Z góry przepraszam, że poruszam temat, który był “wałkowany” na forum wiele razy, ale właśnie otrzymałam telefon z przychodni z zaproszeniem na szczepienie przeciwko odrze, śwince i różyczce. I wpadłam w niezłą panikę… Naczytałam się już wiele negatywnych opinii na temat szczepień (a tego konkretnego najbardziej) i prawdę mówiąc najchętniej zrezygnowałabym w ogóle ze szczepienia córci na cokolwiek, żeby wyeliminować ryzyko ewentualnych powikłań. Wprawdzie do tej pory wszystkie szczepienia mała otrzymywała w wyznaczonym terminie, skutków ubocznych nie miała żadnych, ale nigdy nic nie wiadomo… Rośnie, rozwija się prawidłowo, nie choruje, po co ryzykować?… Nie wiem, ale po przeczytaniu kilku forumowych wątków w tym temacie odniosłam wrażenie, że bardzo wielu Rodziców nie szczepi swoich pociech odwlekając terminy ile tylko się da, albo toczy wojny z sanepidem całkowicie nie zgadzając się na podanie szczepionki. Czy to rzeczywiście jest takie powszechne zjawisko?
Napiszcie, proszę, jak było u Was, czy też miałyście podobne obawy i czy w rezultacie zaszczepiłyście swoje dzieci oraz jak zareagowały na szczepienie?
Pozdrawiam.
Strona 12 odpowiedzi na pytanie: …szczepić?…
Pozwólcie, że się dołączę, bo w tym wątku “żywsza” dyskusja o szczepieniach.
Mam taki problem, (kopiuję się z innego miejsca, gdzie zadałam pyt.):
“Dziewczyny, może któraś orientuje się, jak wygląda sytuacja szczepienia dziecka (5,5) błonica/tężec/krztusiec+polio, w momencie gdy krztusiec jest “przechorowany”? Oczywiście wiem, że to nie uodparnia na całe życie, podobno na 5-10 lat. Czy kolejne szczepienie ma sens, czy konieczne jest badanie przeciwciał? Córa chorowała 2 lata temu. Może wystaczy tylko na DT?
Wybieram się właśnie do lekarza, ale chciałabym szerzej “zasięgnąć języka”, no i tak jak Klucha, raczej po sezonie pylenia, gorzej że zacznie się wtedy sezon chorób i jeszcze ewentualny stres pierwszoklasisty, ech, nie wiem co będzie lepsze…”
smoki ja również jestem zwolenniczką szczepień ochronnych, ale…
powinny się one odbywać inaczej.
ja zazdroszczę Ci podejścia lekarzy, bo ja chyba nigdy się z takim nie spotkałam. sytuacji w szpitalu, o której pisałaś nie porównuję, bo moje dziecko urodziło się rzekomo w super stanie.
nikt w szpitalu mnie nie informował (nie mówię już nawet o pytaniu), że będą szczepić moje dziecko. dzień po szczepieniu na wizycie lekarskiej PAni doktor mnie poinformowała, że zaszczepiono moje dziecko i na co.
ja wtedy byłam zielona i miałam baby bluesa, więc tylko mnie dobiło to, że nie byłam przy szczepieniu mojego dziecka, że nie dano mi takiego prawa. głos mi się niestety łamał i nie byłam w stanie nawet powiedzieć co o tym myślę.
to o piszesz o przeciwwskazaniach związanych z infekcjami to wszystko fajnie, niestety w moim przypadku (i na pewno nie tylko moim) w teorii. lekarz też się myli, zwłaszcza jak za nic to co mówi rodzic.
moje dziecko mając 3 miesiące zaczęło lekko gorączkować. przez wcześniejsze 2 tygodnie strasznie wymiotowało, co lekarka brała za ulewanie i wmawiała mi że przekarmiam. gorączka była dziwna bo pojawiała się i znikała, ja bałam się podawać młodemu jakiekoilwiek leki, ale ponieważ akurat miałam termin kolejnego szczepienia więc grzecznie pomaszerowałam do przychodni, powiedziałam Pani doktor o tym co się dzieje, ona zbadała młodego, zmierzyła mu temperaturę, pokazała mi termotetr na którym akutrat było 36,6 i powiedziała do pielęgniarki, żeby szczepiła.
chyba sam dobry Bóg nad nami wtedy czuwał, bo pielęgniarka poinformowała Panią doktor, że szczepionka którą miał być szczepiony maciek (pentaxim) akurat została wycofana. kilka (3-4) dni później trafiliśmy do szpitala z ostrym odmiedniczkowym zapaleniem nerek, crp 160 i mega leukocytozą…
ile razy myślę o tym co by było, gdyby wtedy ta szczepionka była na stanie, robi mi się słabo.
później to ja sama decydowałam (po zrobieniu kompletu badań: mocz ogólny, posiew, crp morf z rozmazem – oczywiście na własny koszt, bo w przychodni twierdzono, że to moja fanaberia) co i kiedy dziecku wszczepić.
za mmr nowa, rozważna pediatra sama nie chciała się brać, ze względu na alergię młodego (dla 2 poprzednich alergia nie była kompletnie powiązana ze szczepieniem) dała nam skierowanie do poradni chorób zakaźnych, w której to maciek dostał wszystkie szczepienia po roku.
gdyby kiedyś jeszcze “dopadło” mnie macierzyństwo 😉 wszystko od początku wyglądałoby inaczej. w szpitalu zrobiłabym wszystko aby zamiast euvaxu czy hepavaxu dostał engerix, później przeciągnęłabym pierwsze szczepienia, aby mieć pewność, że nie ma takich problemów jak były ze starszym synem.
ja niestety mam takie doświadczenia, że wiem, że jak sama czegoś nie dopilnuję to nie mam co liczyć na pokierowaną dobrem mojego dziecka decyzję lekarza pierwszego kontaktu.
Garstko, ja się z tobą zgadzam.
W Polsce pokutuje pozostałość po “walce”. Po dwóch stronach barykady mamy: lekarzy, którzy za wszelką cenę chcą zaszczepić i zastraszonych opowieściami, że komuś tam, coś tam zaszkodziło i na pewno była to szczepionka, rodziców.
Jedni nie ufają drugim, drudzy pierwszym. Każdy kombinuje jak przechytrzyć drugą stronę. Ciężko to zmienić, ale to prowadzi donikąd.
Widzę, że zmienia się to już wśród młodych lekarzy, zwłaszcza tych wykształconych w tej dziedzinie. Przyznam się, że o ile na początku miałam szczęście na takich trafić, to później zaczęłam wybierać ich sama. Wreszcie to ja decyduję do jakiej przychodni należy moje dziecko i kto jest jego pediatrą. Wybieram takich, którzy nie tylko szczepią ale i leczą dziecko tak jak mi to pasuje (dla mnie to oznacza np nie dawanie antybiotyków na dzień dobry). Wiem, którzy lekarze w naszej przychodni mają inne podejście do leczenia i tych omijam szerokim łukiem.
Agnesko, ja niestety nie potrafię Ci doradzić.
ciezko stwierdzic w pierwszej dobie/w pierwszych 6 tyg zycia powyzsze
ja bym zrobila poziom przeciwcial i na podstawie wyniku szczepila z lub bez krztuscia.
ja po prostu nie idę do szczepienia jak mam dziecko zakatarzone lub gdy ma gorączkę
no właśnie teraz też to wiem i więcej – znam 2 cudownych pediatrów, właśnie takich o jakich piszesz 🙂
ale wiem jak ciężko może być gdy człowieka “dopada” macierzyństwo po raz pierwszy i trafi na takiego, któremu się wydaje że wszystkie rozumy pozjadał 🙁
Dlatego też pisałam, że powinno się szczepić dzieci nieco starsze. Do 6 miesięcy i tak mają jakąś tam odporność od matki.
Oczywiscie, ja tez – ale bylam swiadkiem takiego zdarzenia, ze matka przyszla z zakatarzona corka na szczepionke na 18 mcy i rozmawialysmy chwile w poczekalni. Mowila: “ciekawe, czy ja dzis zaszczepie, bo ma katar troche. No, zobaczymy, co powie lekarz”.
Za 15 minut wyszla z dzieckiem juz zaszczepionym.
Zrobilabym tak, jak radzila szpilki – pzreciwciala i wtedy zaszczepic na DT.
Miejmy nadzieje, ze wysoki wynik przeciwcial bedzie dla lekarza podstawa do rezygnacji z krztusca…
Bo na jakiejs ulotce szczepionki skojarzonej pisze, ze przechorowanie ktorejs z chorob nie zwalnia do zaszczepienia calego kompletu (to sie tyczy bodajze rozyczki i szczepienia MMR – ale musze sprawdzic).
I pewnie tak zrobię, dzięki.
Byłam właśnie u lekarza i niestety nie robi to na nim wrażenia, że krztusiec przebyty. Wprawdzie szczepionka acelularna, w zasadzie bezpieczniejsza, ale jeżeli te przeciwciałka jeszcze są na dobrym poziomie, to po co?
Póki co mamy “odroczenie” i to nawet nie ze względu na alergię (drzewa, trawy, więc już…), ale konieczność innych badań.
Wiesz co mi odpowiedziała na takie pytanie kobieta od szczepień? Że jak będzie więcej, to jeszcze lepiej.
A w strzykawce naturalnie jest czyściuteńka jak kryształ woda…
Ewa, ja jeszcze wtrącę – szczepionka na gruźlicę jest jedną z najmniej skutecznych. Miałam gdzieś na ten temat artykuł, jak znajdę to podrzucę.
A co do szczepienia po antybiotyku – weź poprawkę i dorzuć jeszcze przynajmniej 2 tyg. zwłoki.
Wrrr, i na dłużej starczy?
Na krztuśćca też miała wszystkie szczepienia o czasie, kupowane, “te lepsze” oczywiście z Hib i czymś tam jeszcze, bo chcieliśmy ustrzec dziecię przed chorobą. Poszła do żłobka…i na dzień dobry zap.płuc. Rok w p-lu i “wyniosła” pałeczki k.
Jeżeli wszyscy będziemy po cichu sie z tym godzić – nie dlatego, że tak czujemy, a dlatego, że tak ma być – to never ever nic się w naszym kraju nie zmieni.
Wiem, bo walcze podobnie w innej zupełnie dziedzinie – bezdomność zwierząt, schroniska, adopcje. Multum psiego i kociego nieszczęscia wokół nas. Ktoś powie: “zostaw to, bo i tak nic nie zmienisz. Popatrz, ile tego jest. Nie warto, bo to syzyfowa praca”.
A dla mnie każdy wyadoptowany pies, to jedno uratowane życie. I ogromna satysfakcja. Przeogromna.
I nie zrezygnuję tylko dlatego, że to praca bez końca. Może kiedyś, wspólnymi siłami uda się zmienić nasze prawo i uświadomić społeczeństwo, tak bardzo niestety w tej kwestii jeszcze zacofane.
I cieszę się, że w kwestii szczepień również coś się zaczyna dziać. I ludzie, choć ciągle jeszcze niewidomi, zaczynają otwierać oczy.
Czy starczy na dłużej? Hmmm… tego nawet najstarsi górale we wsi nie wiedzą 😉
No i dlatego właśnie teraz się bardzo intensywnie zastanawiam – czy szczepić ją na pneumokoki chociażby, czy nie.
Dawkę w wieku niemowlęcym przerobiła.
Oliweczko, a gdyby była możliwość decydowania to zaszczepiłabyś na cokolwiek dziecko?
Zaszczepiłabym, ale nie tak, jak to proponują w kalendarzu.
Pierwsze szczepienia najwcześniej po 3 mcu życia, nie gruźlica, nie wzw (to ostatnie zaszczepiłabym w okresie dojrzewania). Polio i tężec. Odra pojedynczą szczepionką najwcześniej po 3 r.ż.
Dawki podstawowe dla każdej szczepionki. Nie doszczepiałabym w 18 mcu dawką uzupełniającą, tylko po 5 r. zycia.
Różyczki raczej bym nie zaszczepiła, a jeżeli córki by jej nie przechorowały w dzieciństwie, zaszczepiłabym w okresie dojrzewania.
Uzupełniająca odry w wieku 10 lat (do rozważenia).
Zastanawiam się nad pneumokokami i meningokokami, ale tutaj nie mam pewności.
Po drodze może by wyszły jeszcze jakieś małe zmiany, ale generalnie chyba tak by to miało wyglądać.
EDIT: chciałam jeszcze dodać, że oczywiście wszystkie szczepionki pojedyncze, w odstępie czasu minimum miesiąca, dwóch.
Po odrze nast. szczepienie za pół roku.
Widzisz Oliweczko nie każda mama ma wiedzę w temacie szczepień, ba, jeśli taka mama nawet nie potrafi zmienić lekarza, ktory wg niej źle leczy dzieci itp. to chyba podjęcie przez nią decyzji na co i kiedy ma być dziecko zaszczepione mogłoby byc obarczone wieloma błędami.
Do tego dodajmy przeciwników szczepień jakichkolwiek i rodziców, ktorzy nie znają nawet dat urodzin swoich dzieci ( trudno uwierzyć, ale są takie rodziny gdzie pijana mama nie potrafi podać takich informacji) i powiem szczerze,że aż strach pomyśleć jakby to się mogło skończyć.
Ty masz wiedzę i jesteś świadoma, ale czy wiele jest takich osób? Sądzę,że nie, dlatego programem szczepień powinni się nadal zajmować immunolodzy i osoby posiadające pełen zakres wiedzy, a nie rodzice, którzy wiedzę czerpią z netu, a o immunologii słyszeli na biologii “coś tam, coś tam”. To oczywiście moje zdanie 🙂
Znasz odpowiedź na pytanie: …szczepić?…