Nie ukrywam, że natknął mnie jeden z równoległych wątków
Czy interweniujecie w każdą kłótnie między dziećmi?
Nie ukrywam, że ja staram się robić to jak najrzadziej, nie widzę powodu do interwencji jak jedno drugiemu strąci przypadkowo zabawkę, zepsuje babkę z piasku czy nawet jak zauważę, ze zabawka celowo została zabrana.
Być może błędnie ale zawsze czekam jak konflikt dzieciaki same rozwiążą dając im szansę na załatwienie sprawy między sobą
Ja przejmuję inicjatywę jeśli widzę, że konflikt narasta np. zaczyna się szarpanina, chłopaki zaczynają się bić czy też gryźć.
Podobnie zachowuję się na placu zabaw, jednak czytając to forum, obserwując niektóre mamy na placu zabaw wnioskuję, że takie zachowanie może być bardzo źle odebrane przez innych.
Przykład z wczoraj : Wojtek w piaskownicy z autem, bawi się kijem – przychodzi drugie dziecko i bez zastanowienia bierze samochód młodego- na co opiekunka stanowczo mu nie pozwala – nie wolno to nie Twoje, masz swoje zabawki i autko wyrwane z rączki malucha postawione przed Wojciem- ja rozumiem, ze powinno się uczyć, że są rzeczy moje własne i czyjeś o które powinno się pytać – ale czy w takiej np. sytuacji nie lepiej sprawę “zostawić do załatwienia” właścicielowi zabawki (ryzykując różny, nie zawsze oczekiwany finał)
Strona 5 odpowiedzi na pytanie: Czy zawsze trzeba interweniować w "kłótnie" dzieci?
a jak nie wie ze powinien zareagowac?
bo np. wszyscy sie do siebie zwracaja po imieniu?
albo w domu sie chodzi w butach bo dywan to nie swietosc?
Ależ to proste.
W drzwiach powinien dostawać kartke z listą zakazów i zachowań mile widzianych.
I po problemie.
😉
Gacus, zapewniam 😀
Trzeba wtedy poproić rodzica, żeby zareagował, albo amemu upomnieć dziecko.
Ja wkraczam tam gdzie nie ma równowagi siłowo-intelektualnej. 😀 Tzn. wkraczam w kłótnie między Miśkiem i Mają i uczę oboje kompromisów. Misia uczę, że prędzej coś dostanie od Mai gdy poprosi niż gdy jej wyrwie. Itp itd jeśli chodzi o obce dzieci i Michała to b. żadko muszę interweniować…
ja odebrałabym dzieciom książeczkę powiedziała, że to do oglądania a nie do targania 😉
Zależy wszystko od stosunków jakie łączą cię z mamą tych dzieci.
Jeśli to ktoś bliski (rodzina, przyjaciółka) to powiedziałabym wprost, że nie podoba mi się jak wchodzą mi w butach na kanapę a jakby to była jakaś tam znajoma zaledwie to umówiłabym się kolejnym razem z nią w parku na ławce i nie wpuszczała do domu 🙂
Ja uczę Mysię dokładnie tak jak mówisz. Nie wchodzenia na kanapę bucikach (wogóle biegania w bucikach po mieszkaniu) szanowaniu zabawek itp.
I to raczej nie kwestia wychowania dzieci a rodziców 😮
Szpilki dywan nie jest świętością ale kanapa już tak 😉
Nigdy nie zwróciłam uwagi żadnemu dziecku jak się rozpędziło i wpadło do pokoju na dywan w butach 😉 ale żeby mi w adidasach po kanapie skakało? 😮
Tu się już nie zgadzam…
Poza tym to chyba też kwestia środowiska w jakim się obracamy i przyzwyczajeń w tymże środowisku.
U nas jest tak “domowo” 😉 Jak jest gość, który do nas często wpada to ma swoje kapcie 🙂
dokładnie tak jak piszesz-może szpilka lubi siedzieć na kanapie obsypanej piaskiem ;)-ja nie,właściwie to jej troszke tego zazdroszczę-wolałabym,żeby nie wkurzał mnie piach na podłodze..Dywanów nie mam,ale deptane i darte ksiązeczki to dla mnie złe wychowanie(rodziców rzecz jasna-przenoszone niestety na dzieci).
Rrenyu-tak jak napisałaś-z tą dziewczyną i jej dziećmi spotykam się już od jakiegoś czasu tylko na neutralnym gruncie;)
a jesli zdarzy mi sie jeszcze kiedyś taka sytuacja to może wreszcie odezwę się:)
Przeczytałam postatej mamuśki. Moim zdaniem ma rację, że izoluje dziecko:
Znasz odpowiedź na pytanie: Czy zawsze trzeba interweniować w "kłótnie" dzieci?