koszmarnie, bo nawet nie będąc w ciąży bardzo kiepsko znoszę upały, a co dopiero w 9-tym miesiącu. Nie mogłam spać, ledwo chodziłam, non stop miałam zgagę. Kiedy urodziła się Zuzia mąż nie mógł wziąć urlopu (też nie z jego winy), więc zostałam sama z noworodkiem. Wprawdzie mieszkamy w jednym domu z moimi rodzicami, ale moja mama bierze silne leki, które wpływają na motorykę ciała i nie mogłam się przemóc, żeby powierzyć jej opiece Zuzię – po prostu się bałam (mąż też był przeciwny). Moja teściowa jest człowiekiem, który zawsze wszystko wie lepiej i cała truchlałam na myśl o tym, że mogłaby mi pomagać, więc de facto zostałam zupełnie sama (mąż nadal wracał o tej, o której wracał).

Może wyjaśnię, bo pewnie się dziwicie, dlaczego pracował tak długo – był agentem ubezpieczeniowym, ale dostawał stałą wysoką pensję – ale w zamian za to miał postawione bardzo wysokie cele sprzedaży, do tego dochodziły wysokie standardy obsługi klientów i w efekcie wszyscy agenci tej firmy spędzali w pracy cały dzień, umawiając spotkania, chodząc na spotkania, robiąc plany ubezpieczeniowe dla klientów itp. a do domu wracali tylko spać. Ponieważ rozliczał się poprzez działalność gospodarczą, nie przysługiwał mu ani płatny urlop ani zwolnienie, a nawet bezpłatny urlop (na który zresztą nie mogliśmy sobie pozwolić) był przez pracodawcę wliczany do rozliczeń efektywnościowych. Żeby z czystym sumieniem wziąć urlop trzeba sobie było wcześniej “nadrobić” w pracy, co w praktyce tak naprawdę nie było po prostu możliwe. (W wyniku pracy w tej cholernej firmie mąż dorobił się zespołu jelita drażliwego na tle stresowym, ale to już szczegół….).

W opisanych warunkach oczywiste było, że pomimo szczerych chęci nie pomoże mi przy dziecku ani przy niczym innym. Ponieważ musiałam jednocześnie zająć się doprowadzeniem mieszkania do ładu po remoncie (m.in. “zasiedlić” nowo powstałą kuchnię) byłam kompletnie wyczerpana. Wieczorami padałam na twarz, a po całym dniu zasuwu mięśnie krocza bolały mnie tak bardzo, że nie byłam w stanie ustać na nogach – po prostu uginały się pode mną.

To wszystko trwało do 4 miesiąca życia Zuzi – wtedy mężowi udało się znaleźć inną pracę i nasze życie zaczęło wyglądać inaczej. Ale ja jakoś nie mogłam się pozbierać. Moje życie przypomina huśtawkę – ponieważ z natury jestem niepoprawną optymistką, po każdym “ataku” złego nastroju (i często awanturze z mężem) szybko mi przechodzi i wraca dobry humor, to generalnie czuję się stłamszona. Od ponad 1,5 roku siedzę w domu i czuję się jak na uwięzi Bardzo, bardzo kocham Zuzię, ale czasami nie mam już siły się nią zajmować, podobnie jak wszystkim innym. Czasami prosta czynność typu np. zrobienie posiłku wydaje mi się być równoznaczna z przeniesieniem góry lodowej. Wydawałoby się, że jest to zrozumiałe i że wystarczyłoby, żebym np. wróciła do pracy – i już. Zresztą postanowiłam otworzyć działalność gospodarczą, mam nawet pomysł. Ale niestety realizacjia nie jest taka prosta, z dwóch powodów:
1. nie mam z kim zostawić dziecka – jedna babcia bierze leki i chociaż bardzo mi pomaga, nie da rady opiekować się małą 10 godzin dziennie; druga babcia nie jest dla mnie wymarzoną opiekunką, ale mimo to i tak nie wchodzi w grę, gdyż jeszcze jest aktywna zawodowo. Na opiekunkę na razie mnie nie stać, a do żlobka nie chcę Zuzi posyłać (wiem, kontakty interpersonalne itp. ale jestem zdania, że kontakty owszem, ale na razie w towarzystwie bezpiecznej przystani – czyli opiekuna).
2. Czuję się “wypluta” i w ogóle mam problemy z koncentracją, nic mi się nie chce, na nic nie mam siły. Zastanawiałam się, czy nie jest to depresja, ale z drugiej strony śpię dobrze (a ponoć kłopoty ze snem są jednym z objawów) a do tego to są takie “naloty”, które przeplatają się z okresami dobrego nastroju i przypływu energii. Sama nie wiem, o co tu chodzi

A generalnie nie mogę się pozbyć żalu – i to mnie przeraża. Żalu o to, że całą ciążę przesiedziałam sama, że spadły na moją głowę zadania ponad siły, a jego nie było przy mnie. Tłumaczenie sobie, że to nie była jego wina, że musiał dokonać takiego a nie innego wyboru nic mi nie pomaga – chociaż przecież wiem, że tak właśnie było. A największy żal powoduje chyba pamięć o tym, że na początku, kiedy mówiłam mu o tym jak się czuję w związku z tym, że tak było, kłóciliśmy się tylko, bo on odbierał moje słowa tak, jakbym miała do niego pretensje – a nie miałam, chciałam się po prostu “wygadać”, chciałam, żeby powiedział, że mu przykro. Powiedział to, ale dopiero po dobrym pół roku awantur, że “znowu poruszam ten sam temat” – i to tak we mnie siedzi. Irracjonalne ale prawdziwe.
Teraz jest mi ciężko, dlatego, że przytłacza mnie poczucie odpowiedzialności, bo o każdej najdrobniejszej rzeczy muszę decydować ja. Sebastian jest naprawdę wspaniałym ojcem, jak tylko wróci z pracy (teraz wraca ok 18) zajmuje się malutką, bawi się z nią, kąpie – ale dobija mnie to, że o wszystko się mnie pyta. Wiem, że to ponoć u facetów typowe – “jaką koszulkę założyć”, “jaką piżamkę” itp… tak jakby sam nie mógł zdecydować. Marzę o tym, żeby zostać na 1 dzień zupełnie sama i nie musieć myśleć o niczym, dosłownie o niczym, żeby nikt nic ode mnie nie chciał, o nic mnie nie pytał itp….
Podejrzewam, że moje samopoczucie nie jest normalne, dlatego zmusiłam się, żeby napisać tego posta (jestem osobą skrytą i nie lubię pisać o swoich problemach, a do tego ostatnio po prostu nic mi się nie chce). Przecież nie jestem jedyną matką na wychowawczym, a inne radzą sobie i nie narzekają.
Dzisiaj pokłóciliśmy się z mężem, bo powiedziałam mu o tym moim samopoczuciu, o tym, że nie jestem w stanie nic z siebie wykrzesać, że nie mogę się skoncentrować, nie mam na nic siły i że dobija mnie to siedzenie w domu. Mąż stwierdził, że to nie może być przyczyną, bo gdyby tak było, jak mówię, to kiedy pojawia się realna możliwość zaczęcia czegoś innego (działalność) nie mogę się zebrać, żeby to zorganizować (a nie jest to kwestia braku doświadczenia, bo prowadziliśmy z mężem już firmę przez kilka lat, do tego jestem po zarządzaniu). Odpowiedziałam mu, że czuję się wyczerpana psychicznie, że generalnie mam bardzo mało czasu (jak to przy dziecku i domu na głowie), a kiedy już np. mała pójdzie spać, to czuję się tak wyczerpana, że nie jestem w stanie nawet logicznie zebrać myśli i zaplanować czegokolwiek. On na to, że przecież on wieczorami przejmuje Zuzię i że wtedy mam czas. A ja na to, że 1. wtedy najczęściej doprowadzam mieszkanie do ładu a 2. sądzę, że przyczyną jest poczucie odpowiedzialności za wszystko, które mnie już przerasta, bo to, że on jest w domu i zajmuje się małą nie zdejmuje ze mnie ciągłego myślenia typu “zaraz trzeba małej zrobić kolację, potem umyć wannę, nalać wodę, wykąpać, zrobić mleko, przygotowaćpokój do spania, wywietrzyć…..” O wszystkich, najdrobniejszych nawet rzeczach muszę myśleć ja, ja muszę to zaplanować, nie mogę np. zająć się organizacją firmy, bo kiedy jest w domu to i tak wszystko “dookoła dziecka” robimy na spółkę (np. on się z nią bawi, a ja myję wannę, nalewam wodę, przygotowuję jedzenie, ciuszki, on ją kąpie itd) a do tego wiem, że jeżeli to zostawię wyłącznie jemu, to Zuzia nie dostanie witamin, bo on zapomni, że jej nie wywietrzy pokoju, bo nie pomyśli o tym, albo będzie się bał, że dziecko zmarznie, że i tak o wszystko się co chwila będzie mnie pytał…. Do tego dochodzi fakt, że wszystkie obowiązki domowe przejęłam ja – gotowanie, zmywanie, sprzątanie, pranie, prasowanie, S. w domu nie robi nic. A on to odebrał tak, jakbym mu chciała powiedzieć, że on się nie zajmuje Zuzią no i zaczęło sięrobić bardzo nieprzyjemnie Zaczął się unosić, że w końcu on też ma poczucie odpowiedzialności, bo przecież musi na nas zarobić i wie, że nikt tego za niego nie zrobi i skąd ja mogę wiedzieć, jak on się z tym czuje… Ja na to, że ja tylko mówię o swoich uczuciach i to nie ma nic wspólnego z jego uczuciami. Że jeżeli chce porozmawiać, że mu z czymś ciężko, to ja bardzo chętnie wysłucham i porozmawiam, może pocieszę, może doradzę i że po to samo przyszłam do niego, bo zdecydowałam się być matką świadomie i zdawałam sobie sprawę z tego, że może nie być łatwo, ale myślałam, że wtedy będę mogła się mu wyżalić i że on postara się mnie zrozumieć, a tymczasem on próbuje mi powiedzieć, że nie powinnam czuć tego, co czuję i dlaczego – a to przecież SĄ moje uczucia i tego nie zmienię. No i się na mnie obraził
Nie wiem, czy to ze mną coś jest nie tak? Czuję się kompletnie nierozumiana…. jest mi przykro, jakoś nie umiem się pozbierać. Czy rzeczywiście “powinnam” czuć co innego?? Mam wrażenie, że mój mąż (naprawdę zresztą kochający i wspaniały, wrażliwy i opiekuńczy człowiek) zamiast postarać się mnie zrozumieć zrobił sobie z naszej rozmowy poligon i pole do udowadniania, że on nie jest winny mojego złego samopoczucia (czego wcale nie twierdziłam) i że po prostu użalam się nad sobą…. może faktycznie?
Nie wiem, co się ze mną dzieje. To nie jest chwilowe, te złe nastroje wracają co jakiś czas, czasami raz, dwa razy dziennie, czasami raz na kilka dni…. Czy to depresja? Czy powinnam się przejść do lekarza? W może faktycznie powinnam się raczej przestać użalać nad sobą i “wziąć w garść”… Mąż twierdzi, że jestem kompletnie niezorganizowana i nie angażuję się w planowanie biznesu.. Że się boi, że zainwestujemy kasę, na dodatek pozyczoną, a nie naszą, a ja to brzydko mówiąc “oleję” i będziemy poźniej tylko spłacać, a po mnie to “spłynie”. Te wszystkie słowa bardzo bolały Nie są sprawiedliwe, bo nie wynika to z mojej złej woli… ale w sumie tak to wygląda. W domu ciągle bałagan, pranie wisi, prasowanie czeka, bo nie nadążam ze wszystkim. Ciągle jestem zmęczona i najchętniej to bym się położyła i nie myślała o niczym. Nie radzę sobie. Tak bardzo się staram… ale nie mam na to siły. Po prostu nie mam. Nie wiem, co robić.
Przepraszam serdecznie za długośc wypowiedzi, chciałam się po prostu wygadać…. w sumie to po raz pierwszy. Z tego, co czytam, wynika, że nie ma lepszych słuchaczek od Was Niemniej tym, którzy dotarli aż tutaj, gratuluję…. i dziękuję. To dużo dla mnie znaczy.

Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Chyba potrzebuję psychologa…. :( Już nie mam siły…. (długie)

  1. Jeszcze raz dziękuję 🙂

    Dziewczyny
    jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wszystkie ciepłe słowa i wsparcie oraz wiele cennych rad. Dzięki Wam czuję się duuużo lepiej.
    Przemyślałam sobie wiele rzeczy, przeprowadziłam parę poważnych i długich rozmów w cztery oczy. Pozbyłam się męczącego balastu psychicznego, a najbardziej pomogło mi to, że zdecydowałam się napisać tego rozpaczliwego, nazwijmy to, posta, w którym odsłoniłam tłumione od dawna, negatywne uczucia.
    Myślę, że już będzie dobrze, ale jeżeli nie, to przejdę się do psychologa – zaszkodzić nie zaszkodzi, a może pomoże
    Ostateczna decyzja – otwieram działalność. Życzcie mi powodzenia – bo pierwsze kroki już zrobione i to takie stanowcze
    Co do zapytań o starania – owszem, mieliśmy takie plany, żeby za jakiś miesiąc, dwa postarać się o rodzeństwo dla Zuziaczka Oboje bardzo pragniemy drugiego dziecka. Swój stan psychiczny traktowałam jako przejściowy, jako sprawę “do załatwienia” – czy to we własnym zakresie, czy z pomocą specjalisty (ale forum okazało się być lepszym antidotum na smutki tego rodzaju ) – więc nie zmieniałam planów prokreacyjnych. Jednak i tak ulegną one zmianie – gdyż otwierając firmę nie mogę sobie pozwolić na drugiego maluszka już teraz. Ten plan będzie musiał poczekać jakieś pół roku… może troszeczkę dlużej. Trzeba będzie zmienić podpis – a tak było miło go widzieć – ale trudno, to tylko przesunięcie w czasie, a teraz przede mną nowe wyzwanie.
    Mam nadzieję, że ja chociaż raz pomogłam komuś swoją odpowiedzią na post tak, jak Wy pomogłyście mi

    Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

    • Re: Jeszcze raz dziękuję 🙂

      Trzymam kciukasy

      Pozdrawiam -Marta mama Jurka (05.02.02) i Jasia (28.07.04)

      • Re: Jeszcze raz dziękuję 🙂

        POWODZENIA!!!!
        PS: Swietne opisalas historyjki w rekordach zakrecenia. 🙂

        Mateusz 08.05.2005

        • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

          Swoją historię wyjełaś mi z ust. Ja co prawda do pracy wróciłam zaraz po macierzyńskim i pogodzenie roli matki, administratora życia rodzinnego, opiekunki i sł€żącej dla męża, pracownika w firmie było i w sumie nadal jest trudne.
          Nawet nie wiem jakbym się starała to gdzieś nawalam. Ale już mniej się tym przejmuje (o ile nie dotyczy to zaniedbywania dziecka, a niestety ostatnio bardzo, bardzo często mam ograniczoną możliwość bycia mamą, bo praca pochłonęła mnie w 99% i nad tym ubolewam strasznie i pogodzić się z tym mi ciężko). Noszę w sobie mnóstwo urazy, żali do męża, ale przestałam o tym mówić, przestałam z nim o tym rozmawiać, bo każda próba kończyła się awanturą. Nie potrafimy się porozumieć w kwestii co dla każdego z nas jest w życiu najważniejsze, co jest istotne. Mamy zupełnie różne hierarchie ważności. On nadal żyje latami młodości, gdzie nie było obowiązków, nie było dziecka, nie było całej masy problemów związanych z tym jak zmienia się życie po pojawieniu się dzieci w domu. On po prostu nie dosrósł do tego i boję się, że nigdy nie dorośnie. Nic praktycznie nie zrobi koło córki bez konsultacji ze mną, jestem bombardowana setkami pytań dziennie, muszę pamiętać np o tym w jakjej kolejności i w ktorej szufladzie są poukładane rzeczy małej, by w razie pytań moc precyzyjnie określić – dolna szuflada, 3 rządek od prawej, 7 od góry – to koszulka, która ma ubrać. Zmęczona już tym jestem tak, jak Ty.
          Przestraszyłam się czytając wypowiedź jednej z dziewczyn, że ona też chowała urazy i musiała skorzystać z pomocy psychologa. Chyba też mnie to czeka jeżeli faktycznie dalej w tym letargu będę tkwić. A zawsze myślałam, że jestem taka silna, że doskonale umiem sobie radzić ze swoimi problemami.
          Dziś wiem, że nie umiem, że jest we mnie cała masa negatywnych, dołujących emocji i chyba już niedługo miarka się przebierze.
          Nie poradzę Tobie zbyt wiele – poza tym, co pisaly dziewczyny. Musisz czasami też pomyśleć o sobie, choć z autopsji wiem, że to trudne. Tak jak piszesz – niby poszłabyś sobie na spacer sama, ale potem te wyrzuty sumienia, że przecież mąż pracuje, po pracy zajmuje się dzieckiem więc może to bardziej jemu należy się odpoczynek. Znam to – znam, bo mam to samo. Mimo tego, że u nas oboje pracujemy, ja nawet więcej godzin dziennie od męża, ale i tak czuję strach przed tym, by pójść do niego i poprosić go, by przez chwilkę zajął się dzieckiem, bo ja chce odpocząć. Tak – boję się o to poprosić swojego męża, ojca dziecka, bo czuję, że może nie powinnam, bo przecież on powinien miec chwilkę dla siebie. Ja staję się mniej ważna, choć w środku się rodzi bunt, sprzeciw, który niestety chowam w sobie, a on mnie zjada od wewnątrz.

          Truskawa i Córcia (01.03.2004)

          • Re: Jeszcze raz dziękuję 🙂

            Dziękuję
            Co do historyjek to samo życie
            PS. Też kiedyś założyłam spodnie z rajstopami w środku

            Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

            • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

              Dziękuję

              Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

              • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                Witaj Dominiko
                Przeczytałam wszystko co napisałaś i wydaje mi się, że nie tylko Ty masz takie problemy. W niektórych momentach mogłabym się podpisać pod tym co napisałaś 😉
                Nie będę się powtarzać po tym co przekazały Ci dziewczyny.
                Moja receptą na “załamania” jest dobra kawucha i ploteczki z kolezanką, przyjaciółką, sąsiadką…Widzę, że jesteś z W-wy, więc zapraszam na kawuchę i wspólny spacerek:)…gwarantuję 100% zadowolenie 😉

                Trzymaj się dzielnie!!!
                Pozdróweczki!!!


                Ewa/ Dominiś i Filipek

                • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam siły…. (długie)

                  Dominiko, przeczytalam wszystko co napisalas (na raty ;)). I mogę tylko napisać, że doskonale |Cie rozumiem. Kiedybylam na wychowawczym, siedzialam z chłopcami w domu, mialam bardzo podobne uczucia. Ciągle byłam ociężała, nic mi się nie chciało, na wszystko brakowało mi czasu… Mialam dosc, czesto mowilam, ze sobie nie radzę.

                  Po 3 latach wrocilam do pracy. I teraz pracuję, zaczęłam studia i w wolnym czasie (ktorego teraz bardzo braukuje), zajmuję się dziećmi i domem.
                  Tyle, ze jestem w o tyle lepszej sytuacji, ze chlopcy mają babcie i ciocię do pomocy. To wiele ułatwia. No i oczywiście mąż robi bardzo wiele – pracuje na zmiany i to on częściej jest teraz w domu…

                  A ja, po powrocie do pracy, jestem naprawdę bardziej z życia zadowolona, coś się dzieje poza dziećmi. Ożyłam.

                  Uważam, że nie ma sytuacji bez wyjścia. I tak myślę, że choć pracująca babcia nie jest dla Zuzi idealną opiekunką, moze choc jeden dzien zajęłaby się Zuzią? Ten jeden dzień? A może mógłby to zrobić mąż, np. w niedzielę, sobotę? A Ty pojechałabyś gdzieś sama? Ja wiem, że dobro dziecka idzie pierwsze, reszta jest mniej ważna. Ale może choć na jeden dzień mogłabyś orzestać o Zuzi potrzebach i skupila się na sobie? Ja tak robilam, kiedy mialam gorsze momenty – niw wykąpałam chłopców, nie przewietrzyłam im pokoju, nie zrobilam prania, obiad jedli sloikowy. I wiesz, to trochę pomagalo mi stanąć do pionu – bo zamiast tych obowiązków, moglam mięc troszkę czasu dla siebie. Po to choćby kawy się napić.
                  Czasem na jeden dzień chociaż warto troszkę zmodyfikować priorytety. To pomaga, na prawdę.

                  I jeszczee – naprawdę, gdybys wrocila do pracy, nie stać by Was było na opiekunkę dla Zuzi?

                  I pozostaje mi mieć nadzieję, że dół i zniechęcenie Ci wkrótce minie. I coś się zmieni…

                  Jestem z Tobą.

                  PS. Za chaos przepraszam – to wina tego co się dziś w szkole dzieje 😉

                  • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                    Ja chętnie A z której części W-wy jesteś? Bo ja to tak dokładnie z Piaseczna, z okolic Auchan.

                    Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

                    • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                      Aniu kochana poczyniłam pewne kroki
                      Napiszę więcej, jak więcej będę wiedziała, na razie stoję przed wieloma niewiadomymi… no i skłamałabym, gdybym powiedziała, że się zupełnie nie boję
                      Otwieram firmę
                      A samopoczucie lepsze… i niech tak zostanie. Wrodzony optymizm wziął górę.
                      Dziękuję za wsparcie… na Ciebie zawsze można liczyć. I zresztą w ogóle na wszystkie forumowe mamy

                      Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

                      • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                        W odpowiedzi na:


                        Ja staję się mniej ważna, choć w środku się rodzi bunt, sprzeciw, który niestety chowam w sobie, a on mnie zjada od wewnątrz.


                        to jest bardzo groźne.
                        Wiem, znam to…. wiem, że trudno się z tym uporać. Czujesz się, jakbyś stała przed szklaną ścianą, za którą są ludzie… wołasz i wołasz i nikt Cię nie słyszy.

                        W odpowiedzi na:


                        A zawsze myślałam, że jestem taka silna, że doskonale umiem sobie radzić ze swoimi problemami.


                        tak, to też znam – tak samo się czuję.
                        Chętnie bym z Tobą pogadała… skąd jesteś? Może udałoby się nam spotkać? Bo wydaje mi się, że doszłam do jakichś konstruktywnych rozwiązań… ale to za dużo, żebym dała radę to tutaj opisać.
                        Odezwij się.
                        Pozdrawiam serdecznie

                        Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

                        • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                          Znasz pewnie to chinskie przyslowie – każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku? 🙂
                          Więc to co najważniejsze i najtrudniejsze masz już za sobą.

                          Jak zwykle, jesteś tajemnicza ;),ale i tak życzę Ci powodzenia.

                          PS. Przyslowia chinskie są dobre na wszystko 😉

                          • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                            A ja z drugiego końca, czyli Tarchomin – zapraszam 🙂
                            … Nie ma bowiem rzeczy niemożliwych

                            Pozdróweczki!!!


                            Ewa/ Dominiś i Filipek

                            • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                              Tajemnicza? Nie tylko jeszcze za wcześnie na szczegóły bo ich znam za mało
                              Dzięki za wsparcie
                              PS. Co do przysłów chińskich, to tak właśnie słyszałam

                              Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

                              • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                                Nie ma
                                Może się umówimy w połowie?

                                Zuziaczek (23.08.04)+starania za chwilę

                                • Re: Dziękuję 🙂 (odpowiadam hurtem)

                                  Moja Kasia ma 10 miesięcy. Ja też juz w pewnym momencie (jakies cztery miesiące temu) myślałam że powinnam sie leczyc. Kasia choć jest grzecznym dzieckiem czasem doprowadzała mnie do szału, nie wspomne o nienormowanym trybie pracy męża. Zero pomocy z jego strony i tylko zrzedzenie. Jak zdarzylam posprzatac to nie bylo obiadu a jak byl obiad to byl balagan. Płakałam, wkurzałam sie.
                                  Od poczatku czerwca Kasią w ciagu tygodnia zajmuje sie moja mama, a ja pracuje notabene jako agent ubezpieczeniowy.
                                  Po południu jestem w domu i KAsi poswiecam pelne trzy do czterech godzin. Moja mama w tym czasie robi obiad. Kiedy siedzialam w domu to tak naprawde bylam zbyt zmeczona zeby spedzic pare chwil z córką, teraz lece do domu jak na skrzydlach. W pracy sie spelniam choc latwo nie jest. Ale przynajmniej opcja depresja poszła w nie pamięć.
                                  Monika

                                  • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                                    Podpisuję sie pod kazdym słowem w odniesieniu do mojego związku,że (cyt.):
                                    “On nadal żyje latami młodości, gdzie nie było obowiązków, nie było dziecka, nie było całej masy problemów związanych z tym jak zmienia się życie po pojawieniu się dzieci w domu. On po prostu nie dosrósł do tego i boję się, że nigdy nie dorośnie.”
                                    czy tez (cyt.)
                                    “czuję strach przed tym, by pójść do niego i poprosić go, by przez chwilkę zajął się dzieckiem, bo ja chce odpocząć. Tak – boję się o to poprosić swojego męża, ojca dziecka, bo czuję, że może nie powinnam, bo przecież on powinien miec chwilkę dla siebie. Ja staję się mniej ważna, choć w środku się rodzi bunt, sprzeciw, który niestety chowam w sobie, a on mnie zjada od wewnątrz. ”

                                    I chociaz jestem po tysiącu rozmów z moim mężem i wiem, ze bardzo nas kocha i nie chciałby nas nigdy stracić i stara się, to niestety on pewnych rzeczy NIE CZUJE.

                                    [Zobacz stronę]

                                    • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                                      Odpisałam na priva

                                      Truskawa i Córcia

                                      • Re: Chyba potrzebuję psychologa…. 🙁 Już nie mam

                                        A ja podpisuję się pod:

                                        W odpowiedzi na:


                                        I chociaz jestem po tysiącu rozmów z moim mężem i wiem, ze bardzo nas kocha i nie chciałby nas nigdy stracić i stara się, to niestety on pewnych rzeczy NIE CZUJE.


                                        I dodam, że obawiam się, że nigdy nie poczuje.

                                        Truskawa i Córcia

                                        Znasz odpowiedź na pytanie: Chyba potrzebuję psychologa…. :( Już nie mam siły…. (długie)

                                        Dodaj komentarz

                                        Angina u dwulatka

                                        Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                        Czytaj dalej →

                                        Mozarella w ciąży

                                        Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                        Czytaj dalej →

                                        Ile kosztuje żłobek?

                                        Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                        Czytaj dalej →

                                        Dziewczyny po cc – dreny

                                        Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                        Czytaj dalej →

                                        Meskie imie miedzynarodowe.

                                        Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                        Czytaj dalej →

                                        Wielotorbielowatość nerek

                                        W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                        Czytaj dalej →

                                        Ruchome kolano

                                        Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                        Czytaj dalej →
                                        Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                        Logo
                                        Enable registration in settings - general