Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

moją historię. Nie żeby była jakaś bardzo szczególna i wyjątkowa, ale myślę, że mogłaby niejednej z Was dodać trochę otuchy, Właściwie nadaje się niemal do każdego kącika i wahałam się, gdzie ją umieścić, ale teraz formalnie przynależę (jeśli MAMY mnie przyjmą) do tego kącika, więc piszę tutaj, a w innych umieszczę odsyłacze. Będzie tu dużo tragedii, ale to iż mówię, że należę tutaj świadczy o tym, że i dla mnie zaświeciło słońce.
Już na początku mojej znajomości z Marcinem (jeszcze nie planowaliśmy wspólnej przyszłości) dowiedzieliśmy się, że z ewentualną, mgliście zarysowaną ciążą, nie będzie łatwo. Podczas rutynowej wizyty u ginekologa dowiedziałam się że mam mięśniaki macicy.
Diagnoza była dla nas szokiem – znaliśmy się 4 miesiące, nie planowaliśmy przyszłości, nie współżyliśmy jeszcze ze sobą, a tu każą nam mieć od razu dziecko, bo potem może być już za późno… I ta wielka odpowiedzialność i poczucie winy spoczywające na mnie. Nie wiedziałam, co zrobić, nie chciałam przywiązywać Marcina do siebie (wiedziałam, że bardzo chciałby kiedyś mieć dzieci), nasza znajomość jeszcze była na tyle niezobowiązująca, że nie mogłabym mieć do niego żalu, gdyby odszedł.
Postanowiliśmy spróbować zajść w ciążę, ale (tu na pewno starające się dziewczyny mogą coś na ten temat powiedzieć) nie jest to proste kochać się na żądanie, bo się chce dziecko, a już z wizją operacji przed oczyma to już na pewno. Nie udało się. Moje miesiączki zaczęły być tak bolesne i obfite, że po kilku miesiącach postanowiliśmy skłonić się ku medycynie. Przez cztery miesiące przyjmowałam bardzo ingerujące w mój organizm, bardzo kosztowne zastrzyki. Potem była operacja z wielka niewiadomą (mogło się okazać, po otwarciu mnie, że macicę trzeba usunąć od razu, więc nici z naszych nadziei na dziecko po niej). Na szczęście, po wybudzeniu się z narkozy usłyszałam głos Marcina, którego na chwilkę wpuszczono na OIOM (traktowano go jak mojego męża, tak bardzo się zaangażował): Baśka będziemy mieli pisklaki!!! Miało to oznaczać, że macica została i jest szansa na małego człowieczka. Potem dowiedziałam się, że została, owszem, ale mimo wyłuszczenia kilku sporych mięśniaków, mam “szansę” na kolejne, bo cały mięsień jest w zawiązkach kolejnych.
Dochodziłam do siebie, pobraliśmy się i próbowaliśmy, próbowaliśmy… Moje miesiączki stały się krwotoczne, potrafiły trwać dwa tygodnie, moja hemoglobina w tych dniach spadała do 8,5-9. Po drodze jeszcze miałam jedną przygodę z rodzącym się mięśniakiem (wyciągnięto mi go “na żywca” przez pochwę tylko dlatego, że mąż zdążył mnie szybko dowieźć do szpitala). Aby nam pomóc lekarz zaproponował nam inseminację (wprowadzenie nasienia do jamy macicy), poprzedzoną hormonalną stymulacją. W międzyczasie okazało się, że wyniki Marcina są fatalne, na tyle fatalne, że i powodzenie inseminacji właściwie przestało być prawdopodobne. Do tego doszła endometrioza jako skutek uboczny operacji i PCO, jako efekt uboczny kuracji przed ewentualną inseminacją. Nawet zwykłe in vitro przestało wchodzić w grę. Jakąś nadzieję dawało nam in vitro z mikromanipulacją. Mój lekarz skierował nas do jednego z najwybitniejszych polskich ginekologów zajmujących się niepłodnością na drugim końcu Polski. Z obawy przed mnogą ciążą (często zdarzającej się przy metodach wspomaganego rozrodu), która w przypadku mojej zdefekciałej bliznami po operacji macicy była dużym zagrożeniem dla ewentualnej ciąży sugerowaliśmy lekarzowi, aby podać mi jeden (a nie dwa jak się podaje w mojej grupie wiekowej) zarodek. Przekonani jednak przez niego o większej skuteczności zgodziliśmy się na dwa. Po dwóch tygodniach zrobiliśmy test i… dwie różowe kreski. Cieszyliśmy się bardzo. Pierwsze USG wykazało dwa zarodki. Wystraszyliśmy się bardzo nie dlatego, że nie chcieliśmy mieć dwójki dzieci, ale obawialiśmy się o możliwość rozciągania się mojej macicy. Następne USG pokazało trzy fasolki. Pomyśleliśmy: jeden z zarodków podzielił się i stąd ta trójka. Teraz już było pewne, że urodzą nam się wcześniaki. Lekarz mówił, że najlepiej byłoby, dotrzymać do 32. tygodnia, potem zrobi cięcie, a dzieci będą już “w miarę” bezpieczne. Od 20. tygodnia miałam brać fenoterol. Niestety nie tolerowałam go w ogóle (skoki ciśnienia aż do omdleń, wymioty) musiałam go odstawić. Przez całą ciąże czułam się fatalnie, Marcin bardzo się mną opiekował – robił wszystko w domu i wokół mnie (trzeba było mnie karmić – musiałam jeść na leżąco). Moja aktywność ograniczała się do wyjść do toalety i brania prysznica (też pod męża nadzorem). Bardzo chcieliśmy mieć te dzieciaki. Jednak macica w ciąży mnogiej rośnie dużo bardziej dynamicznie niż w pojedynczej. W 26. tygodniu nie wytrzymała. Zaczęły się skurcze, trafiłam do szpitala z 4 cm rozwarciem. Starano się mi je wyciszyć. Niestety nic nie było w stanie zahamować mojego, jak się później okazało 8-dniowego porodu. Dzieci urodziłam na dwie raty. Jedno – Natalkę, w czwartym dniu skurczów, cztery dni potem Kubusia i Agatkę. Oszczędzę Wam szczegółów, faktem jest, że mimo starań neonatologów dzieci kolejno umierały mam w ciągu 6 tygodni. Nie da się opisać tego, co przeżyliśmy patrząc na maluszki i nie mogąc ich nawet dotknąć. Nasza trójeczka zostanie z nami na zawsze, a my pożegnaliśmy się z wizją rodzicielstwa. Dodam tylko, że każde z dzieci miało inną grupę krwi, co wskazywało na to, że lekarz podający zarodki pomylił się i przez czyjąś nieuwagę zostały mi podane trzy przy świadomości zagrożenia już pojedynczej ciąży w macicy ze zrostami.
Choć nie było nam łatwo, staraliśmy się poświęcić sobie. Dużo rozmawialiśmy, przebywaliśmy razem, ja bardzo szybko wróciłam do pracy (było to najlepsze lekarstwo dla mnie), gdzie otoczyli mnie ciepłem taktowni współpracownicy. W końcu sierpnia postanowiliśmy spróbować odpocząć. Wyjechaliśmy na krótki urlop do Hiszpanii. Wiedziałam, że jest tam miejsce, do którego udają się pary mające problemy z zostaniem rodzicami. Niespecjalnie wierzyliśmy w cuda, ale ponieważ i tak chcieliśmy odpocząć, postanowiliśmy udać się tam, skąd organizowane są wycieczki fakultatywne do Monserat. Zaliczyliśmy i ten wyjazd, wróciliśmy z wakacji i dalej dochodziliśmy do siebie. W listopadzie nie dostałam miesiączki. Prawdę mówiąc wystraszyliśmy się, że coś znowu u mnie nawaliło, ale po dwóch tygodniach zrobiłam test. Wynik: POZYTYWNY!!! Ja – przypominam: z mięśniakami, endometriozą, PCO, niedrożnym jednym jajowodem (każda z tych dolegliwości pojedynczo stawia naturalne poczęcie pod znakiem zapytania) i mój mąż z baaaardzo kiepskimi wynikami!!!
I teraz nie czułam się rewelacyjnie, ale pracowałam dopóki mogłam, żeby za dużo nie myśleć o tym, co się stało i co może się stać. Lekarz pocieszał, że moja macica w poprzedniej trojaczej ciąży rozciągnęła się do rozmiarów 34-tygodniowej, więc jest szansa, że tym razem rozciągnie się co najmniej tak samo. W 17. tygodniu okazało się, że pod łożyskiem wytworzył mi się mięśniak, co może spowodować niedotlenienie, niedożywienie dzieciaczka, a w końcu odklejenie się łożyska. W tym momencie musiałam dać sobie spokój z pracą i bardziej się oszczędzać. Na szczęście po jakimś czasie okazało się, że łożysko zsunęło się z mięśniaka i bezpośrednie zagrożenie minęło.
Całej ciąży baliśmy się bardzo, zbyt świeżo mieliśmy w pamięci to, co niedawno przeżyliśmy. Marcin na każde moje skrzywienie reagował niemal paniką i pytał czy czuję skurcze. Ja w pewnym momencie odkryłam coś, co mi bardzo pomogło, ale czasem niestety było źródłem niepotrzebnego niepokoju i zbytniego wsłuchiwania się w siebie. Było to forum DZIECKOINFO. Na kilka moich pytań odpowiedziałyście i bardzo mi się to przydało. Ponieważ nie miałam stałego dostępu do sieci nie udzielałam się zbyt aktywnie, nie zabiegałam też o wpis na listę lipcówek, do których formalnie się zaliczałam. Nie potrafiłam się odnaleźć, gdy ktoś pytał mnie o termin rozwiązania, który wg OM był na 23 lipca, a ja wiedziałam, że dobrze będzie jak dotrwam do początku czerwca (byłby to 32. tydzień), moim marzeniem był skończony 36. tydzień, a lekarz na cesarkę (przy naturalnym porodzie macica mogłaby mi pęknąć) wyznaczył mi 8 lipca. Miał być to skończony 38. tydzień z dużym prawdopodobieństwem jeszcze bez czynności skurczowej. Dla pewności i mojego komfortu zaproponował mi przyjęcie tydzień wcześniej (1 lipca) – tak na wszelki wypadek. Nie bardzo mi się to uśmiechało (przebywanie w okolicy oddziału intensywnej opieki nad noworodkami, gdzie rok wcześniej przeżyliśmy kolejno trzy tragedie), ale poszłam.
Przy przyjmowaniu wszyscy pytali mnie się dlaczego przyszłam tak wcześnie, ale skierowanie od mojego lekarza prowadzącego otwierało mi drogę. Po przyjęciu zrobiono mi wszystkie możliwe badania (wielu lekarzy i położnych przypomniało mnie sobie z poprzedniego roku). Wyniki wyszły dobrze, KTG wykazało prawidłowe tętno maluszka i brak czynności skurczowej macicy i wyglądało na to, że następne dni spędzę “na urlopie”. Miałam tylko następnego dnia rano oddać mocz do badania. Obudziłam się ok. 3.30 z parciem na pęcherz (dolegliwość znana wszystkim z późnej ciąży). Wstałam z łóżka z zamiarem udania się do toalety i stwierdziłam, że krwawię żywoczerwoną krwią. Pobiegłam do dyżurki pielęgniarek, te ściągnęły lekarzy dyżurnych, zbadano mnie, podłączono do KTG. Bardzo źle się poczułam, zaczęłam tracić przytomność, zestresowałam się maksymalnie, tym bardziej, że stwierdzono zwolnienie tętna u mojego synka. Po konsultacji telefonicznej z moim ginekologiem prowadzącym dyżurujący lekarze podjęli decyzję o natychmiastowej cesarce. Był to pierwszy dzień 38. tygodnia ciąży. Po kilkunastu minutach wyjęto mi naszego Stasinka. Miał lekkie objawy niedotlenienia, które, jak mówili neonatolodzy szybko przeszły.
Tak więc 2 lipca o 5.25 urodził się nasz synek o wadze 3220 g i długości 52 cm. Zadzwoniłam do Marcina i poinformowałam że już został tatusiem. On nieświadom niczego smacznie sobie spał i miał zamiar mnie odwiedzić następnego dnia Zszokowałam go tym chyba nieźle, ale ta sytuacja oszczędziła mu stresów przez tydzień, w czasie którego mieliśmy czekać na cesarkę i samego czekania pod salą cięć cesarskich. A tak – dowiedział się, że już jest ojcem i już. Musiał zająć się szybko wyprawką, (na rozejrzenie się za nią rezerwował sobie ten tydzień kiedy miałam być na obserwacji) i szybko przystosować nasze mieszkanie do przyjęcia jakże upragnionego malutkiego mieszkańca. Zdecydowaliśmy się nic nie kupować przed rozwiązaniem i nie wynikało to z przesądów, jak być może wiele z Was pomyśli, ale z doświadczenia tragedii, gdy z gotowej wyprawki nie było komu skorzystać. Oczywiście wiele rzeczy omówiliśmy wcześniej, Marcin nawet założył wątek na forum pt. “Wyprawka, pomóżcie przyszłemu tacie”, i nie zawiódł się na Was. Otrzymał naprawdę wiele cennych wskazówek, za które oboje Wam dziękujemy.

Od zeszłej niedzieli jesteśmy już w domu i przyzwyczajamy się do siebie. Drżymy o małego, bo ma wodniaczek jądra, to robi za dużo, to za mało kupek, to nie odbija, ale za to ulewa. Trochę jesteśmy przeczuleni i każda sytuacja, o której albo czytamy na forum, albo w jakieś książce nas trochę przeraża. Mam nadzieję, że z czasem nabierzemy do wszystkiego dystansu. Będziemy musieli się pilnować, żeby go nie rozpieścić; a jeszcze bardziej pilnować dziadków, którzy mają na to wielką ochotę. Niestety prawdopodobnie Stasinek będzie wychowywał się sam, bo nie sądzę, aby moja macica wytrzymała kolejną ciążę pamiętając też, że zajście w tą było istnym cudem.

Opisałam to wszystko w kąciku, do którego – wydaje mi się – piszą mamy, które nie musiały toczyć aż takich bojów o dziecko. Chciałabym, żeby przeczytały to też dziewczyny z “niepłodności” i “starające się”, żeby zobaczyły jak wiele daje wyluzowanie się (bo my naprawdę nie liczyliśmy już na powodzenie) oraz, że nie wszędzie medycyna i autorytety medyczne są najważniejsze. Czasami warto mieć świadomość, że zawsze jeszcze w beznadziejnej sytuacji może zdarzyć się cud. Mam nadzieję, że oczekujące – też mające problemy i swoje niepokoje – uwierzą, że mimo iż wiele wskazuje na to, że coś się może nie udać (u mnie mięśniak pod łożyskiem, słabo rozciągliwa macica, różnica między główką a kością udową na USG – 3 tygodnie, nietolerancja glukozy przy obciążeniu 50 mg – po 1 godz. 169) wszystko może skończyć się szczęśliwie.

Basia, Marcin i Stasinek (2 lipca 2003)

Edited by basiogroszek on 2003/07/19 16:58.

Strona 4 odpowiedzi na pytanie: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

  1. Przestawiam Wam Stasinka

    Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za gratulacje i życzenia. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moja historia wywoła tyle emocji. Przestawiam Wam Stasinka na zdjęciu jeszcze ze szpitala. Mam nadzieję, że ta trzynastka będzie dla niego szczęśliwa.

    Edited by basiogroszek on 2003/07/21 13:21.

    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

      Bardzo sie ciesze, ze sie Wam udalo. TAk, cuda sie zdarzaja. Zycze Wam tylko szczesliwych dni!

      Carmella z marzeniami

      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

        Wielkie serce dla Was nie ma nic piękniejszego niż dziecko i to stworzone w taki sposób. Macie niezłe chody u Szefa;-)).Gratulujemy.

        Gosia i Tamiczek (03.04.03)

        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

          Basiogroszku!!! slow mi brakuje zeby podzielic sie tym co teraz czuje.. jescie wspaniali!!! Ty, twoj maz, a teraz wasz kochan Stasinek!!
          Zycze wam aby sloneczko zawsze do was zagladalo.. i zeby nie brakowalo wam cieplych chwil.. Tak bardzo zasluzyliscie na nie..
          A sobie… sobie zycze zebym miala chociaz troszke tej odwagi i moc co Wy…
          Asia i malenka 30 tyg. Hania

          Asia i wrześniowa Hanna

          • Re: Przestawiam Wam Stasinka

            Stasinek jest slicznym chlopaczkiem:)) Przeuroczy!!!

            Asia i wrześniowa Hanna

            • Re: Przestawiam Wam Stasinka

              o Boże !!! Ale śliczny !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Aż zatęskniłam za takim maluszkiem – wczoraj właśnie oglądałam zdjęcia ze szpitala też… Ale się rozmarzyłam…..
              Gratulacje takiego wspaniałego Staśka !!!

              Ola i Dominika ur. 8.12.2002 r.

              • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                Basiogroszku, jesteś moją bohaterką. Poryczałam sie z 15 razy czytając Twoją historię.
                Brak słów. Ale to wszystko rzeczywiście daje wiarę w cuda.
                Aż nie mogę się nadziwić, że (odpukać) u nas jak dotąd ok. Zaszliśmy za “pierwszym strzałem”. Szok, szok, szok. Mnie się to wydawało to takie naturalne i…proste.
                Twoja historia, rzcezywiście daje dużo do myślenia.
                No i trafił Ci się naprawdę też wspaniały facet.

                JoannaR i (21.09.2003)

                • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                  Witam!
                  Bardzo duzo przeżyliscie. Wielu ludziom nawet sie nie wydaje, ze można przejść tak wiele. Teraz macie Swoje upragnione Maleństwo. Myslę, że wcale synka nie rozpieścicie po takich przeżyciach, tyko będziecie Go kochać miłością wielką i odpowiedzialną.

                  Pozdrawiam
                  Asia i Wiktorka 14.03.03

                  • Re: Przestawiam Wam Stasinka

                    jaki cudny….już nie pamiętam kidy Igus był taki mały:))
                    Całuchy dla całej Groszkowej rodzinki:)

                    Ola i Igorek 25.03.2003

                    • Re: Przestawiam Wam Stasinka

                      Muszę Wam powiedzieć, że fajnie jest puchnąć z dumy czytając takie słowa. Dzięki

                      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                        Niesamowita, piekna, bardzo wzruszjąca opowieść. Piekna, bo ze szczęsliwym zakończeniem! Musialo Wam być bardzo ciężko, nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo, ale musicie być wspanialymi ludźmi skoro tak bardzo sie wspieraliście, kochacie sie i szanujecie do tej pory. Ludzie bez problemów, żyjąc zwykłym życiem nie potrafią sobie okazac miłości i czułości, nie doceniają, że się mają nawzajem, a Wy… Chciałabym zaliczac Was do grona moich znajomych, byłby to dla mnie zaszczyt!!! A Stasulka rozpieszczajcie sobie, pewnie, co tam… Choć troszkę.. Nalezy się Wam i jemu. Życzę Wam cudownego wakacjowania, pieknego życia, miłości po grób i tego, by Wasz Stas wyrósł na wspaniałego mężczyzne, który doceni jak cudownych ma rodziców i co przezyli, by przyszedł na świat. Bedzie Was uwielbiał!!!
                        ada i miki-20 maj 2003

                        • Re: Przestawiam Wam Stasinka

                          Przecudny Chłopaczek :-)))))))) Płakałam czytając Twoją historię…. Jesteś wielka!!!!!!

                          Kaśka z Natusią (16 miesięcy 🙂

                          • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                            Jak wspaniale że wszystko się tak dobrze skończyło. Jesteś silną kobietą! I za te wszystkie cierpienia masz wspaniałego synka.

                            Aniaaa i Sebastianek (17.03.03)

                            • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                              Ucałowania dla całej waszej trójeczki.
                              Jednak w cuda trzeba wierzyć i to nawet mocno.

                              Izka i Zuzanka (12.V.2002 r.)

                              • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                WIELKIE GRATULACJE
                                PUCHAR ZA DZIELNOŚĆ !!!!!!!!!!!

                                /

                                • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                  Widzę, że mój wątek powrócił. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za ciepłe słowa i życzenia szczęścia. Mam nadzieję, że tak będzie, choć jestem na etapie dopatrywania się w Stasinku nieprawidłowosci neurologicznych. Już szukałam wyszukiwarką takich na forum. Jetsem przerażona. Pisałyście o prężeniu się i odchylaniu główki do tyłu. Staś też niestety tak robi, szczególnie gdy jest głodny (może takie wierzganie jest jednak normalne?). Poza tym powiedzcie, czy Wasze dzieci też tak głośno śpią? Mój synek głośno “chrumka” przez sen, przeciąga się całym ciałkiem, robi się przy tym czerwony jak buraczek (raczej nie są to problemy z zaparciami, bo kupek robi chyba kilkanaście na dobę – nie ma pampersa bez niespodzianki).
                                  Muszę sie przyznać, że niestety wariuję trochę, we wszystkich jego gestach dopatruję się czegoś nieprawidłowego, zamiast się z niego cieszyć. Jest naprawdę kochany, co prawda daje nam dość mocno w kość ale jednak dzieci, które ładnie śpią jest chyba mniejszość.

                                  • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                    Po prostu Was podziwiam.
                                    Bardzo mocno życzę zdrówka i samych radosnych dni. Nie wiem co jeszcze napisać. Nie umiem tego opisać jak bardzo życzę Wam wszystkiego co najlepsze. Mam nadzieje że Wasze rodzicielstwo będzie przebiegało bezproblemowo, a Staś będzie zdrowiutkim,radosnym i szczęśliwym dzieckiem.

                                    Iwona i KONRAD (ur.10.01.03)

                                    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                      Jesteście strasznie dzielni. Baaaardzo gratuluję i życzę wszystkiego naj. Nie potrafię napisać tego co czuję, bardzo poruszyła mnie Twoja historia i dziękuję Ci za nią.

                                      Iwona i Natalka 07.10.02

                                      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                        Gratulacje !!!
                                        Wspaniale że możemy Was – droga Mamusiu i drogi Tatusiu – powitać w naszym gronie:))

                                        Dawidek też ma wodniaczka- cały czas się wchłania. Ktoś pisał, że wchłonął się pewnego dnia. U nas to się rozwleka w czasie. Ale nie jest to podobno groźne.

                                        Poza tym uważam, że wszelkie wątpliwości koniecznie konsultuj z lekarzem. Nasze Forum i mnie dało już wielokrotnie poczucie pewności i braku osamotnienia ale najlepiej stan dziecka oceni jednak lekarz, który ma mozliwość jego zbadania.
                                        Wiem, że łatwo jest mówić- nabierzcie dystansu. To niestety przychodzi z czasem. Ja też się denerwowałam- np. z powodu kilku krostek na buźce (poszłam z tym do lekarza…). Jednak Stasinek najbardziej potrzebuje teraz całkowicie oddanych mu rodziców, którzy muszą być cierpliwi, pogodni…
                                        Dawid przez 2 m-cenie spał w ogóle i cały czas był przy piersi. Miałam wielokrotnie chwile zwątpienia czy nadal go karmić piersią, ale przetrwałam i karmię go nadal i nie wyobrażam sobie chwili kiedy będę musiała przestać:) Chociaż w końcu trzeba będzie.

                                        Tak więc życzę wytrwałości, cierpliwości, bezgranicznej, bezwarunkowej miłości i w ogóle wszystkiego naj już od życia. Nikt inny bardziej na to nie zasługuje.

                                        Bardzo serdecznie pozdrawiam:))
                                        Milva i prawie 8-miesięczny Dawidek z 4 zębami:))

                                        Milva i 7-m-ny Dawidek z 4 !!!! ząbkami:))

                                        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                          jej, wlasciwie to sama nie wiem co napisac, tyle roznych mysli krazy mi po glowie…
                                          przeczytalam twoja opowiesc kilka dni temu i ona caly czas jest we mnie, poruszyla mna, wzruszyla. jestem pelna podziwu dla ciebie i twojego meza za niebywala sile jaka odnalezliscie sobie, zeby przetrwac po nieszczesciu ktore was spotkalo. zasluzyliscie na ten cud!!! Stasinek jest przesliczny!!!!

                                          zycze wam duuuuuuzo zdrowka, milosci i radosci z syneczka

                                          i wiecej juz nie napisze, bo sie znowu poryczalam i nie widze monitora….

                                          pozdruffka

                                          Effcia+ FRANUŚ (11.08.03)

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general