Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

moją historię. Nie żeby była jakaś bardzo szczególna i wyjątkowa, ale myślę, że mogłaby niejednej z Was dodać trochę otuchy, Właściwie nadaje się niemal do każdego kącika i wahałam się, gdzie ją umieścić, ale teraz formalnie przynależę (jeśli MAMY mnie przyjmą) do tego kącika, więc piszę tutaj, a w innych umieszczę odsyłacze. Będzie tu dużo tragedii, ale to iż mówię, że należę tutaj świadczy o tym, że i dla mnie zaświeciło słońce.
Już na początku mojej znajomości z Marcinem (jeszcze nie planowaliśmy wspólnej przyszłości) dowiedzieliśmy się, że z ewentualną, mgliście zarysowaną ciążą, nie będzie łatwo. Podczas rutynowej wizyty u ginekologa dowiedziałam się że mam mięśniaki macicy.
Diagnoza była dla nas szokiem – znaliśmy się 4 miesiące, nie planowaliśmy przyszłości, nie współżyliśmy jeszcze ze sobą, a tu każą nam mieć od razu dziecko, bo potem może być już za późno… I ta wielka odpowiedzialność i poczucie winy spoczywające na mnie. Nie wiedziałam, co zrobić, nie chciałam przywiązywać Marcina do siebie (wiedziałam, że bardzo chciałby kiedyś mieć dzieci), nasza znajomość jeszcze była na tyle niezobowiązująca, że nie mogłabym mieć do niego żalu, gdyby odszedł.
Postanowiliśmy spróbować zajść w ciążę, ale (tu na pewno starające się dziewczyny mogą coś na ten temat powiedzieć) nie jest to proste kochać się na żądanie, bo się chce dziecko, a już z wizją operacji przed oczyma to już na pewno. Nie udało się. Moje miesiączki zaczęły być tak bolesne i obfite, że po kilku miesiącach postanowiliśmy skłonić się ku medycynie. Przez cztery miesiące przyjmowałam bardzo ingerujące w mój organizm, bardzo kosztowne zastrzyki. Potem była operacja z wielka niewiadomą (mogło się okazać, po otwarciu mnie, że macicę trzeba usunąć od razu, więc nici z naszych nadziei na dziecko po niej). Na szczęście, po wybudzeniu się z narkozy usłyszałam głos Marcina, którego na chwilkę wpuszczono na OIOM (traktowano go jak mojego męża, tak bardzo się zaangażował): Baśka będziemy mieli pisklaki!!! Miało to oznaczać, że macica została i jest szansa na małego człowieczka. Potem dowiedziałam się, że została, owszem, ale mimo wyłuszczenia kilku sporych mięśniaków, mam “szansę” na kolejne, bo cały mięsień jest w zawiązkach kolejnych.
Dochodziłam do siebie, pobraliśmy się i próbowaliśmy, próbowaliśmy… Moje miesiączki stały się krwotoczne, potrafiły trwać dwa tygodnie, moja hemoglobina w tych dniach spadała do 8,5-9. Po drodze jeszcze miałam jedną przygodę z rodzącym się mięśniakiem (wyciągnięto mi go “na żywca” przez pochwę tylko dlatego, że mąż zdążył mnie szybko dowieźć do szpitala). Aby nam pomóc lekarz zaproponował nam inseminację (wprowadzenie nasienia do jamy macicy), poprzedzoną hormonalną stymulacją. W międzyczasie okazało się, że wyniki Marcina są fatalne, na tyle fatalne, że i powodzenie inseminacji właściwie przestało być prawdopodobne. Do tego doszła endometrioza jako skutek uboczny operacji i PCO, jako efekt uboczny kuracji przed ewentualną inseminacją. Nawet zwykłe in vitro przestało wchodzić w grę. Jakąś nadzieję dawało nam in vitro z mikromanipulacją. Mój lekarz skierował nas do jednego z najwybitniejszych polskich ginekologów zajmujących się niepłodnością na drugim końcu Polski. Z obawy przed mnogą ciążą (często zdarzającej się przy metodach wspomaganego rozrodu), która w przypadku mojej zdefekciałej bliznami po operacji macicy była dużym zagrożeniem dla ewentualnej ciąży sugerowaliśmy lekarzowi, aby podać mi jeden (a nie dwa jak się podaje w mojej grupie wiekowej) zarodek. Przekonani jednak przez niego o większej skuteczności zgodziliśmy się na dwa. Po dwóch tygodniach zrobiliśmy test i… dwie różowe kreski. Cieszyliśmy się bardzo. Pierwsze USG wykazało dwa zarodki. Wystraszyliśmy się bardzo nie dlatego, że nie chcieliśmy mieć dwójki dzieci, ale obawialiśmy się o możliwość rozciągania się mojej macicy. Następne USG pokazało trzy fasolki. Pomyśleliśmy: jeden z zarodków podzielił się i stąd ta trójka. Teraz już było pewne, że urodzą nam się wcześniaki. Lekarz mówił, że najlepiej byłoby, dotrzymać do 32. tygodnia, potem zrobi cięcie, a dzieci będą już “w miarę” bezpieczne. Od 20. tygodnia miałam brać fenoterol. Niestety nie tolerowałam go w ogóle (skoki ciśnienia aż do omdleń, wymioty) musiałam go odstawić. Przez całą ciąże czułam się fatalnie, Marcin bardzo się mną opiekował – robił wszystko w domu i wokół mnie (trzeba było mnie karmić – musiałam jeść na leżąco). Moja aktywność ograniczała się do wyjść do toalety i brania prysznica (też pod męża nadzorem). Bardzo chcieliśmy mieć te dzieciaki. Jednak macica w ciąży mnogiej rośnie dużo bardziej dynamicznie niż w pojedynczej. W 26. tygodniu nie wytrzymała. Zaczęły się skurcze, trafiłam do szpitala z 4 cm rozwarciem. Starano się mi je wyciszyć. Niestety nic nie było w stanie zahamować mojego, jak się później okazało 8-dniowego porodu. Dzieci urodziłam na dwie raty. Jedno – Natalkę, w czwartym dniu skurczów, cztery dni potem Kubusia i Agatkę. Oszczędzę Wam szczegółów, faktem jest, że mimo starań neonatologów dzieci kolejno umierały mam w ciągu 6 tygodni. Nie da się opisać tego, co przeżyliśmy patrząc na maluszki i nie mogąc ich nawet dotknąć. Nasza trójeczka zostanie z nami na zawsze, a my pożegnaliśmy się z wizją rodzicielstwa. Dodam tylko, że każde z dzieci miało inną grupę krwi, co wskazywało na to, że lekarz podający zarodki pomylił się i przez czyjąś nieuwagę zostały mi podane trzy przy świadomości zagrożenia już pojedynczej ciąży w macicy ze zrostami.
Choć nie było nam łatwo, staraliśmy się poświęcić sobie. Dużo rozmawialiśmy, przebywaliśmy razem, ja bardzo szybko wróciłam do pracy (było to najlepsze lekarstwo dla mnie), gdzie otoczyli mnie ciepłem taktowni współpracownicy. W końcu sierpnia postanowiliśmy spróbować odpocząć. Wyjechaliśmy na krótki urlop do Hiszpanii. Wiedziałam, że jest tam miejsce, do którego udają się pary mające problemy z zostaniem rodzicami. Niespecjalnie wierzyliśmy w cuda, ale ponieważ i tak chcieliśmy odpocząć, postanowiliśmy udać się tam, skąd organizowane są wycieczki fakultatywne do Monserat. Zaliczyliśmy i ten wyjazd, wróciliśmy z wakacji i dalej dochodziliśmy do siebie. W listopadzie nie dostałam miesiączki. Prawdę mówiąc wystraszyliśmy się, że coś znowu u mnie nawaliło, ale po dwóch tygodniach zrobiłam test. Wynik: POZYTYWNY!!! Ja – przypominam: z mięśniakami, endometriozą, PCO, niedrożnym jednym jajowodem (każda z tych dolegliwości pojedynczo stawia naturalne poczęcie pod znakiem zapytania) i mój mąż z baaaardzo kiepskimi wynikami!!!
I teraz nie czułam się rewelacyjnie, ale pracowałam dopóki mogłam, żeby za dużo nie myśleć o tym, co się stało i co może się stać. Lekarz pocieszał, że moja macica w poprzedniej trojaczej ciąży rozciągnęła się do rozmiarów 34-tygodniowej, więc jest szansa, że tym razem rozciągnie się co najmniej tak samo. W 17. tygodniu okazało się, że pod łożyskiem wytworzył mi się mięśniak, co może spowodować niedotlenienie, niedożywienie dzieciaczka, a w końcu odklejenie się łożyska. W tym momencie musiałam dać sobie spokój z pracą i bardziej się oszczędzać. Na szczęście po jakimś czasie okazało się, że łożysko zsunęło się z mięśniaka i bezpośrednie zagrożenie minęło.
Całej ciąży baliśmy się bardzo, zbyt świeżo mieliśmy w pamięci to, co niedawno przeżyliśmy. Marcin na każde moje skrzywienie reagował niemal paniką i pytał czy czuję skurcze. Ja w pewnym momencie odkryłam coś, co mi bardzo pomogło, ale czasem niestety było źródłem niepotrzebnego niepokoju i zbytniego wsłuchiwania się w siebie. Było to forum DZIECKOINFO. Na kilka moich pytań odpowiedziałyście i bardzo mi się to przydało. Ponieważ nie miałam stałego dostępu do sieci nie udzielałam się zbyt aktywnie, nie zabiegałam też o wpis na listę lipcówek, do których formalnie się zaliczałam. Nie potrafiłam się odnaleźć, gdy ktoś pytał mnie o termin rozwiązania, który wg OM był na 23 lipca, a ja wiedziałam, że dobrze będzie jak dotrwam do początku czerwca (byłby to 32. tydzień), moim marzeniem był skończony 36. tydzień, a lekarz na cesarkę (przy naturalnym porodzie macica mogłaby mi pęknąć) wyznaczył mi 8 lipca. Miał być to skończony 38. tydzień z dużym prawdopodobieństwem jeszcze bez czynności skurczowej. Dla pewności i mojego komfortu zaproponował mi przyjęcie tydzień wcześniej (1 lipca) – tak na wszelki wypadek. Nie bardzo mi się to uśmiechało (przebywanie w okolicy oddziału intensywnej opieki nad noworodkami, gdzie rok wcześniej przeżyliśmy kolejno trzy tragedie), ale poszłam.
Przy przyjmowaniu wszyscy pytali mnie się dlaczego przyszłam tak wcześnie, ale skierowanie od mojego lekarza prowadzącego otwierało mi drogę. Po przyjęciu zrobiono mi wszystkie możliwe badania (wielu lekarzy i położnych przypomniało mnie sobie z poprzedniego roku). Wyniki wyszły dobrze, KTG wykazało prawidłowe tętno maluszka i brak czynności skurczowej macicy i wyglądało na to, że następne dni spędzę “na urlopie”. Miałam tylko następnego dnia rano oddać mocz do badania. Obudziłam się ok. 3.30 z parciem na pęcherz (dolegliwość znana wszystkim z późnej ciąży). Wstałam z łóżka z zamiarem udania się do toalety i stwierdziłam, że krwawię żywoczerwoną krwią. Pobiegłam do dyżurki pielęgniarek, te ściągnęły lekarzy dyżurnych, zbadano mnie, podłączono do KTG. Bardzo źle się poczułam, zaczęłam tracić przytomność, zestresowałam się maksymalnie, tym bardziej, że stwierdzono zwolnienie tętna u mojego synka. Po konsultacji telefonicznej z moim ginekologiem prowadzącym dyżurujący lekarze podjęli decyzję o natychmiastowej cesarce. Był to pierwszy dzień 38. tygodnia ciąży. Po kilkunastu minutach wyjęto mi naszego Stasinka. Miał lekkie objawy niedotlenienia, które, jak mówili neonatolodzy szybko przeszły.
Tak więc 2 lipca o 5.25 urodził się nasz synek o wadze 3220 g i długości 52 cm. Zadzwoniłam do Marcina i poinformowałam że już został tatusiem. On nieświadom niczego smacznie sobie spał i miał zamiar mnie odwiedzić następnego dnia Zszokowałam go tym chyba nieźle, ale ta sytuacja oszczędziła mu stresów przez tydzień, w czasie którego mieliśmy czekać na cesarkę i samego czekania pod salą cięć cesarskich. A tak – dowiedział się, że już jest ojcem i już. Musiał zająć się szybko wyprawką, (na rozejrzenie się za nią rezerwował sobie ten tydzień kiedy miałam być na obserwacji) i szybko przystosować nasze mieszkanie do przyjęcia jakże upragnionego malutkiego mieszkańca. Zdecydowaliśmy się nic nie kupować przed rozwiązaniem i nie wynikało to z przesądów, jak być może wiele z Was pomyśli, ale z doświadczenia tragedii, gdy z gotowej wyprawki nie było komu skorzystać. Oczywiście wiele rzeczy omówiliśmy wcześniej, Marcin nawet założył wątek na forum pt. “Wyprawka, pomóżcie przyszłemu tacie”, i nie zawiódł się na Was. Otrzymał naprawdę wiele cennych wskazówek, za które oboje Wam dziękujemy.

Od zeszłej niedzieli jesteśmy już w domu i przyzwyczajamy się do siebie. Drżymy o małego, bo ma wodniaczek jądra, to robi za dużo, to za mało kupek, to nie odbija, ale za to ulewa. Trochę jesteśmy przeczuleni i każda sytuacja, o której albo czytamy na forum, albo w jakieś książce nas trochę przeraża. Mam nadzieję, że z czasem nabierzemy do wszystkiego dystansu. Będziemy musieli się pilnować, żeby go nie rozpieścić; a jeszcze bardziej pilnować dziadków, którzy mają na to wielką ochotę. Niestety prawdopodobnie Stasinek będzie wychowywał się sam, bo nie sądzę, aby moja macica wytrzymała kolejną ciążę pamiętając też, że zajście w tą było istnym cudem.

Opisałam to wszystko w kąciku, do którego – wydaje mi się – piszą mamy, które nie musiały toczyć aż takich bojów o dziecko. Chciałabym, żeby przeczytały to też dziewczyny z “niepłodności” i “starające się”, żeby zobaczyły jak wiele daje wyluzowanie się (bo my naprawdę nie liczyliśmy już na powodzenie) oraz, że nie wszędzie medycyna i autorytety medyczne są najważniejsze. Czasami warto mieć świadomość, że zawsze jeszcze w beznadziejnej sytuacji może zdarzyć się cud. Mam nadzieję, że oczekujące – też mające problemy i swoje niepokoje – uwierzą, że mimo iż wiele wskazuje na to, że coś się może nie udać (u mnie mięśniak pod łożyskiem, słabo rozciągliwa macica, różnica między główką a kością udową na USG – 3 tygodnie, nietolerancja glukozy przy obciążeniu 50 mg – po 1 godz. 169) wszystko może skończyć się szczęśliwie.

Basia, Marcin i Stasinek (2 lipca 2003)

Edited by basiogroszek on 2003/07/19 16:58.

Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

  1. Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

    Cieszę się, że Twoja smutna, ale pełna wiary i walki historia dobrze sie skończyła i masz upragnione dziecko.
    Czytając takie historie głupio mi sie robi, że martwiłam sie i denerwowałam, że nie zaszłam w ciążę za pierwszym razem, tylko za trzecim.
    Powodzenia!

    Kasia, mama Łukasza (20.12.2002)

    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

      oj Basiu poryczalam sie, strasznie sie ciesze ze zostaliscie rodzicami!!! Zycze duuuuuuuuuuuuuzo zdrowka dla Stasia no i dla Ciebie!!!!!

      pozdrawiam
      iza i fabianek (07.10.2002)

      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

        Az sie poplakalam.Dzieki takim historia mimo tych trzech lat moich luznych staran wierze, ze moze i mi sie kiedys uda:)Zycze wam duzo zdrowka:)

        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

          witajcie serdecaznie u mam

          jestem pod wrażeniem wojej historii…. Aż nie wiem co napisać

          Inaśkowa mama(10m)

          • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

            długie, ale warto było przeczytać !!!

            witamy serdecznie w gronie mamuś 🙂

            co do wodniaczka jądra… właśnie to samo ma synek mojej przyjaciólki i pediatra (leczy też mojego Krzysia i mamy do niej pełne zaufanie) radziła tak zakładać pieluszkę, żeby siusiak był ułożony do góry i nie uciskał jąderek… podobno wtedy wodniak lepiej się wchłania;

            pozdrawiam

            [i]Ewa i Krzyś (7,5 mies.)

            • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

              mój Boże….
              brak mi słów… tak bardzo się cieszę, że ta historia kończy się happy endem… jesteście niesamowicie dzielni i silni. Oby nigdy tak siła już nie była wystawiana na takie próby.
              pozdrawiamy
              emalka i Zuzka, ur. 21.04.03

              • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                nie ma chyba osoby ktorej nie wzruszy Wasza historia i ktorej nie doda sil.jestescie dzielni,bardzo dzielni.teraz juz tylko radosci z rodzicielstwa zycze i duzo zdrowka.caluski dla Twojego malenstwa.
                kasia

                • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                  Strasznie sie wzruszyłam. Życzę szczęścia i radości z maluszka. Niech rośnie zdrowy.

                  Monika i Wiktoria (18. 10. 2003)

                  • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                    Basienko z calego serca zycze Wam mnostwa radosci jaka niesie ze soba rodzicielstwo 🙂 Wykazaliscie sie wyjatkowa sila 🙂 Nie moge wiecej pisac bo lzy napywaja mi do oczu – zycze Wam mnostwa zdrowia i radosnych chwil w zyciu …
                    Stasiu jest prawdziwym cudenkiem i wierze ze w nim wlasnie znajdziecie droge do szczescia :-))
                    Pozdrawiam goraco cala Wasza trojeczke 🙂

                    Melanie i marcowa kruszyneczka

                    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                      Gratuluje wytrwalosci i jakze sie ciesze, ze wszystko zakonczylo sie szczesliwie. Wiesz, czesto nie doceniamy tego co sie ma, ja teraz dopiero uswiadamiam sobie jak wielkie szczescie mnie spotkalo, ciaza bez wiekszych komplikacji… Musials duzo wycierpiec, trzy bobaski….. Ale ciesze sie baaardzo, ze juz macie syneczka przy sobie i juz nic mu nie zagraza. Zycze samych slonecznych dni!!!

                      Ola i mala Ninka ur. 30 maja 2003

                      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                        Też mnie zatkało…
                        Podziwiam
                        życzę wszystkiego dobrego

                        Madzia z Igą ( 7 lat) i Filem (4)

                        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                          Dziewczyny, bardzo Wam dziękuję za ciepłe powitanie. Cieszę się, że niektórym z Was moja historia dała nadzieję. Liczę na więcej cudów. Kiedy byłam w ciąży, bałam się wszystkich oznak zagrożenia i obiecałam sobie, że jak wszystko dobrze się skończy, to opiszę Wam moja historię. Nie byłam zbyt aktywna na forum, rzadko się odzywałam, ale większość z Was wydaje mi się, że znam doskonale. Wchodziłam na forum na łączu modemowym, szybko zapisywałam interesujące mnie wątki na dysk i potem czytałam. Trochę z ukrycia Was “szpiegowałam”. Jesteście mi bardzo bliskie i na pewno będę się Was radziła, liczę na Wasze doświadczenie i chęć dzielenia się z innymi. Uważam, że to forum to skarbnica wiedzy praktycznej. Rzeczywiście uzależnia. W ciąży nabijałam rachunki telefoniczne korzystając z forum i tak w ograniczonym zakresie. Teraz, wraz ze Stasiem zawitał do nas stały dostęp, ale z moim czasem jest kiepsko. Czasem, gdy Staś śpi loguję się na chwilę. Mam nadzieję, że w miarę możliwości też będę mogła komuś coś poradzić.
                          Basia ze Stasiem 2.07.2003

                          • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                            Kasiu, przeczytałam Marcinowi to, co nim napisałaś (a także dobre słowa innych dziewczyn). Poczuł sie trochę zażenowany. Prosił, abym “odposągowiła” jego osobę. Kazał, żebym napisała, że beka i dłubie w nosie (co jest prawdą, i tylko żałuję, że Stasinek, jak na razie nie odziedziczył po nim tego pierwszego – ile mniej byłoby zmartwień). Poza tym bardzo lubi bałagan. Mimo to uważam, że jest naprawdę ok., życie z chodzącym ideałem byłoby nie do zniesienia, a tak, jest czasami o co sie poprztykać.
                            Basia ze Stasiem (2.07.2003)

                            • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                              Z tego lipcowego terminu też cieszę się bardzo. Niespecjalnie na niego liczyłam, ale strasznie chciałam, żeby Staś, choć formalnie Lew, został przynajmniej Raczkiem. Udało się.
                              Być może kojarzysz mnie z mojej wypowiedzi w wątku (chyba jeszcze zimowym) na temat “Czy wasi faceci wam pomagają” czy jakoś podobnie, gdzie chwaliłam mojego męża.
                              Zdradź mi proszę, jeśli możesz, jak Ty to robisz, że tyle czasu poświęcasz forum – piszesz czasami długie teksty, generalnie uważam Cię za głos rozsądku (nie jedyny, ale chyba najbardziej aktywny) tego forum
                              Basia ze Stasinkiem 2.07.2003

                              • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                Emalko, nawet nie wiesz, jak bardzo bałam się otworzyć Twój wątek, w którym donosiłaś o przedwczesnym urodzeniu Twojej Zuzanki. Jak wszystkie dziewczyny trzymałam za Was kciuki bardzo mocno i modliłam się, aby te dwa, trzy tygodnie dłużej, które ją nosiłaś wystarczyły by Wasza historia miała lepsze zakończenie. Cieszę się, że tak się stało. Najwyraźniej te 2-3 tygodnie to ogromna różnica, Zuzce zostały dane, naszym dzieciakom nie.

                                Basia z Stasinkem (2.07.03)

                                • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                  Od rana myślałam o Twoim poście… a tu taka pochwała…

                                  Ech, zarumieniłam się…
                                  choć czasami się boję, ze ktoś powie – spadaj stąd bo za mało czasu poświęcasz dziecku!
                                  Prawda jest taka: mieszkam z liczną rodziną, z czego siostra i mama – to nieoceniona pomoc, a jednoczesnie powód, dla którego w domu nie gotuję i nie robie zakupów tradycyjnie rozumianych (żywność). Mój mąż nie pracuje i wiele czasu poświęca dziecku, więc się dzielimy. Do tego mam stałe łacze i na forum jestem zalogowana czasami cały dzień, a zaglądam z doskoku co jakiś czas, więc wygląda jakbym to korzenie zapuściła… ale forum mnie uspokaja, wprowadza w świat, jakiego nie znałam, bo mało miałam kontaktu z dziećmi, z matkami… bez Was macierzyństwo byłoby dla mnie jeszcze wiekszą nieznajomą. Więc te wszystkie problemy to dla mnie jak edukacja, poznawanie tajników macierzyństwa…
                                  Do tego Mateusz ładnie śpi praktycznie od 21- szej do 9 rano z przerwami na karmienie, mam więc w tych porach naprawdę dużo czasu. Oczywiście nie narzekam na nadmiar, szczególnie że kończymy obecnie przeprowadzke po remoncie… i tu niestety minus… za kilka, kilkanascie dni pożegnam się z netem na jakis czas, będę tylko zaglądac czasami, jak trafi się ktoś, kto uzyczy mi netu… zamierzam założyć net w nowym miesjcu, lecz to nie ode mnie zalezy kiedy zjawią się monterzy z kablówki 🙁

                                  • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                    Nie wiem co napisac, wzruszyla mnie twoja opowiesc…. Tyle determinacji i taka chec posiadania dziecka… To sie musialo udac! Bardzo sie ciesze ze macie w koncu swojego skarba, jestescie wspanialymi rodzicami, gratulacje!


                                    kleeo i Natalia (ur.26.07.02)

                                    • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                      Miejmy nadzieję, że nie będziemy na Ciebie długo czekać.

                                      Basia ze Stasinkem (2.07.03)

                                      • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                        Bardzo wzruszyla mnie wasza historia…………….. bardzo sie ciesze, ze wszytko skonczylo sie dobrze….. o wodniaczka sie nie martwcie moj Maksio tez mial i 13 w piatek wchlona sie sam!!!!!!!!!!!!!!! Glowa do gory. Pozdrowienia!!!!!

                                        Malgosia i Maksio (27.03.2003)

                                        • Re: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                          Basia ! to niesamowite, to prawdziwy prezent od Boga !
                                          pozdr,

                                          malinka [Zobacz stronę]
                                          luty/marzec

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Chciałabym Wam opowiedzieć… (długie)

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general