Specjalnie zakładam ten wątek tutaj, a nie w adopcjach bo chce poznać wasze zdanie.
Chyba każda z nas prędzej czy później przerabiała ten temat w myślach….
Powiedzcie mi, czy adopcja naprawdę jest tylko substytutem rodzicielstwa biologicznego, ostatnią deską ratunku tonącego….działaniem w pełni desperacji w obliczu wyczerpujacego się, lub wyczerpanego arsenału wojennego weteranki.
Czy to, ze na warsztatach adopcyjnych wcale nie przygotowuje sie rodziców na przyjęcie dziecka tylko robi sie mu “pranie mózgu” wypunktowując co traci w porównaniu z rodzicielstwem biologicznym, to jest w porządku??? Tak to ma wyglądać????
Że pani- na warsztatach – mama mieszana twierdzi, ze jej syn adopcyjny płakał, gdy go wzieła pierwszy raz na ręce, córka biologiczna od razu sie uspokoiła, czy to naprawde jest ludzkie?, że sie mówi rodzicom adopcyjnym, ze ich dzieci wcale nie traktują ich jak rodziców, ale jak kolejne opiekunki….????
I jak sie ma do tego wszystkiego ten wiersz…..
[I]Nie ciało z mego ciała
Ani kość z mej kości,
A jesteś cudem mym.
W każdej minucie pamiętam,
Że nie rosłeś pod mym sercem,
Tylko w nim. [/I]
Prosze was o opinie… bo ja spać nie mogłam dzisiaj… wiem, ze mi jest łatwo gadać, bo mam dzieci, ale czy to naprawde tak jest? Mam koleżankę, która za jakieś dwa, trzy tygodnie rozpoczyna ostatni etap czekania na adoptusia…. czekanie na telefon. I to wszystko słyszałam z jej naprawdę pełnych żalu i smutku słów.
Pozdrawiam.
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Czym jest adopcja?
no dobra, a co maja powiedziec matki, ktore urodzily chore, niepelnosprawne, uposledzone dzieci? albo agresywne?
starajac sie o dziecko jaka mamy gwarancje, ze bedzie zdrowe, ze nie zawiedzie kombinacja genow albo ze w naszych rodzinach nie bylo kiedys jakiejs wady genetycznej, ktora uaktywni sie akurat w naszym biologicznym dziecku? albo czy mamy pewnosc, ze nie wychowamy dziecka na przestepce?
roznica jest taka, ze adoptowane dziecko mozesz z powrotem oddac “do sklepu”. i to jest bardziej spolecznie akceptowane niz gdy biologiczna matka wyrzuci dziecko, ktore nie spelnia jej oczekiwan. a moim zdaniem oba przypadki sa rownie obrzydliwe.
z reszta sie calkowicie zgadzam:)
i ja tez mam dwie kotki, ktore mialy zapelnic puste serca i dom.
No właśnie ta myśl i wsparcie ze strony męża pomogły mi spokojnie znieść okres problemów z zajściem w ciążę. Wierzę, że i Wam się uda! Powodzenia!
Dziękuję Acia! Pozdrawiam serdecznie:)
Oczywiście życzę Ci własnego dzidziusia ale z tymi biologicznymi też tak bywa, że bywają agresywne (zupełnie nie wiadomo po kim). My z mężem bardzo spokojni “ułożeni” a synek póki co agresywny, uparty i wszyscy się zastanawiamy w kogo..?? Liczymy, że proces wychowawczy to zmieni. Jestem po pedagogice więc mam misję wychować mojego łobuza.
Chodzi mi o to, że to które urodzisz nie koniecznie musi być podobne do Was, ładne mądre ułożone i też wtedy bywa trudno -tylko nie ma wtedy żadnego wytłumaczenia moje i już a z adoptowanym to człowiek myśli, że trafił na zły egzemplarz i myśli czasem, że jego własne byłoby inne a wcale tak nie musi być.
Moim zdaniem jeśli adoptować to jak najmniejsze dziecko żeby był czas na jego wychowanie i pokazywanie granic, wzorów itd.
Ale tak jak piszesz nic na siłę i musi przyjść odpowiedni moment.
MOże to co napiszę wyda się dziwne ale ja w tej chwili to po adoptowanym bym się spodziewała, że będzie grzeczniejsze i mniej rozkapryszone bo może przeszedł szkołę życia i nikt nie reagował na każdy płacz jak u mojego biologicznego.
Jak odwiedzałam domy dziecka to były tam bardzo różne dzieci ciche spokojne zero agresji, którym innne wchodziły na głowę oraz takie, że strach pomyśleć co z nich wyrośnie. Pamiętam trzech braci każdy kompletnie różny średni zamknięty cichy (7 lat) a najmłodszy (5) i najstarszy (11) to już niezłe aparaty. Właśnie tym średnim się opiekowałam zabierałam do domu na spacery itd bo najbardziej nie radził sobie z sytuacją…
Tak sobie teraz myślę, że jeśli ktoś myśli o adopcji a nie ma przekonania to może warto pobyć wolontariuszem (bez większych zobowiązań) pojeździć do dzieciaków poznać, poopbserwować i wtedy zadać sobie pytanie czy chcę czy dam radę itd. Przy okazji można bardzo pomóc maluchom bo bardzo się cieszą na te przyjeżdzające ciocie z pomysłami drobiazgami itd.
Tylko ja piszę o domu dla dzieci starszych tzn min 2-3 lata a nie o takim gdzie są noworodki i niemowlaki a pewnie takie dziecko najlepiej adoptować.
genow nie przeskoczysz.
nie da sie
mozna kochac dziecko, pokazac mu swoj swiat.
nadejdzie moment kiedy glos wewnetrzny pokieruje go do jego swiata.
genetycznego.
Może więc dlatego nie mogę mieć dzieci, bo się BOJĘ je mieć? Nawet biologiczne. Wolałabym powiedzieć, że potrafię, chcę. Być taka szlachetna… Ale co zrobić jeśli to mnie przeraża, jeśli jestem egoistką i jeśli nie mogę urodzić dziecka to wolę go nie mieć. W swoim życiu doznałam dużo przemocy psychicznej i boję się jej doświadczyć znowu. Teraz, kiedy mam spokojny dom, męża dobrego, kochanego, wyrozumiałego… Zdałam sobie sprawę z tego dysonansu, kiedy przy moim osiedlu na przystanku spotkałam agresywnego 6-cio latka. To co stało się w tym momencie ze mną jest nie do opisania, strach, którego doświadczałam w dzieciństwie powrócił. Uważam, że w tym przypadku to kwestia wychowania. W okolicy jest mnóstwo melin, ludzi, którzy nigdy nie powinni mieć dzieci, a mają ich kilkoro… Ale pomyślałam wtedy, że nie mogłabym takiego chłopca adoptować, bo taki rodzaj agresji zniszczyłby mnie. A czy wybrzydzanie, że nie chcę dużego dziecka doświadczonego przez życie, tylko niemowlę nie jest egoistyczne? Moim zdaniem też jest. Bo tak na prawdę prawie każdy chce mieć swoje dziecko. Gdyby wszyscy ludzie mogli mieć własne dzieci, adopcji nie byłoby prawie wcale. Wydaje mi się, że dokońca świadomą adopcją i nie podszytą egoizmem jast taka, kiedy ludzie mający własne dzieci decydują się adoptować kolejne… I takich ludzi podziwiam. Jak zresztą wszystkich, którzy się na to decydują i są dobrymi rodzicami dla adoptusiów.
Przemyślcie ten punkt widzenia i mnie nie zjedzcie, proszę. Nie jestem złą osobą tylko dlatego, że nie chcę adoptować dziecka! To mój wybór i być może kiedyś dojrzeję do decyzji o adopcji…
Jeśli piszę o agresji to takiej, w której nie ma miejsca na miłość. Własne dziecko, albo wcześnie adoptowane, kocha nas i można na tej miłości coś jeszcze zbudować. Ja boję się agresji czystej, kiedy jesteś wrogiem dla adoptowanego dziecka… Nie miałabym siły na walkę. A tak jak już pisałam, gdyby nie własne złe doświadczenia pewnie byłoby inaczej…
Nad wolontariatem się zastanawiałam. Do tej pory raczej nad chorymi dorosłymi. Pewnie kiedy już zacznę dojrzewać do decyzji o adopcji wcześniej spróbuję nawiązać kontakt z ośrodkiem zajmującym się dziećmi… Zbyt duża to odpowiedzialność i trzeba mieć pewność wyboru i pewność własnej siły i ograniczeń…
dwójka własnych, jedno adoptowane – zawsze tak chciałam.
a co do procedur – myślę, że nie można rzucać rodzicom adoptującym róż pod nogi. Może te szkolenia wypaczają obraz adopcji, może tak. Ale wierzę, że decyzja o adopcji musi być naprawdę przemyślana, i przeżyta do końca. Żeby nie powtarzały się historie o oddawaniu dziecka, bo cośtam. Żeby być gotowym na to, że dziecko będzie zupełnie inne. Żeby tą inność akceptować od początku do końca, żeby sobie zdawać sprawę z ograniczeń, kłód pod nogami, brakach w naszych życiach i problemach w naszym związku. Myślę, że lepiej zderzyć się z wielką, okrutną prawdą. Niechcianą.
Jeśli chodzi o plusy, to o wiele łatwiej sobie te plusy wyobrazić, wiele z nas ma już teraz miłość do dziecka, którego jeszcze nie spotkało, które się jeszcze nie poczęło. Ja też wierzę i chcę wierzyć, że mojego dziecka nie skrzywdzę, nie powiem mu nigdy nic złego. Ale na pewno będzie inaczej. Może rodzice adopcyjni tworzą sobie taki wspaniały świat, który odbiega od rzeczywistości? Może nie ma potrzeby rozmawiania o pozytywach, bo one są uświadomione, zinternalizowane i oczekiwane?
Lepiej wiedzieć, poczuć i przeżyć wcześniej ból, lęk, rozczarowanie, niż jak dziecko jest już w domu.
Ale nie byłam na szkoleniu rodziców adopcyjnych, więc nie wiem- może rzeczywiście sprawiają wrażenie zniechęcania rodziców?
w mojej rodzinie są dwa przypadki adopcji – obie osoby mają ogromne problemy ze sobą, ale jedna adopcja jest udana o tyle, że moja ciotka (daleka krewna) i mój kuzyn są pogodzeni z faktem samej adopcji, a druga wg mnie jest o tyle nieudana, że mój drugi kuzyn do dzisiaj nie wie, że jest adoptowany (ma 27 lat). I na tle jego adopcji – czy też może adopcja podziałała jako katalizator – między jego rodzicami toczą się nieustanne walki. A chłopak ma mnóstwo wad wrodzonych spowodowanych brakiem opieki medycznej nad jego matką w ciąży. FAS-u chyba nie ma.
Wiadomo,że z własnym dzieckiem też nie będzie zawsze fantastycznie, ale naprawdę uważam, że różnica jest ogromna, i trzeba niezwykłej cierpliwości i siły, żeby ją zmniejszyć jak najbardziej.
Dodatkowo dzisiaj sobie myślę, że chyba wolałabym adoptować kilkuletnie dziecko, którego historię znałabym lepiej, i ew. deficyty i zaburzenia. Niemowlęta są słodsze, dostając szybciej opiekę będą miały większe szanse na dobry rozwój, ale starsze dzieci są tak jakby mniejszą niespodzianką.
Ale to tylko takie gdybanie.
Ginginku, ja tez niestety wiem, co to jest strach, co to jest przemoc fizyczna i psychiczna.
Nie uwazam, ze jestes zla osoba, uwazam, ze jestes odpowiedzialna osoba.
i popieram, ze przebieranie w dzieciach to jest dopiero egoizm.
Nie zamierzam Cie ‘zjesc”, a nawet bardzo dobrze rozumiem. I przyznam, ze – chociaz calym sercem popieram adopcje – tez chcialam i chce miec dzieci biologiczne. Tylko, ze ja twierdze, ze nasze pragnienie to glownie instynkt.
wiesz, kazda matka, i biologiczna i pewnie adoptowana tez, boi sie miec dziecko agresywne, trudne, nad ktorym straci sie kontrole i ktore bedzie niebezpieczne. mysle jednak, ze choc wychowanie, okazywana milosc, “dobre srodowisko” itp maja ogromny wplyw, to jednak nie wylaczny, i w “dobrym domu” tez moga urodzic sie agresywne, niebezpieczne dzieci, ktore nie kochaja swoich rodzicow.
a o egoizmie pisalam takze w swoim kontekscie, wiec nie bierz(cie) tego jako oskarzenie.
no i u mnie takie zjawisko pomijajac rodzicow mialo niewyczerpalne zrodlo w dzieciach przysposobionych. jak sobie przypomne “slodkie dziecinstwo” to mi od razu gorzej. dzieci sa okrutne. dzieci z pokaleczonych rodzin sa bezlitosne i okrutne. I one sa skrajnymi egoistami.
Ginginku i Natusia macie rację z tym strachem przed agresją… Poczytałam wasze wypowiedzi i doszłam do wniosku, że ja chyba jestem złym człowiekiem, bo absolutnie nie brałabym pod uwagę dziecka straszego do adopcji… i Natusia dobrze zauważyła, że powodem jest instynkt…
Mam chrześniaka, który jest okropnym dzieckiem, nadpobudliwy (rodzice spokojni), złośliwy (rodzice przemili), chytry (rodzice oddaliby własną ostatnią koszulę), poprostu wredny… i jak czasem w weekend się widzimy i popatrzę jak on strasznie męczy sobą otoczenie o rodzicach nie wspomnę to dziękuję za to że nie mam takiego dziecka… W ten długi weekend pierwszy raz pomyślałam że to iż jestem sama z mężem ma plusy… potem znowu rozpaczam że nie mogę zajść w ciążę… jestem chyba nienormalna…
naprawdę tak myślisz?
też tak myślicie?
a to sobie taki los zgotowali – dzieciak domaga sie zwyczajnie uwagi. Poswiecaja mu duzo czasu czy musi o walczyc o uwage rodzicow?
ja to wiem
noz kurcze moglabym napisac wywod o swoim pochodzeniu i koneksjach ze swiatem dzieci adoptowaych/przysposobionych.
Ale po co?
Ciesze sie ze sa ludzie ktorzy potrafia podjac wyzwanie adopcji.
Ja nie umiem. Za duzo widzialam.
I ciesze sie ze nie musialam stawac przed dylematem.
nie znasz szczęśliwych rodzin adopcyjnych?
nie znacie?
nie wierzę…..:(
ja znam i wierzę że jednak wychowanie ma bardzo duże znaczenie, będąc jednocześnie biologiem i znając siłę genów…..
znacie
jedna
ale dzieciak ma niecale dwa lata poki co – to sie nie liczy
Non stop jest z mamą, robi praktycznie co chce, choć ta z nim się stara bawić, zajmowac go ksiażką, grami, bajką, spacerami… rozpieszczony może i jest, ale to nie tłumaczy jego “podłości”…
malami, wcale nie jestes zlym czlowiekiem. instynkt jest jak najbardziej naturalny i nie ma w tym nic zlego. wiesz, gdyby wszyscy mieli takie samo zdanie i podejscie, nie byloby nieszczesliwych rodzin, dzieci na swiecie (patrz rodzice patologiczni) albo z kolei nie byloby dzieci w domach dziecka, bo kazdy chcialby adoptowac. adopcja to powazna sprawa, tak samo jak podjecie decyzji o zajsciu w ciaze.
mysle, ze wiekszosc osob jesli juz zdecydowalaby sie na adopcje, to niemowlecia albo wrecz noworodka. i w tym nie ma nic zlego – kazdy rodzic chcialby byc ze swoim dzieckiem od pierwszych chwil. i pewnie chodzi tu takze o to, zeby dziecko bylo “tabula rasa”.
szpilki pisze, ze geny jednak biora gore. ale pisze to na przykladzie jakichs swoich doswiadczen, przykrych jak widac:(
ja mysle, ze w kazdym przypadku jest ryzyko. czy chorob, czy wrednego charakterku. rodzone dzieci tez moga byc podle, np moj przyrodni brat – koszmar, drugi moj brat przyrodni jest super. a geny te same…
znam – z opowiesci – rodzine, ktora lata temu adoptowala blizniakow. byli dosc mali ale nie wiem dokladnie w jakim wieku. dzis sa juz dorosli – jeden wyparl sie rodziny adopcyjnej, gdy dowiedzial sie o tym, drugi pokochal ich jeszcze bardziej. a geny te same…
ja jednak mysle, ze mozna przelamac, zdobyc dziecko miloscia, ale nie dam sie pokrajac za to, bo nie mam w tym temacie doswiadczenia. wierze jednak, ze miloscia mozna niemal wszystko…
gdyby wychowanie, praca z czlowiekiem nie mialy sensu, nie istnialaby taka nauka jak psychologia, tak mysle. bylibysmy jak zwierzeta, bez wolnej woli.
opierajac sie na wlasnych doswiadczeniach z dziecinstwa moglabym napisac, ze rodzina nie ma sensu, nie jest mozliwe bycie szczesliwym dzieckiem, a ludzie wcale nie powinni sie rozmnazac… i wlasciwie to zycie jest bez sensu. a jednak zalozylam wlasna rodzine. choc w mojej rodzinie nie bylo dotad szczesliwych malzenstw, a dzieci mialy pieprznietych rodzicow – od pokolen. wiec teoretycznie mam w genach nieszczesliwe malzenstwo i brak uczuc macierzynskich.
no dobra, moze moje malzenstwo nie jest idealne, ale nie mysle o rozwodzie zbyt czesto;) a uczuc macierzynskich mam az zanadto;)
moze nie kazde adoptowane dziecko jest zle, i nie kazde rodzone dobre…
Tak naprawdę myślisz?
Ja uważam, że geny to jedno ale fenotyp możemy wypracować
z ust mi to wyjęłaś:)
Znasz odpowiedź na pytanie: Czym jest adopcja?