Dzisiaj byliśmy zawieść rzeczy po córci.
Akurat dzieci gdzieś wychodziły z budynku.
Jak one na nas patrzyły, tego się nie da opisać.
Normalnie jak by chciały powiedzieć “zabierzecie mnie” “mogę z wami jechać”
otoczyły samochód i tak patrzyły na nas….
Okropne to mówię Wam.
Jak by mój mąż się zgodził ( a nie chce ) chętnie bym adoptowała dziewczynkę w wieku Naty
139 odpowiedzi na pytanie: Dom dziecka …
Osobiście nie jestem w stanie pojechać do Domu Dziecka:((
A już w ogóle do domu małego dziecka…bo musiałabym wyjść ze wszystkimi dziećmi.
Ja do domu małego dziecka jadę w przyszłym tygodniu,
jeszcze tam nie byłam…. mam nadzieję, że przeżyje.
Miałam jakieś 15/16 lat jak byłam w Domu Małego Dziecka moja ciocia tam pracowała i coś jej zanosiłam do dziś mam to w pamięci jakbym miała warunki materialne to z miejsca biorę malucha
Będąc w liceum miałam praktyki w Domu Małego Dziecka. Przez miesiąc. Strasznie to przeżywałam. To było w drugiej klasie. Do końca liceum bardzo często tam wracałam, odwiedzałam dzieci, zbierałam po znajomych i rodzinie ubranka, zabawki i zawoziłam.
Kiedyś opowiem Wam historię małego Pawełka…. Może jest teraz szczęśliwy, ale wtedy na pewno nie był…..
I moja mała Krysia…
Żaklina, Dorotka, Maleńki Trolek bez Imienia…
To jest straszne jak sie patrzy na te dzieci.
Ja miałam łzy w oczach jak wsiadłam do samochodu.
no to opowiadaj…. czekam…
…. kiedyś nosiłam zabawki dla dzieci z domu dziecka, w podstawówce wtedy byłam i tak strasznie było mi ich żal…. jak się moja matka dowiedziała gdzie chodzę z kolezanką to mi mało łba nie urwała… i zabroniła…. bałam się jej… i tyle było mojej pomocy dla dzieciaków…
… dodam tylko że zawsze mieliśmy wielkie góry zabawek, nie jakichś wypasionych i drogich, ale można się było nimi fajnie bawić i podzielić….
Pozdrówki 🙂
Opowiadaj, ja tez czekam…
Raz bylam w domu dziecka, ale wtedy sama jeszcze dzieckiem bylam, wiec jakies mgliste wspomnienie tylko mam. Natomiast moj maz od lat mi glowe suszy, bysmy adoptowali malucha. Od lat sukcesywnie odmawiam, bo nie wiem czy bylabym w stanie to dziecko pokochac jak wlasne (wbrew pozorom to wazne, by nie czulo sie zle wsrod naszych corek). Ale w przyszlosci kto wie – moze dam sie namowic, jak najmlodsza juz bedzie odchowana.
Edysia podziwiam, nigdy nie odważyłam się….
Jane masz wyjątkowego faceta!!! Znam kilka sytuacji odwrotnych. Faceci przeważnie się boją.
jeździłam regularnie, przez długi okres czasu, zawsze w soboty wychodzilismy z dziećmi na spacery, bardzo cięzkie rozstania, bolesne, zlane łzami.
to jest nie do opisania, to trzeba przezyć, trudno wyrazić w słowach uczucie jakie temu towarzyszy.
ja mam łzy w oczach jak to czytam
nie byłam nigdy, chyba nie dałabym rady…
ja podobnie jak Kasia
również nigdy nie byłam i wiem,że jakbym odwiedziła takie miejsce to bym się załamała 🙁
jakbyś pojechała raz
to jeździlabyś juz ciągle,
to jest silniejsze.
możliwe
najgorzej się przemóc pierwszy raz
u nas tak właśnie jest….
juz nie raz rozmawiałam o tym ze swoim M….
boi się… może właśnie tego że nie pokocha jak swoje….pewnie tez problemów jakie niewątpliwie sie wiążą z adopcją….
a tak najbardziej to marzy mi sie stworzenie rodziny zastępczej…. Ale o tym to już w ogóle nie chce słyszeć a ja nie moge nalegać bo wiem że to nie “bułka z masłem” tylko cholernie ciężki i niewdzięczny chleb a bez wsparcia – sama – nie podołam…
Aniu, ale czy takimi odwiedzinami (tylko, bez zamiarów adopcji) nie wzbudza się w tych dzieciach nadziei?
ja mam odwrotne, bardzo odwrotne doswiadczenia
moja mama pracowala dluugie lata w pogotowiu opiekunczym i domu dziecka
i do konca moich dni w rodzinnym miescie byla opiekunem prawnym jakiegos dziecka i z nami pomieszkiwalo
i nie ma takiej sily, ktora namowi mnie na adopcje czy odwiedziny w domu dziecka.
A dlaczego?
Ja miałam do czynienia z dziećmi z Domu Dziecka, byłam też w Domu Dziecka.
To są zazwyczaj bardzo trudne dzieci.
Ja na dzień dzisiejszy, również nie zdecydowałabym się na adopcję.
Za mało mam siły, pewnie nie przeszłabym testów psychologicznych.
To są dzieci często obciązone genetycznie, mające olbrzymie braki wychowawcze, może źle to ujęłam, skrzywdzone bardzo.
Trzeba dużo czasu poświęcić takiemu dziecku, a efekty nie zawsze widoczne.
Pamiętam dzieciaka, 9 latka, który miał dużo agresji w sobie, rysował wyłącznie narzędzia służace do zabijania.
Pobił wychowawcę, na ile mu siły starczyło.(podbił oko)
Trzeba mieć dużo siły w sobie, żeby naprawić błedy dorosłych.
wiesz, ja jeździłam do domu dziecka do najmłodszej grupy,
panie bardzo dobrze sie nimi zajmowały
tylko niestety kazda z nich miala tylko 2 rece a były we 3 na grupe 20 -ciorga dzieci.
wiec ręce pełne roboty, ja bardzo pozytywnie wspominam ten czas,
zreszta po dziś dzien jak patrze na moja chrześnice.
Ja miałam do czynienia ze starszymi dziećmi.
Troszku się zgodzę..
W wolontariacie tak już bywało, ze czasem mnie przypadal dyzur w domu dziecka, młoda bylam i te słowa jakie padały pod moim adresem od “zepsutych” dziewczynek i “naćpanych” chłopaczków.. nie zapomne tego nigdy. Natomiast sala odwiedzin jakaś cudowna musiała być, bo te same osoby nagle stawały się aniołami
Dom małego dziecka- owszem zabrałabym stamtąd każde jedne dziecko, by nie było tak zmanierowane, jak starszaki (oczywiście nie generalizując)… by było kimś.
Znasz odpowiedź na pytanie: Dom dziecka …