tak sie zastanawiam od czego zaczać… jest tak ze jak moje chłopaki zaczną sie wydzierać… piszczeć i wydawać z siebie inne nieludzkie dźwięki to czasami nie wystarczy poprosić, wysłać do kata… w akcie desperacji i ja wydzieram na nich japsko swoje i wtedy dopiero pomaga… a mam donośny dosyć głosik…
sęk w tym, że oni coraz żadziej robią to bo chcą coś tym osiągnąć… coraz częściej podczas zabawy i jest to efekt bardzo dobrego nastroju… ja się z tym oswajam bo chyba nic innego mi nie zostaje… no chyba że się cofnę i razem powrzeszczymy… obawiam się o sąsiadów… bo jak tak z boku posłuchać to można pomyśleć ze normalnie dzieci katuję, rozdzieram ze skóry ciągle karcę i jeszcze japę drę…
dzisiaj podczas jakiejś takiej luźnej rozmowy z sąsiadem – 2 piętra niżej; jego dzieciak nieco starszy od mojego młodszego – wyszło że moje dzieci czasami to i u nich słychać… niby nic ale jakoś tak mi się głupio zrobiło… ale to w końcu tylko dzieci i nie mogę im ciągle czegoś zabraniać i ciągle tylko nakazywac… już i tak wydaje mi się ze zaczynam być matka zmorą… bo całymi dniami to ze mną są i to ja stawiam ciągle jakieś granice… nakazy i zakazy to też ja…
wiecie o co mi chodzi??
nie przejmowalibyście sie na moim miejscu czy moze powinnam stawiać kolejne granice i nakazy… dodam ze moje dzieci śpią już przeważnie po godzinie 20 i w zdecydowanej przewadze odbywa się to bez histerii i innych awantur…
10 odpowiedzi na pytanie: rozdarte dzieci…
jestem w identycznej sytuacji
mam dzieci drace sie niemilosiernie, zywe i mieszkam na ostatnim pietrze bloku, gdzie nie ma jakiejs specjalnej izolacji
w zwiazku z czym mam wielkie problemy z sasiadami
po pierwszej, czy drugiej skardze bardzo sie staralam, polozylam wszedzie dywany, z rana sadzalam towarzystwo przed telewizorem na ogladanie bajek na bbc prime
ale skargi nie ustaly
prawda jest taka, ze nie wygram z grawitacja, dzieciom przedmioty beda zawsze upadaly w kierunku podlogi (podobno nieizolowanej)
zawsze beda wykrzkiwaly z radosci w lazience
nie da sie im zwiazac nog, zeby nie biegaly
nie mozna im wytlumaczyc, ze na korytarzu jest echo, wiec nie mozna pokrzykiwac (alek jest zakochany w tym echu), nawet trzyipollatek ma problem ze zrozumieniem tegoz, co dopiero pietnastomiesieczniak
przez dlugi czas zylam i ciagle jeszcze w zasadzie zyje w stanie stresu tak poteznego, ze czasami lapie sie na tym, ze jestem spokojna tylko wtedy, kiedy adam jest u opiekunki a alek spi
inaczej biegam za nimi jak opetana, uciszam, buduje swiat barier i zakazow, czasami wrecz idiotycznych (nie jezdzij samochodzikami po podlodze w kuchni, tylko po dywanie)
tymczasem jest tylko pewna ograniczona ilosc uciazliwosci, ktore jestem w stanie wyeliminowac
dawno juz przekroczylam ten limit
jestem w stanie permanentnej wojny z sasiadami
ci zza sciany nie odzywaja sie do mnie (glowny zarzut, ze dzieci halasuja rano, a oni rano spia)
ci spod spodu maja na nasz widok mine “umeczon pod ponckim…” (glowny zarzu, ze dzieci biegaja)
a czy to ja jestem winna temu, ze ktos nie polozyl izoalacji?
chyba nie…
ale dalej sie strasznie przejmuje
i jestem szczesliwa, ze za 3,5 m-ca sie wyprowadzam
moze wreszcie moje dzieciaki poznaja troszke normalnego zycia
ps. moje tez chodza spac w okolicach 19.30, wstaja okolo 7.00
Też mam takie rozdarte, ale na szczęście mieszkamy w domku a sąsiedzi pod nami są naszymi dobrym znajomymi i są bardzo wyrozumiali 🙂
moje zasypiają ok 20-20:30 a wstają co dzień o 6 rano… jeżdża autami po całym mieszkaniu a ja nie mam dywanów… pilnuję zeby nie wydzierali się za bardzo na korytarzu ale to tylko dzieci… póki co nie mam problemów z sąsiadami ale tylko czekać aż będą…choć wydaje się że są wyrozumiali… a co najlepsze u mnie w przewadze mieszkają starsi ludzie i tu się dziwię ze nie ma skarg…
w tej chwili z pupami posadzonymi w autka zasuwają po mieszkaniu…
no cóż… najwyżej bedę na czarnej liście… później będzie lepiej… jak przyjdzie co do czego to najwyżej przeproszę…
nie robię imprez do późna… nie rozbijam się nocami, a nawet jak są urodzinowi goście to i tak jest spokojnie… a dzieci nie zaknebluje i nie przywiążę do kaloryfera…
no to pozdrawiam cieplutko
sądzę, że to ”rozdarcie” wynika z tego, że nie są sami; Krzysiol do spokojnych dzieci nie należy, wręcz przeciwnie, ale że jest sam w miarę łatwo zapanowac nad jego temperamentem;
ale… kiedy ktoś przyjdzie (jego młodsze siostry, sztuk 2… albo znajomi) to zaczyna się sajgon; gonitwy po całym mieszkaniu, tupanie, stukanie, rzucanie czym popadnie; towarzystwo staje się trudne do opanowania, bo naturalne jest chyba w tym wieku, że fajniej jest się ganiać/chować/uciekać/skakać niż siedzieć i rysować/układać puzzle 🙂
mieszkamy na 7 piętrze, wcześniej piętro wyżej – odkupilismy mieszaknie od sąsiadów, śmiejemy się ze sam Krzysiek ich wykurzył – bieganiem, tupaniem, jazdą na jeździdełku – kiedy był młodszy 😉
teraz pod nami mieszkają młodzi ludzie (na oko 24-26 lat) – wynajmują mieszkanie; staramy się przynajmniej w godzinach ranych upominac Krzysia, żeby nie biegał i nie walił samochodzikami, bo wiem, że to jest uciążliwe; od 9 juz nam wszystko jedno 😉
współczuję konfliktów z sąsiadami;
w naszym bloku mieszka też rodzeństwo – 5 i 3 lata, alergicy – więc mieszkanie bez dywanów; ”życzliwy” sąsiad już kilka skarg do spółdzielni wystosował…
no ale to człowiek który i nas podczas remontu podkablował – podobno mu przez nas sufit popękał (mieszka na 3 piętrze, remont był na 7; sąsiadom z pięter 4-6 sufit oszczędziliśmy :D)
Ja napiszę tylko tyle – cieszę się, że mieszkam na parterze 😀
Z moich obserwacji wynika, że drą się wtedy, kiedy są pozostawieni sami sobie, z nudów po prostu….. Nie przedszkolują, nie żłabkują, na szczęście od września to się zmieni 🙂
a widzisz a u mnie największe krzyki to podczas zabaw… jak sobie jeżdżą autami czy czytają książeczki czy jakoś się razem bawią… ja mieszkam na ostatnim a pod nami po ponad półrocznym remoncie – nie wiem tak szczerze mówiąc kto mieszka… ale chyba jacyś młodzi ludzie… póki co do mnie z administracji nikt nie dzwonił zebym dzieci zakneblowała ale no cóż… różnie to w życiu bywa…
moje zachowuja sie wrecz odwrotnie
kiedy sa zostawione same sobie, potrafia bawic sie spokojnie, no, pryznajmniej imw are spokojnie
najgorsze momenty to czas, kiedy zbyt wiele sie dookola nich dzieje
ewka pisze, ze dzieciaki nawzajem wyzwalaja w sobie zapedy do halasliwej zabawy, tu sie zgodze, a jednak pryzpominam sobie, ze pierwsza skarge dostalam, kiedy adam mial 11 m-cy i bawil sie klockami, ktore co i rusz spadaly mu na podloge
chcialabym bardzo moc sie nie przejmowac, wiem, ze nie jestem w stanie wygrac walki z grawitacja, czy zwyklymi potrzebami dzieciakow, ale jasne, ze wolalabym miec ciut lepsze uklady z sasiadami
niestety, oni nawet nie probuja zrozumiec
plus, naturalnie, w jakich idiotyczny sposob obwiniaja mnie za wszystko, absolutnie wszystko!
czyjs pies kiedys podsikiwal korytarze
oczywiscie wszyscy zalozyli, ze moj
przyslali na skarge babeczke, ktora mowi w miare po angielsku
prawie sie zapadla pod ziemie, kiedy jej powiedziala, ze nie mam i nigdy nie mialam psa
sasiedzi zza sciany (ale w drugiej klatce schodowej) maja wyjatkowo halasliwe dzieci (mnie jednak nie przeszkadzaja, nie zauwazam, bo mam swoje i wykazuje sie zrozumieniem)
te dzieciaki chodza spac o 22
ktoregos razu sasiad z dolu przybiegl do mnie z piana na ustach w okolicach 21, zebym zamknela smarkaczom geby (mniej wiecej tak by to sie dalo po polsku powiedziec), bo zadzwoni po policje
moje dzieciaki juz dawno spaly
ale nawet mimo tego majlatwiej im zrzucic wine na obcych, wiec ta atmosfera potepienia mnie dobija
no to Ty masz rzeczywiście niezbyt fajnie… ja się właśnie takiej nagonki obawiam… bo jak mieszkałam z rodzicami to właśnie takich sąsiadów miałam… co się o wszystko czepiali…
trzymaj sie
Współczuję bardzo:(Ja ze swoim chrakterem to bym chyba wykończyła sie psychicznie, za bardzo wszystkim się przejmuję.Do nas jeszcze nikt ze skargą nie przyszedł.A Antoś do cichych nie należy… Bieganie,walenie nogami i jazda samochodzikami na porządku dziennym. Niesety darcie się również.Ostatnio sobie wymyślił zabawę w dinozura polegającą na darciu się,ale takim darciu, ze czasami aż się zakaszle bo tak podrażnia gardło.I najfajniej mu się drze na klatce właśnie bo tam jest echo…Krok za drzwi a ja już słyszę łaaaaa łaaaaaa łaaaaaa!!!!ZamotanyNic nie pomaga żadne tłumaczenie i proszenie. Nad nami mieszka małżeństwo z dwójką dzieci tez nie należących do takich cichych co jest dla mnie trochę pocieszjące,że nie tylko mój się tak drze.O ciągłym upadaniu zabawek nie wspomnę,ale już z tym się pogodziłam i wyluzowalam bo sąsiedzi pod nami też nie zwracają zbytnio uwagi na innych sąsiadów. Pod nami mieszka małżeństwo z “dorosłymi”dziećmi,które potrafią o północy grać na gitarze basowej….O ile na klatce staram się tłumaczyć żeby nie krzyczał(z marnym skutkiem co prawda;))tak w domu już daję spokój oczywiście w granicach rozsądku. Nie mogę przecież zabronić mu zabawy samochodzikami,skakania czy radości okazywanej czasami zbyt głośno wg niektórych osób.
Ale u Was to juz jest jakiś horror,nie wyobrażam sobie czegoś takiego.Dobrze,że się wyprowadzacie. Będziecie mieli spokojniejsze życie.
Nie przejmować się. Najwyżej nauczycielka ich za to darcie się znienawidzi, bo takich drących się będzie miała 25+
Ludzie, czy Wam nie przychodzi do głowy, że potem w przedszkolu, szkole skądś się jednak bierze ten ryk i wrzask? Czy ci ludzie, którzy pracują z Waszymi dziećmi drącymi się, wchodzącymi często non stop w słowo muszą to znosić? Przecież to, jak te dzieci są nauczone się drzeć przekłada się na jakość współpracy na linii dziecko-obcy dorosły. Ten wrzask jest jak tortura a od lat nikt tej sprawy nie porusza i rodzice nie interesują się jaki to ma wpływ na dzieci i na osoby, które w tymi dziećmi przebywają w innych miejscach niż dom. Część dzieci nauczona da4cia się tym chętniej naśladuje inne, które w domu już w ogóle puszczane są non stop samopas.
Znasz odpowiedź na pytanie: rozdarte dzieci…