zainspirowana wątkiem (siedze i rże ze śmiechu od rana) – postanowiłam zainicjowac nasz własny, forumowy.
no to moze cośsobie przypomnę
– bedąc nastolatką nabiłam sobie guza na czole. chciałąm zrobic zimny okład. w lodówce na górnej półce była puszka ananasa.. postanowiłam przyłozyć ja do czoła…. nie wiedziałam ze była otwarta…..
– postanowiłam zrobic sok z cytrusów. zmiksowałąm je w malakserze. ale wyszła breja. postanowiłam odcedzić przez filt do kawy. wziełam dzbanek i filtr. Jak do dzbanka troche nakapało to chciałam upić. podniosłam całą konstrukcje, ochyliłam filtr (cięgel kapiący i dośc pełen) zeby upic bezposrednio z dzbanka… i wylałam sobie na głowe te rozmiksowane cytrusy….
– moja mama kiedys próbowała upiec kotlety na soku jarzębinowym zamiast oleju (wtedy butelki były takie same)
– zupe wygotowałam do 0 raz. gotowała sie 5 godz na wolnym ogniu, nas w domu nie było. przypomniałam sobie o tym jak wracaliśmy i w panice dzwoniłam do sąsiaów zeby zobaczyli czy chalupa stoi…. jak wróciłam to udka akurat sie od spodu lekko przypiekły, miałam ciepły obiad 🙂
Strona 3 odpowiedzi na pytanie: "Perfekcyjna " pani domu ;)
nie mam co opisać
jakaś taka zwyczajna jestem 😉
mówisz, ze jest ICH więcej?
muszę męża ostrzec, zanim nasze dziecko wpadnie na pomysł przyssania czegoś tatusiowi do czółka, a tatuś się na to zgodzi
To pracując w hotelu miałam podobną sytuację. W weekendy my recepcjonistki podawałyśmy śniadanie do pokoi, któregoś razu szłam za koleżanką, która wszystko przygotowała [w tym zalała herbatę] i niosła tacę. Coś mi zapach nie podchodził, przed pokojem gościa dla świętego spokoju obwąchałyśmy wszystko – kucharze zapomnieli powiedzieć, że czajnik odkamieniali
Z hotelowych akcji to pamiętam tylko, jak pewnego dnia do pracy spóźnił się kucharz (zaspał). Śniadanie przygotowywał tylko uczeń, który był na praktykach. Dwoił się i troił żeby wszystko grało i żeby zdążyć na czas i w tym ferworze poślizgnął się na posadzce w kuchni niosąc przed sobą wielką tacę z wędliną. Przerażony czym prędzej zebrał wędlinę z podłogi z powrotem na tacę i tacę przekazał kelnerom by zanieśli na stół 🙂
no to była pyszna wędlinka na sniadanko
ja poszłam kiedyś bez czegoś innego
Mój dziadek w dawnych czasach produkował w domu mnóstwo przetworów – ogórki, pomidory, kompoty, soki i wino. Obdarowywał tym moich rodziców z przeznaczeniem “dla wnusi” (wino dla rodziców oczywiście).
No to moja mama – zgodnie z przeznaczeniem – robiła nam często do picia wodę z dziadkowym sokiem. Pewnego razu picie nie smakowało nam zupełnie. Krzywiłyśmy się i pić nie chciałyśmy, no ale nie było gadania – soczek od dziadka – wypić trzeba. Dopiero pod koniec butelki mama zorientowała się, że nalepki były zamienione i zamiast sokiem poiła nas – przedszkolaków – winem 🙂
My kiedys dostalismy od babci winko malinowe,pod nieobecnosc rodzicow zajrzalam do barku by je sprobowac(mialam jakies 10lat)zasmakowalo…wypilam wiec kieliszeczek,nastepnie róznicę uzupełniłam wodą;-)ale jak to w przysopiewce: jeden to za mało…siegnelam po 2…znow uzupelnilam…i tak zdarzylo sie kilka razy… Az trunek nie zaczal tracic koloru;-) wtedy zaprzestalam;-)
Mama kiedys tam probowala winka i orzekla, ze jednak dawniej babcia robila lepsze napoje;-)do dzis nic nie wiedzą;-)
moja mama często coś zwali czy wyleje….
– kiedyś zima tata uprał koc. taki cieknący powiesił na balokonie, na mróz, Mama na balkonie trzymałą reszti dla psa sąsiadki. Niosła na balkon resztki bigosu w rondelku. zanurzyła w bigos ręke zeby te reszti wygarnąc, jakos, łokciem otworzyła balkon, wlazła i….. poslizgneła sie na kałuzy która zamarzła pod kocem, upadła na dupsko (bo w jednej rece miała rondelek a w drugiej bigos), bigosem umazała sie cała. I jeszcze dziubneła sie w oko kantem zamarźniętego koca… A ja zamiast pomóc prawie sie posikłama ze śmiechu….
– mielismy w kuchni płyte zamotowaną w drzwiach jako zabezpieczenie przed moja siostrą. Płyta tak do połowy uda. zebrała niezłe żniwo :). Kiedyś lepiłam z modeliny. mialam taki blok białej ale bardzo twardy więc musiałam go zetrzeć na tarce zeby cos ulepić. szłam z całą tacką utartej białej modeliny… nie zauwazyłam zapórki… wygrzmociłam sie i calutka modelina poleciała na ciemno-brązową wykładzine w przedpokoju… tak na 3-4 m….
Sąsiad u nas miksował zupki dla dziecka (nie miał blendera).. wywalił sie idac z ta zupką. co ciekwe – ani kropla sie nie wylała
– moja mama była chora. lezała w łózku, z gorączka. tata wrócił i zaczą cos robic w kuchni, tarł, obierał, sokowirówka chodziła. mama była pewna ze jej obiad robi… co sie okazalo – tata w głębokim kryzycie postanowił odzyskac krochmal z obierek….
– dziedkowie mieli działkę pracowniczą. dziadek był po zawale i babcia mu nie pozwoliła nic robic. Tata mój tez tam przyjechał i sie koszmarnie nudził. babcia mu nakazała zbierać liszki z kapusty. tata uzbierał pół wiaderka i pyta sie co dale… no to babcia wywaliła liszki na beton i zaczeła je rozgniatac drewniakem,… mój dziadek był dosć wrazliwy. jak to zobaczył to tak go zemdliło ze zaczął wymiotować. moja mama mówi ze nie widziała zeby kims tak mocno rzucalo…. myslały ze bedą pogotowie wzywać… no i tak babcia zaoszczędziła dziadkowi stresów…..
– mama siedziła w wannie, tata dla zartu zajrzał i coś jej wrzucił (klocek jakiś), No to mama sie odwineła i go chlapneła wodą… tata wyja głowe i zamknął drzwi….. tylko ze zrobił to w odwrotnej kolejności.. sam sobie przyciał głowe drzwiami….
– kolezanka – jechała bez dokumentów i prawa jazdy. uswiadomiła to sobie widząc radiowóz… zaczeła udawać ze szuka, wyszła z auta, szukała w torebce. w koncu wsiadła szukac w srodku. i jakoś przytrzasneła sobei ucho drzwiami od samochodu… zaczeła panikować i pyta policjana ” czy leci mi krew”…
puscili ją. dotąd nie wiem jak mozna przytrzasnac ucho drzwiami od auta… No ale zaoszczędziła z 500 pln
Tak Ci sie tylko wydaje mój tata poszedł o krok dalej – wyciągał wino strzykawką z igłą przez korek i potem zdziwienie rodziny jak wino mogło wyparować;)
Siedzę i kwiczę
Tatanka ja też tak robiłam z winem z jeżyn
było baaardzo mocne, a później dziwnym trafem zrobiło się słabe
Kiedyś sprzątając trzepałam narzutę z kanapy “przez balkon”. No i wytrzepałam z 2 piętra razem z kurzem pilota od telewizora w krzaczory pod blokiem (znaczy w piękne ogródki). Ekspresowo poleciałam na dół, obiegłam blok dookoła żeby dostać się do tego ogródka, musiałam przejść przez milion płotków, w międzyczasie zostałam okrzyczana przez właścicieli ogródków, że mnie eksmitują za to że im zielsko niszczę.
Pilota znalazłam. Przeżył upadek 😀
Kanta – wszystkie dobre ale to najlepsze
ja trzepałam poduszki.. i mi spadła obrączka… poczułam to, słucham gdzie brzdęknie… a brzdęk był ale bardzo cichy i po długim czasie… wiedziałam ze spadła z 5 piętra na chodnik pod domem. na szczęscie wewnętrzny i mało uczęszczany. poczekałam ze 2 godz az M. wróci z pracy 9nie mogłam zostawić śpiącego dzecka). poszłam i znalazłam w trawie. dobrze ze upadła na chodnik bo ja usłyszałam i wiedziałam ze gdzieś blisko musi być….
zgubiłam tez brylant z pierscionka. chodziłam min. na siłownie zapytac czy ktos nie znalazł blylantu… w konu mąż mi wstawił nowy. po 3 miesiącach znalazłam w domu, w rogu łazienki, przy samych drzwiach (bardzo widoczne miejsce)… musiał wypasc z pralki….
potem zgubiłam pierscionek zaręczynowy… chyba w ikea. i tez pytalam ochroniarzy czy ktos nie znalazł. miana panów bezcenna…
Moja koleżanka postanowiła sobie ugotować jajka na miękko
byłyśmy wtedy w podstawówce – 2 moze 3 klasa
wiedziała, że trzeba gotować 3 min.
wstawiła jajka do garnka, włączyła gaz
odczekała 3 min. i uznała, że są już gotowe
a tu nawet woda nie zdążyła się zagotować
he he a mi dokładnie w tyłek, wcześniej się odbił od ściany i to na własnym ślubie cywilnym w urzędzie (wtedy jeszcze było oddzielnie cywilny i kościelny).
Tyle ludzi stało, a tu pani młoda po tyłku na dzień dobry w małżeństwie dostała.
Ale się usmiałam, to musiało nieżle rozluźnić atmosferę 🙂
Znasz odpowiedź na pytanie: "Perfekcyjna " pani domu ;)