Pytam, w związku z artykułem na interii dotyczącym szkoły i posyłania do I klasy sześciolatków.
Jednym z argumentów, jest to że ”
”podyktowane m.in. tym, że dzieci obecnie rozwijają się szybciej niż 20 lub 30 lat temu.”
Mnie się wydaje, że chyba raczej nie ma nic takiego miejsca. Że oczywiście dzieci mają dzisiaj dostęp do innych zabawek, komputery i różnorodne nowinki techniczne sprawiają, ze owszem mają one całkiem inne umiejętności “wejściowe”, ale chyba niekoniecznie musi się to przekładać na rozwój zwłaszcza albo przede wszystkim emocjonalny. I niekoniecznie musi świadczyć o konieczności posłania dziecka do szkoły wcześniej. Ale może się mylę??
Tutaj jest artykuł”
[Zobacz stronę]
Co mnie zirytowało, to to, że ustawa znowu wraca do komisji a tymczasem nieuchronnie zbliża się termin ewentualnego wyboru szkół a rodzice obecnych 5-latków nadal nie wiedzą na czym stoją. Jak również to, że z uporem maniaka władze nie chcą widzieć, że za 2 lata znowu nastąpi kumulacja dzieciaków w szkołach. Jedynie co to większa, ponieważ roczniki 2007 i 2008 są liczniejsze niż 2005 i 2006.
Strona 2 odpowiedzi na pytanie: Czy uważacie że dzieci dzisiaj szybciej się rozwijają niż np 20 lat temu ??
Patrze na siebie i dzieci kolezanek – sama nie mam w odpowiednim wieku zeby porównać 😉
Gdy miałam 7 lat (nie całe bom z grudnia) w 1 klasie podstawówki z kluczem na szyi szłam do szkoły oddalonej o 20 minut. Wychodziłam z domu 7.20 bo mama miała 7.30 autobus do pracy. Przed lekcjami jesli były póxniej siedziałam na świetlicy, w podobnej sytuacji jak ja było więcej dzieci. Nie mam z tym związanej żadnej traumy ani nic w tym stylu – fajnie było 🙂 Po szkole tez wracałam “samopas” – zaznaczam nie ja jedna 😀 Klucze nam dyndały na szyi i szliśmy…
Jak ciut podrosłam zdarzało mi sie jeszcze siostre z przedszkola po drodze odebrać 😉
A teraz – wyobrażasz to sobie? Ja jakoś jak tak patrze na tą procesje mam, tatusiów czy też babć i dziadków idacych do i ze szkoły z dziećmi to uśmiecham sie tylko. Toż te dzieci w 2 sasiadujacych ze sobą blokach mieszkają – a szkoła 5 minut drogi od owych bloków. Po jaką tylu dorosłych opiekunów
Ja też odbierałam brata z przedszkola;) teraz by nikt nie wydal dzieciaka drugiemu dziecku..
Ale to chyba nie o taki rozwój chodzi, a jeśli nawet, to w mniejszym stopniu.
Ja nie twierdzę, że warunki się nie zmieniają, pisałam o tym.
Tylko piszę, że trudno nam stwierdzić, czy dzieci rozwijają się, a jeśli nawet pokusimy się o opinie, to tylko subiektywny pogląd.
Na wsiach dzieci nadal chodzą sami. Może nie wszędzie i nie na wszyscy, ale na pewno takowe się zdarzają.
Byliśmy zostawiani sami, ale ja do tej pory jestem zdumiona, że na nam się nic nie zdarzyło. Chyba cudem.
Mieliśmy tyle wypadków(piszę o swojej rodzinie), że myślę, że mieliśmy ogromne szczęście, że, np szafka spadła obok a nie na głowę, kredens podobnie, ława się schajcowała, ale dom nie spłonął, że nie utopiliśmy się w rzece, jak łowiliśmy zgubionego buta, że jak później się okazłao zboczeniec nic nam nie zrobił(a spędzaliśmy z obcym facet mnóstwo czasu), itd.
Tak, ale to są różne dzieci.
Należałoby zbadać szerszą populację, ale to już myślę, że specjaliści powinni być od tego.
Jak patrzę na klase M. i równoległe-to nadal dużo dzieci chodzi samo do domu!
Ulaluki- dokładnie! jakims cudem czasem chyba się ocalało;) o połowie rzeczy rodzice i tak nie wiedzą do dziś:D
No właśnie…
Ogólnie jest inaczej – nie mówie lepiej czy gorzej – inaczej po prostu.
Z mojego punktu widzenia dzieciaki dzisiaj mniej samodzielne są niz w czasach jak ja chodziłam do szkoły – ale też i wymagania inne.
Odniosłam sie konkretnie do tego zdania.
Odniosłam sie konretnie do tego zdania
Mieszkałam i mieszkam w mieście – szkoła byla daleko bo wtedy obowiązywała rejonizacja 😉 I fakt ze inna podstawówka 5 minut od domu nie przekonywał nikogo 😉
MZ kiedyś było jednak bezpieczniej.
Ludzie się podglądali, podsłuchiwali, donosili 😉
Nie wszyscy, to jasne, ale było takie szczególne wyczulenie na to co wokół 😀
I ja to odczuwałam na codzień,
np. na podwórku – nam smarkom się wydawało, że jak coś zmalowaliśmy to nikt niczego nie widział
a zanim do domu wróciłam juz czekała bura, bo ktoś kikował zza firanki i podkablował mamie 😉
Albo jeden z nauczycieli z sąsiedniej szkoły,
chodził chłop do pobliskiego lasu lub do parku na łowy – łowić swoich uczniów-palaczy 😉
Inne czasy po prostu.
Moim zdaniem dzieci nie rozwijają się szybciej,
pewnie lepiej rozwijają się fizycznie, ale to tez głównie dlatego, że są jednak lepiej odżywiane.
Mają dostęp do większej ilości informacji, więc wiedzą więcej,
ale nie powiedziałabym, że są od tego wszystkiego mądrzejsze 😉
Mimo to nie uważam, żeby to był argument przeciw szkole od 6 lat.
Dla mnie szkoła może się zaczynać i od 4 roku życia,
byleby zajęcia zaprojektowano stosownie do wieku.
Natomiast ten bajzel z reformą jest rzeczywiście trudny do zaakceptowania.
Własnie to chyba sedno.
to, że szybciej sie rowijają niestety właściwie o niczym nie świadczy – napewno nie są inteligentniejsze czy bardziej spostrzegawcze
są po prostu zupełnie inne
wczoraj czytałam jak pisałyscie, że dla dziecko szokiem jest przejście do klasy czwartej czy gimnazjum (nie wspominając o katastrofie w 1 klasie liceum) – wiem tak jest, obserwuje to na codzień ale na miłość boską one nie uczą się połowy tego co my mieliśmy w podręcznikach- gdzieś ze wzrostem tempa rozwoju zgubiło się coś innego
szczerze nie wydaje mi sie, ze dzieci rozwijaja sie jakos specjalnie szybciej, przynajmniej te kilkuletnie
mysle, ze generalnie nabralismy duzo lepszych nawykow zywieniowych, wiec moze fizycznie dzieci sa inne niz kiedys, ale czy ich rozwoj psychosocjalny jest bardziej zaawansowany niz kiedys? nie sadze
w obowiazkowym pozylaniu dzieci piecioletnich do placowek widze duzo sensu (chocby w celu uspolecznienia dzieciaka)
niekoniecznie jednak w posylaniu do szkoly
caly pomysl, przy tak razacym braku infrastruktury, uwazam za krzywdzacy przede wszystkim dla rodzicow, bo skraca sie czas “panstwowej” opieki nad dzieckiem, a w miejsce zajec calodziennych w przedszkolu, oferuje sie swietlice
wiem, ze sa tez fajne swietlice, ale poki co nie ma ich dostatecznie duzo
ktos probowal kiedys wyjasnic mi roznice w tzw. “poziomie nauzcania” obecnie (podobno duzo wyzszym) i kiedys
nas uczono, ze pole kwadratu to a2
teraz ucza, ze powierzchnia podlogi kwadratowego pokoju to a2
nie sadze, zeby stawianie na praktyczne zastosowanie wiedzy mialo tak wielki wplyw na zmiane poziomu nauczania
a skąd dane, że obecny progam nauczania jest wyższy?
z matematyki okroili co sie dało – wiem, całkiem niedawno ja chodziła do szkoły (i mam swoje zeszyty) a dziś sama uczę matematyki w gimnazjum a małż w liceum obłęd w paski
samych treści nauczania jest napewno duuuuzo mniej
a, że źle napisane programy i podręczniki to inna para kaloszy
czemu w wieku wczesnoszkolnym tak mało się wymaga od dzieci skoro wtedy sa najbardziej chłonne? jak dziecko przez pierwsze trzy lata się rozleniwi bo to wsio łatwizna (czemu moje dziecko ma do końca trzeciej kalsy ćwiczyć czytanie{taka podstawa i takie podręczniki}, skoro w tej chwili 90% jego grupy sześciolatków czyta?)to ciężko jest się później zmusić do nauki i ja to jakoś tam rozumiem
wroc i przeczytaj, proisze, jeszcze raz to, co napisalam
cytat nie wskazuje na zadne dane, a jedynie na przyklad (moim zdaniem dosc kuriozalny zreszta), jakoby obecna edukacja byal duzow wiekszym wyzwaniem
i jeszcze dopisze, ze nie moge sie rownioez zgodzic z “nizszym” poziomem obecnie
obserwujac edukacje od dobrych kilku lat i siedzac w niej od przynajmniej 15nastu, mopge chyba dosc szczerze powiedziec, ze generalny trend jest dobry, aczkolwiek droga do celu nie calkiem dobrze dobrana
jestesmy narodem w duzym stopniu wtornie “niepismiennym”
zreszta dosc czasto widac to na forum – czytelnosc jak i interpretacja niektorych odpowiedzi pozostawia wiele do zyczenia
mysle, ze spory sens ma polozenie nacisku na wiedze praktyczna (wspomniane przez mnie powierzchnie podlogi raczej niz kwadratu), a jednak jakos kulejemy w tym wszystkim
co komu przyjdzie z wzorow na calki i inne cuda (patrz ja osobiscie), jesli nie ma pojecia, co z tym w zyciu zrobic?
po co komius wkladac do glowy nielogiczna ortografie polska, jesli w sprawie tak prostej, jak wypelnienie glupiego PIT-u potrzebuje pomocy?
albo kiedy napisanie pisma urzedowego konczy sie fiaskiem?
nie wiem, moze jakies zboczenie zawodowe przeze mnie przemawia, ale uwazam, ze w polsce brakuje nacisku na edukacje socjalna, ktora powinna byc glownym punktem pierwszych dwoch, moze trzech lat nauki szkolnej
jak byc czescia grupy, jak wspolpracowac z rowiesnikami, jak sie dzielic, jak rozumiec innych, jak traktowac doroslych, itd.
moze sie myle, ale dla mnie umiejetnosc zrozumienia innego czlowieka i wzbudzenia w sobie prostej empatii ma wiele wieksza wartosc niz calki, ortografie i inne cuda
tak, to pisalam ja, edukator z wyksztalcenia, zawodu i powolania
Brakuje, kanta! zdecydowanie brakuje!
Ja nie do końca jestem przekonana do zaczynania edukacji w szkole od 6 lat.
Natomiast z pewnością wkurza mnie na maksa to co się wokół edukacji dzieje.
A jakim szokiem jest dla niektórych przejście z liceum na studia. Tu trochę
słyszę od znajomych uczących na uczelniach.
A wiesz jak by się przydały studentom studiów technicznych?? Ale oni zaczynają
studia z takimi brakami obecnie, że moi znajomi twierdzą, że najlepiej gdyby
im fundować rok zajęć wyrównawczych, żeby w ogóle zacząć normalne zajęcia. Nie mówiąc o tym, że przyjmowanie na studia ludzi z maturą na 30%
to jest w ogóle jakaś jedna wielka paranoja.
no wlasnie
dla mnie problem na co komu sie to w gole nada, skoro nie da sie tego do niczego przypiac (przynajmniej mnie nie nauczono, zeby te calki w ogole jakis praktyczny sens mialy)
widzisz, ja nie jestem przeciwna uczeniu calek, ja tylko chcialabym, zeby uczyc tych calek tak, zeby mozna bylo z nich kiedys skorzystac
dla mnie porazajace sa dane dotyczacy umiejetnosci czytania tekstu ze rozumieniem
i widze to sama na przykladzie wielu osob z mojego otoczenia – kompletny interpretacyjny analfabetyzm!
mialam dzisiaj z czyms takim do czynienia w bardzo oczywisty sposob
w broszurze reklamowej mojej szkoly napisano, ze (cytuje): aktualnie 12% naszych uczniow pochodzi spoza sofii (zeby wyjasnic, napisano w rozdziale o etnicznym / kulturowym i geograficznym zroznicowaniu naszych uczniow)
dzwoni do mnie babka z pretensjami, ze to jest nie fair, ze nakladamy jakies ograniczenia na to, ilu uczniow spoza sofii przyjmujemy kazdego roku
widzisz logike?
pamietam doskonale czytanie chyba “ciezkich czasow” dickensa, gdzie byla w szkole, ktorej pryncypal kazal uczyc faktow i niczego wiecej
coz, jak sie uczy faktow, da sie zrealizowac cudowna tzw. podstawe programowa gdziestam juz w dyskusji wspomniana
tylko co z tego?
co z tego, ze w pierwszym roku nauki dzieci opanuja alfabet i naucza sie plynnie skladac litery, skoro nie beda mialy czas na nauczenie sie prostych pozytkow z czytania ksiazek?
sa tacy, ktoryz pieknie wydedukuja, co z tymi faktami zrobic
niestety, co zreszta widac na kazdym kroku naszego zycia, nie kazdy ma naturalna zdolnosc analizy faktow i przekuwania ich na praktyke
i na co e=mc2, skoro nie mam pojecia, co z tym zrobic?
Generalnie to ja Kantalupa uważam, że z pewnych przedmiotów należy umieć pewne minimum. Zwłaszcza z j. polskiego i matematyki. Całki pomimo
tego, że w średniej szkole na sucho przydały mi się niesamowicie na studiach.
Wiele rzeczy było takich, które w średniej szkole się po prostu nauczyłam.
A na studiach zrozumiałam. Okazywało się wtedy, że rzeczy których
nie mogłam ogarnąć w średniej szkole są w rzeczywistości proste.
Ale ja nie musiałam się tych rzeczy od nowa uczyć. I powiem tak. Na fizyce
na pierwszym semestrze są na ćwiczeniach zadania z całkami podwójnymi i potrójnymi. Ja szczerze mówiąc nie wiem jak jest realizowany program, gdy
w chwili obecnej nie ma w średniej szkole ani całek ani różniczek, a to niemal
podstawa na takiej fizyce np.
U nas w liceum ponad 15 lat temu było już możliwe pewne odpuszczenie
uczniom, którzy deklarowali że idą w kierunku nauk humanistycznych.
Tzn np. mieli trochę inne klasówki, inaczej byli traktowani na lekcjach.
Ale pewnym minimum wiedzy musieli się wykazać. Nauka jak się uczyć
była niezwykle skuteczna jakkolwiek mogła się wydawać drastyczna.
Po pierwszej klasówce z historii okazało się, że sposób nauki wyniesiony
z podstawówki się nie sprawdzi, bo nie da się w 45 minut spisać wszystkiego co było w książce. I od razu człowiek inaczej podchodził do tematu.
Teraz jedyne co się robi to obniża wymagania No nie wiem czy to jest
dobra droga. To że dzieci będą umiały zastosować wiedzę w praktyce to
świetnie. Ale z pustego to i Salomon nie naleje. Jak nie będą mieć władowanej pewnej porcji wiedzy wcześniej nie nadrobią tego później. Nie da
rady bo te braki się niestety kumulują.
Widzę jedynie, że nie tylko w Polsce jest problem z interpretacją tekstów 😉
Obniża się wymagania bo zmienia się rzeczywistośc.
Są media, Internet, wiedza jest przekazywana dużo za pomocą obrazów, łatwo dostępna.
Rozwój technologi powoduje, że dzieci/młodzież mniej myśli, więcej widzi.
Mają problem z utrzymaniem na dłużej koncentracji, a przede wszystkim niechęc do uczenia się, wkuwania.
Nie można porównywa ich do naszego pokolenia, bo są inne czasy, musimy zmienia oswiatę wraz ze zmieniącym sie światem.
Mówisz, żeby nie obniżac wymagań.
Oni mają problem z wersją obniżoną, a co mówic o tej rozszerzonej.
Porónując maturę 20 lat temu a teraz jest zupełnie inna, ale nie powiedziałabym, że gorsza, jest na pewno łatwiejsza.
Skoro piszą źle, nauczyciele az tak się nie zmienili, program również nie az tak znacznie jest okrojony, to znaczy że problem jest głębiej.
Znasz odpowiedź na pytanie: Czy uważacie że dzieci dzisiaj szybciej się rozwijają niż np 20 lat temu ??