Dziewczyny, doradźcie mi i jeśli macie ochotę napiszcie jak to jest u Was w domu z budżetem miesięcznym, chodzi mianowicie o to jak nim zarządzacie i kto sie u Was w domu tym zajmuje, bo…
Ja nie wiem, czy ja jestem rozrzutna (ale nie sądzę…), czy cos jest nie tak, czy nie potrafię zmieścić sie z wydatkami w miesiącu, ja nie pracuje, mąż zarabia, ale to ja mam u nas dysponować pieniędzmi, a szczególnie tymi, które M. daje mi na utrzymanie domu czyli ok 1400zl, jest to suma tylko i wyłacznie na zakupy, jedzenie, chemia, czyli najpotrzebniejsze rzeczy w domu, co tydzien jeździmy do C.H. na cotygodniowe zakupy, najcześciej w piątek późnym popołudniem, wtedy jednorazowo wydaje mniej wiecej ok 300zl, staram sie kupować wszystko to co sie skonczyło w domu, czyli jakis proszek do prania, kosmetyki osobiste, jedzenie itp, tylko ze już np w poniedziałek lece do pobliskiego sklepu bo znowu sie coś kończy, albo po pieczywo i jakieś duperele, tam zostawiam mniej wiecej 40 zl, te sklepiki osiedlowe doją jak moga, ceny są czasem o 30% wyższe niż np w Tesco albo Real’u…i koniec końców pod koniec miesiąca jestem na zero, często przed wypłatą męża…wkurza mnie to, bo może ja nie potrafię rozplanować zakupów, drogich rzeczy nie kupuje, więc gdzie ta kasa zmyka, czy Warszawa ma jakieś kosmiczne ceny, czy wychodzi na to, ze to nie ja powinnam sie tym zajmowac, tylko mąż…doradźe, jak sobie z tym radzicie?
Strona 3 odpowiedzi na pytanie: Zarządzanie budżetem domowym-zakupy…:/
300 funtow za 3 zimowe miesiace to 100 na miesiac i to zima, to malo moim zdaniem. A moj maz nie zarabia malo – 1600 na reke na miesiac, po oplaceniu kredytu zostaje nam 1000 na miesiac (i to teraz, w kryzysie, wczesniej lepiej zarabial) – jak dla nas spoko.
I nie ma co przeliczac na zlotowki, bo my zarabiamy i zyjemy tu, a wy tam, nie sadze ze za 1600 zl w Polsce 3 osobowa (niedlugo 4 osobowa) rodzina moglaby godnie zyc (lub w ogole zyc) i o to mi chodzi, funt ma wieksza wartosc realna niz zlotowka, bo ja ze stowa moge spokojnie do supermarketu na tygodniowe zakupy jechac, a w Polsce to chyba do warzywniaka tylko;)
P. S. Moj wyjazd nie byl ucieczka z Kaczogrodu, wyjechalam na 10 tygodni zarobic na studia magisterskie po skonczonych licencjackich i tak jakos sie zasiedzialam, wyszlam za maz, a pozniej dzieci, dom i tak juz zostalam:)
Czy tutaj już wszystkie wątki zmierzają w stronę słownych potyczek, czy ja mam tylko takie zezowate szczęście w takie zaglądać?
Nie można spokojnie, bez emocji negatywnych?
Sol, chyba bywasz w Pl w jakimś specyficznym miejscu – bo jest tak, jak opisała Klucha. Komórki po 1zł, samochody używane z zachodu. Fakt, fiatów mniej niż kiedyś – bo zwyczajnie niemieckie i japońskie auta są bardziej wytrzymałe (u mnie w rodzinie jest 20-letni passat na chodzie). Nikt z moich znajomych nie ma merca z bieżącego rocznika – wśród elit się nie obracam, wśród młodych wykształciuchów – tak.
Mam porównanie z życiem na Zachodzie – przyznaję – tam jest normalnie. Jak pracuję 30 dni, to mi na życie przez 30 dni spokojnie starcza. W Polsce niekoniecznie.
Ale nie każdy kto wyjechał z PL uciekł. Ja pojechałam z ciekawości zwyczajnej. I pewnie bym została, gdyby nie mąż-lokalny patriota.
Nigdzie nie jest różowo, ale każde miejsce ma swoje wady i zalety – nie ma sensu się licytować gdzie lepiej/gorzej.
Takich widoków jak dzisiaj oglądałam w swojej gminie – w całej NL nie ma… Dla jednego to ma znaczenie, dla drugiego nie.
Jeśli Cię obraziłam, to przepraszam. Ale taka jest prawda, że nikt nikogo do wyjazdu nie zmusza, że wyjazd łączy się ze zmianą na lepsze, a nie gorsze, bo nikt by nie wyjechał – czy źle rozumuję? Już połowa mojej rodziny wyjechała – tu nie było pracy, tam bez problemu się znalazła. Niedawno wrócił mój kuzyn. Po dwóch miesiącach w kraju chce wracać do Niemiec, bo mówi, że tam jest łatwiej żyć. Inny – wykształcony człowiek, z dwoma fakultetami – pojechał, bo w kraju w zawodzie pracy nie mógł znaleźć, przez lata próbował to tu to tam, aż się poddał i pojechał do Anglii, bo tam praca była. Z resztą same porównujecie ceny czy to, na co można sobie pozwolić w kraju i za granicą…
Koleżanka pisała, że w szkole średniej musiała 3 miesiace czy licencjacie pracować na buty, które teraz ma bez kłopotu. Ja na studiach zarabiałam i po 100 zł miesiecznie – to normalne. Moim zdaniem nie ma co porównywać siebie i swoich zarobków sprzed 10-15 lat z tym co jest dziś.
Dopisuję – fakt, Sabina nie napisała dokładnie, kiedy te conwersy chciała kupić 😉
Kochana, ale Ty napisałaś, ze Fiatów się nie produkuje, a nie konkretnego modelu i do tego się odniosłam 🙂 (pisałam, że 126 P czy CC się nie produkuje 😉 ale wiele innych z taśm wciąż schodzi 🙂 )
Jasne, że nie ma co porównywać zarobków. Zgadza się. I ja tego nie robiłam. Tyle że podałaś – moim zdaniem – astronomiczną kwotę za prąd i gaz. Dziewczyny piszą, że w Polsce taka drożyzna, że Gerberki droższe niż np w Kanadzie, a po Twoim przykładzie wnoszę, ze nie wszystko złoto co się świeci, bo prąd wcale tańszy nie jest.
A powody wyjazdu za granicę są różne i nikogo nie oceniam 😉 Różne znam przypadki. I większości dobrze życzę (piszę większości, bo spotkałam się z tym, że rodzice zostawiają dzieci w domach dziecka, by wyjechać i im jakoś dobrze akurat nie życzę).
Osobiście, choć miałam propozycję pracy w Londynie w zawodzie, wolałam zostać, bo i tu praca była i nic mnie tam nie ciągnęło.
Dopisuję: A Ty Sabina, kiedy tak właściwie zamierzasz urodzić, co? 😉
bykowa-Ja tak dla ścisłości zapytam,te 1400zł to jest tylko i wyłącznie na jedzenie i chemię?Nie płacisz z tego prądu,gazu,wody,czynszu????
Jeżeli nie płacisz to jestem szczerze zdziwiona że ci brakuje… Ale tylko jeśli ta kwota to samo jedzenie+ chemia bez kredytów,opłat itp.
Ja miałam jakieś 1200 i z tego kupowałam pieluchy,mleko,obiadki w słoiczkach+jedzenie itp. Aha,+ jeszcze fajki 250zł miesięcznie,i jako tako nam starczało….
tak:) juz mam dośc spore siewki, teraz je poprzesadzam do osobnych pojemników po duzych jogurtach a w maju na balkon…
1400 jest na “jedzenie + chemia” do tego osobno kredyt, osobno pieniądze na rachunki wszelkie, osobno na ubrania i temu podobne, i jeszcze odkładamy ok 3 tys miesięcznie… Niestety w 1400 sie nie wyrabiam i napisalam juz wczesniej ze “rarytasów” nie kupuje, czasem jakies droższe oliwki np Kalamata i jakis droższy ser, ale to nie za często…i ciągle do 1-wszego zostaje mi ok 10 zl albo czesto nic.
ps od grudnia odeszło za pieluchy bo juz nie kupuje, ale i tak to nic nie daje…
hm, jak M dostaje wypłate to od razu robi mi przelew na moje konto własnie te 1400 zl,(choc on uważa ze to jakas makabryczna suma), no i z tego co zostaje u niego na koncie to zostaje na pozostale rzeczy, więc jakies wyjścia i restauracje (choc rzadko sie zdarzają) to on płaci z tych co ma u siebie, ja mam po prostu zarządzac tymi 1400 zlotymi tak, aby starczylo na jedzenie + chemia na caly miesiąc. W sumie 1400 to faktycznie nie malo, ludzie często tyle zarabiają i jakos muszą wyżyc, ale b. często jest mi trodno zmieścic sie w tej sumie…:(
jakis czas temu, tak z dobre trzy lata juz bedzie, zrobilam sobie liste tego, co zawsze musze w domu miec
zajelo mi to jakies trzy, moze cztery dni rozmyslan, ale lista jest, istnieje i od czasu do czasu ja modyfikuje
mam na niej rozne kategorie: produkty spozywcze przede wszystkim, dzieciowe, kosmetyki, chemia
zalozylam sobie, ze najpierw poobserwuje jak mi szybko towary schodza, a potem dorzucilam do tego wszystkiego ilosc produktow, ktore musze miec na stanie, zeby dotrwac do nastepnegych duzych zakupow
przed kazdymi duzymi zakupami najnormalniej robie obchod po wszystkich stanowiskach magazynowychg w domu:) i zapisuje czego nie ma
oczywiscie ciut inaczej ma sie sprawa z zywnoscia, o ile moge kupic sobie zapas maki, cukru, czy kaszy, o tyle np. nie kupie jablek na zapas, czy szpinaku
wiec kombinuje sobie zawsze mniej wiecej jadlospis na caly tydzien, zeby nie kupowac bez sensu
zakupy robie koniecznie z lista i choc poczatki byly trudne, w sensie organizacyjnym i z powodu mojego najzwyklejszego niechlujstwa,a le teraz mam juz opanowany mniej wiecej kunszt omijania zakupowo z koniecznosci w srodku tygodnia
To mnie zaskoczyłaś,nie obraź się oczywiście… Może gdybym miała kiedykolwiek tyle kasy na jedzenie+chemia to i mnie by brakło,ale na dzień dzisiejszy dla mnie za tą kwotę mogłabym wszystko kupić:D Myślę że nie masz czym się martwić jeżeli nie brakuje wam na jedzenie a czasem te 10 zł zostaje… To nie jest źle;) gorzej gdyby ta kwota wam baardzo brakowało…
Gdybym miała 1400 zł miesięcznie na jedzenie + chemia.. To z tego jeszcze minimum 300 zł miesięcznie bym odłożyła.. Ale to ja taka skąpa.. a mój mąż rozrzutny…, że jemu to pewnie by jeszcze brakło 🙂
no tylko własnie to jest tak, ze te pieniądze idą na PODSTAWOWE produkty, zawsze robię liste w czwartek, przed zakupami, najczęsciej ta lista wygląda bardzo podobnie do tej sprzed tygodnia, ale cos tam zawsze sie innego skonczy i trzeba dopisac…
Moje zakupy (robimy w Realu w Warszawie) wyglądają tak:
-najpierw stoisko z kosmetykami, czyli antyperspiranty (raz na miesiąc może rzadziej), mydło, jakies tam wkładki i tampony, ale staram sie kupowac większe opakowanie zeby nie latac po nie co tydzien no i pasta d/z (rzadko lakier czy szampon, bo szybko sie nie zuzywa)
-pozniej stosiko z papierem toalet, jakis recznik pap, scierki, gabki itp (oczywiscie jak w domu juz nie ma)
-pozniej zakupy słoikowe i puszkowe (majonezy, ketchupy, musztardy itp)
-nastepnie nabiał (sery, mleko,masło, margaryna, serki) plus jajka
-stoisko z warzywami… No i najwięcej biorę, taka pora roku ze są dość drogie…
-no i stoisko mięsne, dla M. zeby miał co jest na obiad…
i w sumie tyle kupuje, wychodzi mi ok 250-300zl, w tygodniu w miedzyczasie cos sie konczy, najczesciej owoce, warzywa czy cos sobie przypomnę, ze dawno nie robiłam na obiad, brakuje mi tego w domu to lecę na osiedlowy sklep, tam tez kupuje pieczywo, bo dobre, świeże i róznorodne, ale dosć drogie…wiec do nastepnego piątku wydaję w tyg ok 100 zl… i tak od 1 do 31 dnia miesiąca uzbiera sie 1400zl, wkurza mnie to strasznie, kiedys próbowałam naprawdę zwracać uwagę na cenę tego co wrzucam do kosza w markecie, ale na tej zasadzie ze np jak normalnie biorę margarynę za 5 zl, to wziełam za 4…itp, na niektórych produktach raczej nie da sie zaoszczedzic, zwłaszcza jak wiesz ze są dobre w smaku np sery żółte…byle jakiego korjonego z promocji nie bierzemy, kiedys mąz sie wycwanil i powiedzial, zeby własnie takie rzeczy kupowac-to moze cos sie zaoszczedzi…tak sie skonczylo ze wywalil ten ser bo sie nie nadawal do jedzenia i nie przypominal smaku sera żółtego…zwrócilam uwagę podczas zakupowania, ze biorę produkty ze środkowej pólki, nie te z dolnej najtansze, najczesciej gorsze jakościowo i nie z tej najwyższej, bo wtedy to byłaby masakra, z reszta z tych pólek raczej nic nie potrzebuje. Muszę obmyślec jakis plan, moze nie latac w środku tyg do osiedlowego sklepu, bo kasa tam zostaja niemała… No nic, muszę sie zastanowić.
Kupilam moja droga, tuz przed wyjazdem do UK
A co d potyczek slownych to moze ja sie wypowiem jako ze Bronia odpowiadala na moj post – ja tam sie nie obrazam, latwo wyjechac na pewno nie jest, ale ze sie wyjezdza glownie dla poprawy bytu – to fakt.
Hmmm, ja dalej uwazam, ze to tanio.
No wlasnie dziecku cos sie nie spieszy, ja to moge i za 5 minut:)
Kochana, uszy do góry – u nas identycznie. No, może w tygodniu nieco mniej wydaję, ale za to małż nadrabia, kupując piwo 😉 A w markecie zostawiam tyle samo. I nic wymyślnego nie kupuję – jedzenie, chemia, jakieś przybory papiernicze czy skarpetki dla dziecka… podstawa… Ale ostatnio az mnie zmroziło, jak zobaczyłam, że wędlina, za którą tydzień wcześniej płaciłam za kg 27 zł, po tygodniu kosztowała 31 zł. A to raczej nie sezonowy produkt… Nic więc dziwnego, że coraz wiecej kasy na życie idzie.
Może powinnaś dać małżowi listę i samego go posłać na zakupy…
Zanim przeczytam, co maja inne kolezanki do powiedzenia to napisze tylko, ze u mnie jest identycznie. Tzn nie mam limitu miesiecznego, staram sie nie szastac pieniedzmi, ale jak u Ciebie – zrobie wielkie tygodniowe zakupy w makro zalozmy, a dwa dni pozniej jade do najblizszego sklepu po cos tam znowu. Nie umiem z tego blednego kola wyjsc. Nienawidze tych czestych zakupow, ale nie mam wyjscia, nie potrafie wszystkiego dobrze rozplanowac.
I ja Cię przekonywać nie będę. Pozostaje mi się jedynie cieszyć, że z podobnymi zarobkami za prąd płacimy dużo mniej 🙂
Cieszę się, że się na mnie nie obraziłaś, bo wiesz z pewnością, że nie było to moim zamiarem (za bardzo lubię z Tobą gadać 😉 ), że tylko na podstawie m.in Twojego postu wysnułam taką sobie teorię
Trzymam kciuki i czekam na wieści
już to widzę;) pewnie kupiłby produkty, tak jak ten nieszczęsny ser żółty, którego potem nikt by nie jadl, a kasę by wywalił i tylko na tym gorzej wyszedł…szkoda ze nikt za mnie nie moze rozporządzac pieniędzmi, ale tak, zeby kupić, przynieść, zeby bylo zgodne z moimi oczekiwaniami i żeby jeszcze pieniądze z nieba leciały;)
Sole, zapraszam do Bulgarii 🙂 Tu zobaczysz mercedesow wszystkie modele na ulicy… Jakos z Polska mi sie to nie kojarzy, a czesto jezdzimy… Choc nie powiem, autka z fiatow na lepsze sie pozmienialy, ale raczej nie luksusowe.
A ceny rzeczywiscie okropne. Moja jedna wizyta w aptece ponizej 50 zl nie schodzi, a zwykle kupuje jakies witaminki, maaloxy itp. Raz w sklepiku osiedlowym robilam zakupy poranne, czyli buleczki, ze dwa jogurty, paczka migdalow i jak uslyszlam, ze mam zaplacic 13 zl to kazalam babce jeszcze raz policzyc, hehe…
Znasz odpowiedź na pytanie: Zarządzanie budżetem domowym-zakupy…:/