Czym jest adopcja?

Specjalnie zakładam ten wątek tutaj, a nie w adopcjach bo chce poznać wasze zdanie.
Chyba każda z nas prędzej czy później przerabiała ten temat w myślach….
Powiedzcie mi, czy adopcja naprawdę jest tylko substytutem rodzicielstwa biologicznego, ostatnią deską ratunku tonącego….działaniem w pełni desperacji w obliczu wyczerpujacego się, lub wyczerpanego arsenału wojennego weteranki.
Czy to, ze na warsztatach adopcyjnych wcale nie przygotowuje sie rodziców na przyjęcie dziecka tylko robi sie mu “pranie mózgu” wypunktowując co traci w porównaniu z rodzicielstwem biologicznym, to jest w porządku??? Tak to ma wyglądać????
Że pani- na warsztatach – mama mieszana twierdzi, ze jej syn adopcyjny płakał, gdy go wzieła pierwszy raz na ręce, córka biologiczna od razu sie uspokoiła, czy to naprawde jest ludzkie?, że sie mówi rodzicom adopcyjnym, ze ich dzieci wcale nie traktują ich jak rodziców, ale jak kolejne opiekunki….????
I jak sie ma do tego wszystkiego ten wiersz…..

[I]Nie ciało z mego ciała
Ani kość z mej kości,
A jesteś cudem mym.
W każdej minucie pamiętam,
Że nie rosłeś pod mym sercem,
Tylko w nim. [/I]

Prosze was o opinie… bo ja spać nie mogłam dzisiaj… wiem, ze mi jest łatwo gadać, bo mam dzieci, ale czy to naprawde tak jest? Mam koleżankę, która za jakieś dwa, trzy tygodnie rozpoczyna ostatni etap czekania na adoptusia…. czekanie na telefon. I to wszystko słyszałam z jej naprawdę pełnych żalu i smutku słów.
Pozdrawiam.

Strona 3 odpowiedzi na pytanie: Czym jest adopcja?

  1. To ja się włączę jeszcze raz.
    Pisząc o adopcji jako o ostateczności miałam właśnie na myśli ten instynkt: najpierw dopóki starczy sił próbujemy własnego dziecka, później nasienia dawcy czy adopcji komórki/zarodka, a dopiero na końcu adopcji. Adopcji, której mimo tego wszystkiego nie odrzuciłam. Tylko odsunęłam na dalszy plan. Właśnie jako ostateczność, bo instynkt kazał walczyć dopóki można.

    Co do udanych i nieudanych adopcji to znam 2 przypadki z rodziny. Jeden – tragedia, wyrósł kryminalista, ale moim zdaniem były to raczej błędy wychowawcze jak geny, choć mogę się mylić. Drugi – normalny, fajny człowiek, relacje z rodzicami normalne. Tak więc wiem, że to różnie bywa. I myślę, że z dziećmi biologicznymi też różnie bywa. Chociaż z drugiej strony przy adopcji na pewno trudniej zbudować odpowiednie realcje, więź i obustronną bezinteresowną miłość. Co nie znaczy że się nie da.

    I jeszcze wracając do instynktów i genów. Nawet nie wiecie jaką mam radość patrząc na zdjęcie mojego jeszcze nienarodzonego synka i widząc, że ma usta po tatusiu, słysząc od innych osób dokładnie to samo stwierdzenie. Nie potrafię tego opisać.
    Śmieję się tylko, że jak będzie taki podobny do taty to mój M. będzie miał gwarancję, że nie było pomyłki i jego syn nosi jego geny, ja tej gwarancji wtedy bym nie miała 😉

    • Zamieszczone przez Natusia

      ja jednak mysle, ze mozna przelamac, zdobyc dziecko miloscia, ale nie dam sie pokrajac za to, bo nie mam w tym temacie doswiadczenia. wierze jednak, ze miloscia mozna niemal wszystko…
      gdyby wychowanie, praca z czlowiekiem nie mialy sensu, nie istnialaby taka nauka jak psychologia, tak mysle. bylibysmy jak zwierzeta, bez wolnej woli.

      Święte słowa!!!!

      • Zamieszczone przez szpilki
        genow nie przeskoczysz.
        nie da sie
        mozna kochac dziecko, pokazac mu swoj swiat.
        nadejdzie moment kiedy glos wewnetrzny pokieruje go do jego swiata.
        genetycznego.

        Oczywiśie, że genów nie da się przeskoczyć ale geny to wygląd, zdrowie, reaktywność, predyspozycje do…. i kilka innych rzeczy ale na pewno nie
        wartości, sposób myślenia, szacunek do siebie ludzi i świata itd.
        Dla mnie wychowanie jest bardzo istotne aczkolwiek nie łatwe!

        • Zamieszczone przez mala5_mi
          Poczytałam wasze wypowiedzi i doszłam do wniosku, że ja chyba jestem złym człowiekiem, bo absolutnie nie brałabym pod uwagę dziecka straszego do adopcji… i Natusia dobrze zauważyła, że powodem jest instynkt…

          Ja nie uważam że jesteś złym człowiekiem, przecież rodzice adopcyjni mają prawo “wybrać dziecko” a nie dostają je zza lady jak leci i kropka. Przecież to na całe życie więc istotne aby była nić sympatii, porozumienia i miłości.
          To może wydawać się okropne ale nie adoptujesz całej grupy…więc warto dać kochający dom chociaż jednemu.

          Nie każdy jest gotowy, na tyle silny i ma odpowiednie przygotowanie aby zająć się dzieckiem starszym z bagażem doświadczeń. A z takimi dziećmi bywa naprawdę trudno więc nie ma co zgrywać bohatera jeśli ktoś tak nie czuje. Oczywiście tym dzieciom też należałoby pomóc ale to już inna bajka.
          Jeśłi ktoś uważa, że da radę wychować starszego kilkulatka albo kilkunastolatka to wspaniałe ale uważam, że niewiele jest takich rodzin.
          MOim zdaniem to nie chcodzi o egoizm i przebieranie w dzieciach tylko możliwości. Ja mimo jakiegoś tam praktycznego doświadczenia z dziećmi + teoretycznego (pedagogika) nie czułabym się gotowa wychować dzieciaków, które poznałam w DD (np. 11 lat) więc czy to oznacza,że mam nie adoptować malucha?

          Rodzice adopcyjni mają prawo poznać dziecko. To nie jest przebieranie tylko mają szansę wziąć do swojego domu dziecko do którego coś poczują, które być może spojrzy na nich znajomym spojrzeniem lub coś w tym stylu i od początku je pokochają – mają takie przekonanie, że to właśnie to dziecko.

          • Zamieszczone przez kaja26
            naprawdę tak myślisz?
            też tak myślicie?

            Ja myślę że nie, ale każdy ma własne doświadczenia i tyle.
            Mój ojciec jest alkoholikiem i zawsze lubił pić a ja i siostra mimo że do niego podobne nawet z charakteru jesteśmy niemalże abstynentkami – a geny mamy w większości po nim 😉 Nie sądzę aby nam się odezwały mam już trochę życia za sobą. Mamy cudowną mamę i to ona pokazała nam wartości w życiu.

            • Zamieszczone przez kaja26
              nie znasz szczęśliwych rodzin adopcyjnych?
              nie znacie?
              nie wierzę…..:(
              ja znam i wierzę że jednak wychowanie ma bardzo duże znaczenie, będąc jednocześnie biologiem i znając siłę genów…..

              Ja znam szczęślliwą rodzinkę a chłopczyk był adoptowany w wieku 4 lat.
              Wierzę w proces wychowania, który zaznaczam nie jest łatwy i nie ma jednolitej recepty na ułożone dzieci bo na jednych działa kara na innych nagroda itd.

              • Zastanawiałam się nad adopcją wielokrotnie. Ale nigdy nie myślałam o tym jak o “lekarstwie na niepłodność”. Zawsze uważałam, że do tego, żeby adoptować dziecko trzeba wielkiego serca i odwagi. I trzeba czegoś więcej poza tym, że nie mogę mieć własnych dzieci. Nie umiem tego opisać słowami…
                I chyba bardziej skłonna byłam do adoptowania dziecka zanim urodziłam Malwinę. I nie chodzi tylko o to, że mam swoje własne, urodzone i mimo woli pewnie stawiałabym je na pierwszym miejscu. Może to źle zabrzmi, ale chyba nie jestem pewna siebie… Nie jestem pewna, czy podołałabym problemom wychowawczym, o których pisze m.in. Szpilki. Bałabym się, że nie umiałabym pomóc takiemu dziecku i przez to mogłabym je jeszcze bardziej skrzywdzić. Oczywiście wiem, że moje dziecko też może nie wyrosnąć na aniołka, że różnie może być, ale w tej sytuacji winy będę mogła szukać tylko u siebie i męża. Że to my coś spieprzyliśmy…
                Kurczę, strasznie trudny temat… kłębią mi się myśli i nie umiem ubrać ich w słowa, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi.

                Rodziny adopcyjne znam dwie. Jedna to samotna matka, która adoptowała upośledzoną dziewczynkę – jest super. A druga…strasznie smutno o nich pisać. W tej rodzinie jest biologiczna córka i adoptowany syn. Dzieci chodzą do tej samej klasy, panie w szkole mówią na nich Księżniczka i Żebrak. Dziewczynka ma piękne zabawki, ciuchy, a chłopiec kredki w piórniku związane sznurkiem. Pod choinkę nie dostał prezentu, bo był niegrzeczny. Jak jechali na klasową wycieczkę to dziewczynka miała 30 zł kieszonkowego a chłopiec 5 zł. Sytuacja tym bardziej niezrozumiała, że matka tych dzieci sama została kiedyś szczęśliwie adoptowana.

                • Zamieszczone przez eliz

                  Rodziny adopcyjne znam dwie. Jedna to samotna matka, która adoptowała upośledzoną dziewczynkę – jest super. A druga…strasznie smutno o nich pisać. W tej rodzinie jest biologiczna córka i adoptowany syn. Dzieci chodzą do tej samej klasy, panie w szkole mówią na nich Księżniczka i Żebrak. Dziewczynka ma piękne zabawki, ciuchy, a chłopiec kredki w piórniku związane sznurkiem. Pod choinkę nie dostał prezentu, bo był niegrzeczny. Jak jechali na klasową wycieczkę to dziewczynka miała 30 zł kieszonkowego a chłopiec 5 zł. Sytuacja tym bardziej niezrozumiała, że matka tych dzieci sama została kiedyś szczęśliwie adoptowana.

                  To straszne, aż serce się kroi… podejżewam (zaznaczam, że podejżewam gdyż nie byłam w takiej sytuacji i mimo wszystko mam nadzieję doczekać się swojej gromadki), że okazywałabym jeszcze więcej miłości cierpliwości i uwagi dziecku adoptowanemu… oczywiście nie kosztem własnego bo to przecież niemożliwe….

                  • Zamieszczone przez eliz
                    A druga…strasznie smutno o nich pisać. W tej rodzinie jest biologiczna córka i adoptowany syn. Dzieci chodzą do tej samej klasy, panie w szkole mówią na nich Księżniczka i Żebrak. Dziewczynka ma piękne zabawki, ciuchy, a chłopiec kredki w piórniku związane sznurkiem. Pod choinkę nie dostał prezentu, bo był niegrzeczny. Jak jechali na klasową wycieczkę to dziewczynka miała 30 zł kieszonkowego a chłopiec 5 zł. Sytuacja tym bardziej niezrozumiała, że matka tych dzieci sama została kiedyś szczęśliwie adoptowana.

                    Smutno tez czytac:( biedny chlopiec, bo wpajaja mu, ze jest gorszy (a z doswiadczenia wiem, ze to bedzie szlo za nim cale zycie), i dziewczynka biedna, ze jej nikt wartosci nie uczy. szkoda mi tych dzieci:(

                    • Zamieszczone przez eliz

                      A druga…strasznie smutno o nich pisać. W tej rodzinie jest biologiczna córka i adoptowany syn. Dzieci chodzą do tej samej klasy, panie w szkole mówią na nich Księżniczka i Żebrak. Dziewczynka ma piękne zabawki, ciuchy, a chłopiec kredki w piórniku związane sznurkiem. Pod choinkę nie dostał prezentu, bo był niegrzeczny. Jak jechali na klasową wycieczkę to dziewczynka miała 30 zł kieszonkowego a chłopiec 5 zł. Sytuacja tym bardziej niezrozumiała, że matka tych dzieci sama została kiedyś szczęśliwie adoptowana.

                      :eek::(
                      nic dziwnego że tak przetrzepują kandydatów na rodziny adopcyjne a i tak dzieją się takie rzeczy…..:(strasznie to smutne:(

                      • Zamieszczone przez eliz

                        Rodziny adopcyjne znam dwie. Jedna to samotna matka, która adoptowała upośledzoną dziewczynkę – jest super. A druga…strasznie smutno o nich pisać. W tej rodzinie jest biologiczna córka i adoptowany syn. Dzieci chodzą do tej samej klasy, panie w szkole mówią na nich Księżniczka i Żebrak. Dziewczynka ma piękne zabawki, ciuchy, a chłopiec kredki w piórniku związane sznurkiem. Pod choinkę nie dostał prezentu, bo był niegrzeczny. Jak jechali na klasową wycieczkę to dziewczynka miała 30 zł kieszonkowego a chłopiec 5 zł. Sytuacja tym bardziej niezrozumiała, że matka tych dzieci sama została kiedyś szczęśliwie adoptowana.

                        Przykre to co napisałaś – ja znam rodzinę w której biologiczny ojciec znacząco wyróżnia jednego z synów bliźniaków – więc nie wiem czy to o adopcje chodzi czy o cos innego

                        • Zamieszczone przez eliz
                          Zastanawiałam się nad adopcją wielokrotnie. Ale nigdy nie myślałam o tym jak o “lekarstwie na niepłodność”. Zawsze uważałam, że do tego, żeby adoptować dziecko trzeba wielkiego serca i odwagi. I trzeba czegoś więcej poza tym, że nie mogę mieć własnych dzieci. Nie umiem tego opisać słowami…
                          I chyba bardziej skłonna byłam do adoptowania dziecka zanim urodziłam Malwinę. I nie chodzi tylko o to, że mam swoje własne, urodzone i mimo woli pewnie stawiałabym je na pierwszym miejscu. Może to źle zabrzmi, ale chyba nie jestem pewna siebie… Nie jestem pewna, czy podołałabym problemom wychowawczym, o których pisze m.in. Szpilki. Bałabym się, że nie umiałabym pomóc takiemu dziecku i przez to mogłabym je jeszcze bardziej skrzywdzić. Oczywiście wiem, że moje dziecko też może nie wyrosnąć na aniołka, że różnie może być, ale w tej sytuacji winy będę mogła szukać tylko u siebie i męża. Że to my coś spieprzyliśmy…
                          Kurczę, strasznie trudny temat… kłębią mi się myśli i nie umiem ubrać ich w słowa, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi.

                          Z ust mi to wyjęłaś!! Chciałabym adoptować dziecko mając trojke własnych. Na razie mamy tylko Baśkę ale pracujemy nad resztą. Nie wiem jednak czy podołam jeszcze z adopcją, czy nie popełnię błędow i nie wyrzadze krzywdy temu dziecku a moze i moim dzieciom. Jedno wielkie nie wiem. Czy jestem na tyle opanowana i świadoma…. czy nie będę kiedyś załowała… a tego bym bardzo nie chciała… nie ze względu na mnie, ale na to dziecko właśnie. Żle czułabym się pozwalając sobie na żal.
                          Dlatego badam swoje wnętrze, myślę i kiedyś podejmę decyzję na tak lub nie. Najpierw musi się nam poprawić finansowo… ale to jeszcze rok może dwa.
                          Przygarnęłam trzy koty i psa… nie wiem jak skoczyłyby inaczej…. to co innego, ale dlaczego nie pomoc dziecku…. tylko… no właśnie… czy podołam.

                          To czy jest to ostatecznością czy nie jest w nas. Każda/każdy z nas ma jakąś konstrukcję psychiczną i wartości. Na pewno adopcja jest czymś wyjątkowym a często też po adopcji para zachodzi zaraz w ciąże co adopcję czyni jeszcze bardziej wyjątkową!

                          • Zamieszczone przez Natusia
                            Smutno tez czytac:( biedny chlopiec, bo wpajaja mu, ze jest gorszy (a z doswiadczenia wiem, ze to bedzie szlo za nim cale zycie), i dziewczynka biedna, ze jej nikt wartosci nie uczy. szkoda mi tych dzieci:(

                            Masz rację Natusiu. Obydwa dzieciaki są bardzo krzywdzone.

                            • Zamieszczone przez aniast
                              Przykre to co napisałaś – ja znam rodzinę w której biologiczny ojciec znacząco wyróżnia jednego z synów bliźniaków – więc nie wiem czy to o adopcje chodzi czy o cos innego

                              Być może jest jakaś inna przyczyna. Ten chłopiec jest bardzo nadpobudliwy. Ale nauczyciele w szkole bardzo go lubią, mówią, że to taki kochany i fajny łobuz:)
                              Dla mnie najbardziej niezrozumiałe jest, że tak traktuje go matka (sama była adoptowana) i dziadkowie – jej rodzice (którzy kiedyś sami adoptowali i traktowali swoją córkę bardzo dobrze). Z tego co wiem tylko ojciec w tej rodzinie traktuje syna i córkę normalnie.

                              • wczoraj o północy zapisałam sobie w wordzie moje przemyślenia o adopcji, ale zajęły mi 3 strony maczkiem, więc nie będę nikogo męczyć 😉
                                postaram się w skrócie…
                                1. uważam, że ciężkie procedury są absolutnie niezbędne, żeby móc samemu zastanowić się nad tym, czy się jest gotowym na tę może trudną drogę
                                2. Kaju, biologu, jakby co to mi powiedz, że nie mam racji, ale przecież geny ulegają selekcji i mutacjom. No i są tylko albo aż 50% “bagażu” człowieka. Dlatego – jest szansa, że coś jednak nasze wychowanie i miłość i opieka, rodzina i nowe środowisko zmienią, a w przyszłości pomogą w ew. pozytywnych mutacjach. Albo w doborze w pary (z zupełnie innego środowiska o innych genach)
                                4. Nie podoba mi się, że adopcja miałaby być dla mnie “ostatnią deską ratunku” – zdecydowanie u mnie tak nie jest. I chyba jako człowiek nie chciałabym się dowiedzieć, że zostałam tak wybrana przez moich rodziców…mimo, że dokładnie czuję, jak każda moja komórka walczy o rozmnożenie, a macica codziennie stęka “wypełnij mnie! Wykorzystaj mnie”, a każde jajeczko utracone nieomal opłakuję, najchętniej bym wszystkich kilka tysięcy zapłodniła 🙂 wiem, co to znaczy biologiczny obłęd macierzyństwa 😀 i że motywacje do adopcji NIGDY nie będą aż tak bardzo częścią całego mojego organizmu.
                                I generalnie po kilku dniach myślenia i analizowania jestem głupsza niż byłam 🙁 i nie wiem, czy gotowa na adopcję.
                                I tak wyszło za długo.
                                a na marginesie – to ja mam w genach cukrzycę, padaczkę, łuszczycę, bielactwo, mój mąż skłonności do nowotworów, Bartek nie jest do mnie specjalnie podobny, jest absolutnie samodzielnym bytem od noworodka, nie było mowy o uspokajaniu się w moich ramionach przez pierwsze trzy miesiące… Ale za to zaczyna mieć nasze poczucie humoru 🙂 co tam geny 😉

                                • Zamieszczone przez zabulijka

                                  2. Kaju, biologu, jakby co to mi powiedz, że nie mam racji, ale przecież geny ulegają selekcji i mutacjom. No i są tylko albo aż 50% “bagażu” człowieka. Dlatego – jest szansa, że coś jednak nasze wychowanie i miłość i opieka, rodzina i nowe środowisko zmienią, a w przyszłości pomogą w ew. pozytywnych mutacjach. Albo w doborze w pary (z zupełnie innego środowiska o innych genach)

                                  a na marginesie – to ja mam w genach cukrzycę, padaczkę, łuszczycę, bielactwo, mój mąż skłonności do nowotworów, Bartek nie jest do mnie specjalnie podobny, jest absolutnie samodzielnym bytem od noworodka, nie było mowy o uspokajaniu się w moich ramionach przez pierwsze trzy miesiące… Ale za to zaczyna mieć nasze poczucie humoru 🙂 co tam geny 😉

                                  no nie mylisz się 🙂
                                  no i własne spostrzeżenia na temat Bartka też są cenną uwagą;)

                                  a cała ta dyskusja w sumie jest dobra i skłoniła mnie do poważniejszych przemysleń na teamat adopcji, ktora wydawała mi się czymś naturalnym, a teraz hmmm sama niewiemhmmm

                                  • do mnie dzięki tej dyskusji teraz dotarło, że zawsze uważałam, że adopcja jest trudniejsza od biologicznego macierzyństwa, i dlatego chciałam mieć najpierw swoje dzieci, żeby być spełniona jako matka, mieć dobrą pracę, żeby być spełniona zawodowo na tyle, by móc zrezygnować z kariery, i świetnego męża i dobry związek. I dopiero jako spełniona, zadowolona kobieta mogłabym stawić czoła – odpowiedzialnie – rodzicielstwu adopcyjnemu. Tylko teraz nie wiem, czy kiedykolwiek będę gotowa…mogę mieć tylko nadzieję, że tak.

                                    • Dziewczyny, w czsopiśmie “Charaktery” właśnie rozpoczyna się cykl artykułów o adopcji. Jeszcze całego a rtykułu z tego nr-u nie przeczytałam, ale przejrzałam i na prawdę warto zapoznać się. Myślę, że te artykuły dają bardziej obiektywne, zróżnicowane informacje na ten temat, a ważne jest też, że jest to czasopismo psychologiczne… Jestem zachwycona tym, że właśnie teraz kiedy sama gryzę się z myślami o tej dyskusji, która się tu rozpętała (bardzo ważna i potrzebna) dostaję do rąk taki artykuł. Biegnę zaraz wylegiwać się na słonku i czytać 😀

                                      • Zamieszczone przez szpilki
                                        genow nie przeskoczysz.
                                        nie da sie
                                        mozna kochac dziecko, pokazac mu swoj swiat.
                                        nadejdzie moment kiedy glos wewnetrzny pokieruje go do jego swiata.
                                        genetycznego.

                                        Szpilki, nie powinno sie generalizować, nawet w świetle wszystkiego co dotychczas sie widziało… bo nie widziało sie – WSZYSTKIEGO.
                                        Tym sposobem przekreśliłabyś wielu z nas….

                                        Mnie wrzuciłabyś do meliny, mojego męża też.
                                        Pozbawiłabyś nas możliwości założenia normalnej rodziny, bo oboje jesteśmy z patologicznych.

                                        • Zamieszczone przez Natusia
                                          ja zawsze myslalam o adopcji, nawet kiedy nie wiedzialam jeszcze, ze bede miec problem z poczeciem biologicznego dziecka.
                                          dzis juz majac dziecko biologiczne, nadal mysle o adopcji.
                                          nie wiem jak to opisac…
                                          kochalam Szymonka od momentu poczecia, a nawet wczesniej. ale dopiero gdy go pierwszy raz utulilam, poczulam Milosc. zdobywal (i zdobywa) moje serce kazdego dnia bardziej i bardziej.
                                          tak samo byloby z adoptowanym dzieckiem – kochalabym je jeszcze zanim bym je ujrzala, a Kochala od momentu pierwszego przytulenia, i coraz bardziej i bardziej.
                                          tak samo tesknilam do dziecka, kiedy sie leczylam, jak tesknilabym do dziecka, gdybym rozpoczela proces adopcyjny.
                                          kiedy Szymus byl maly, zastanawialismy sie co by bylo, gdyby okazalo sie, ze zostal “podmieniony” w szpitalu i nie ma naszych genow.
                                          nic by nie bylo – bo on zdobyl nasza milosc soba, tym jaki jest, swoim zapachem, raczkami, tym ze jest. a nie genami.
                                          tak to mniej wiecej odczuwam i dlatego nadal mysle o adopcji. nie ukrywam, ze chcialabym jeszcze raz poczuc kopniaczki, bol porodu – to jest instynkt. a Milosc, szczegolnie milosc do dziecka, to gdy kocha sie kogos bezwarunkowo.

                                          i to prawda, ze dzieci, ktore adoptujemy beda “trudniejsze”, “po przejsciach”. i czesto slyszany argument przeciwko adopcji jest taki, ze nie znasz genow, ze moze wyrosnac lobuz/pijak/morderca. no dobra, a jak czesto biologiczne dzieci morduja wlasne matki? jak czesto biologiczne dzieci gdy dorosna, sa podle? pewnie czesciej niz te adoptowane.

                                          w adopcji okropne jest tylko to szkolenie i to, ze traktuje sie dzieci jak towar w sklepie, a nie jak malych ludzi. sama adopcja jest – moim zdaniem – tak samo piekna jak ciaza.

                                          moim zdaniem wiele par nie decyduje sie na adopcje z egoizmu – bo mysla o swoich genach, o sobie, o tym, ze ONI CHCA byc rodzicami. a nie mysla naprawde o rodzicielstwie, o dziecku.
                                          ja nie ukrywam, ze tez przeciez nie podeszlam do adopcji “zamiast”, tylko najpierw chcialam sprobowac miec dziecko biologiczne – i przyznam, ze kierowal mna instynkt i egozim.
                                          dzis nawet bardziej jestem zwolenniczka adopcji, bo wiem, ze dziecko sie kocha BO JEST, a nie bo sie je nosilo pod sercem i urodzilo.
                                          dziecko zasluguje na milosc, bo jest dzieckiem, czlowiekiem, a nie dlatego, ze ma moje geny i moje usta. dobre slowa przytoczyla Gabrysia – “nie rosles pod moim sercem, tylko w nim”

                                          to jest oczywiscie moje zdanie, uczucia, pare lat przemyslen, ktore probowalam opisac w paru(dziesieciu) slowach. to okazalo sie dosyc trudne, wiec mam nadzieje, ze nikogo nie uraze. kazdy ma prawo miec wlasne odczucia i ja nie neguje odmiennych opinii i sama tez prosze o lagodny wymiar kary:)

                                          Podpisuję się pod tym!!!
                                          Kiedyś dawno jeszcze bez męża byłam zdania, że jeśli nie będę mogła mieć własnych dzieci, to postaram się przygarnąć jakiegoś malucha. Okazało się, że mozemy mieć dzieci zanim je jeszcze zaczęliśmy planować (tzw. “wpadka) 😀
                                          Potem po długich rozmowach z mężem oboje doszliśmy do wniosku, że mimo, ze możemy mieć własne dzieci (aktualnie drugie w drodze) to chcemy się podzielić naszą miłością z jakąś niechcianą istotką. Bo w naszej rodzinie jest tej miłości bardzo, bardzo duzo i nie zabrakłoby jej dla dzieciątka, które nie byłoby przeze mnie urodzone. Nie teraz jeszcze… ze względu na warunki mieszkaniowe przede wszystkim, ale myślę, że taka decyzja to kwestia czasu…

                                          Czy bym się bała, ze nie dam sobie rady z wychowaniem? Pewnie tak, ale nie bardziej niż przy własnych dzieciach. Wychowując własne, urodzone też mozemy popełnić mnóstwo błędów i wyrządzić nimi dziecku krzywdę. Geny to na prawdę nie wszystko (i mówię to też z punktu widzenia biologa)!!! Mając świetnie geny z dziecka może wyrosnać mały “potworek” przy odrobinie “starań” ze strony rodziców. I na odwrót.
                                          Znam rodziny adopcyjne, gdzie dzieci sa naprawdę wspaniale wychowane i otoczone miłością, ale też i takie, gdzie dziecko jest np. zbyt rozpuszczone. Ale przeciez tak samo jest ze zwykłymi rodzinami!!!

                                          Dla mnie adopcja nie powinna być “ostatecznością” tylko wielkim pragnieniem pomocy jakiemuś maluchowi!!! We mnie to pragnienie jeszcze sie wzmogło, gdy stałam przy inkubatorku syna, a obok również w inkubatorze leżał maleńki, samotny chłopczyk – wcześniak, którego matka właśnie zrzekła się praw do opieki… mój synek szybciutko wrócił do zdrowia, podobnie inne dzieci, przy których stały mamusie… a ten mały nie 🙁

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Czym jest adopcja?

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general