Odchodzę od zmysłów

Nie śpię. Monsz mój wyszedł, tzn. trzasnął drzwiami po kłótni o godzinie 17.00.
Od tygodnia przegina, wychodzi kiedy chce, nie tłumacząc się, zaczoł być agresywny, próba rozmowy kończy się wyzwiskami w moją stronę.
Wypomina mi wszystko co mi kupił, posunął się nawet do tego że rozwalił mi telefon na ścianie ( od niego ), bo pisałam z koleżanką.
Ogólnie jakaś paranoja w niego wstąpiła.
Nic się między nami nie zmieniło na codzień.
Spacery, wypady, przytulanki, normalna szczęśliwa para.
Poszedł do nowej pracy, poznał nowych kumpli. ( miesiąc temu ).
Od tygodnia jest nie do poznania.
Dzisiaj po raz kolejny jadłam obiad z córeczką sama.
Dzisiaj też miał mi wynagrodzić swoje zachowanie, nie był sobą, nerwy itd. Tak się Tłumaczył.
I co?… Wszedł do domu mówiąc że idzie z kumplami na piwo.
Jak to? Przeciesz mieliśmy mieć dzień dla siebie.
Wez przestan, bo Ci ukruce twoje przyjemności. Trzask drzwiami.
Nie ma go do tej pory, telefon wyłączony.
Jak miał włączony to nie odpisywał.
Nie wiem co się dzieje. Ma jakąś babę na boku?
Wpływ kolegów? Ale żeby aż taki, by tak traktować żone?
Problemów żadnych, wszystko po staremu.
Ja siedze i nie śpię, a on gdzieś tam się bawi.

Strona 13 odpowiedzi na pytanie: Odchodzę od zmysłów

  1. Ja kiedyś rozmawiałam ze znajomym weterynarzem o nosówce. Temperatura u psa trwa dosłownie kilka dni i bardzo ale to bardzo łatwo jej nie zauważyć. Nawet lekarz na tym etapie może niewłasciwie zdiagnozować psa. Jest to fakt wysoka gorączka, ale trwa bardzo krótko. Potem następuje czas ciszy, a potem jest już neistety bardzo ale to bardzo źle i pies ma małe szanse na wyzdrowienie.

    I twierdzę, ze Pomidorowa zrobiła dobrze….. to nie jej wina ze pies był ciężko chory. A każdy kto choć raz usypiał psa….. nigdy więcej nie będzie chciał juz na to patrzeć.
    Nie uważam Pomidorowa, ze zrobiłaś jakąkolwiek krzywde temu psu. To po prostu barrdzo smutny przypadek. Mam nadzieję, ze weźmiesz jeszcze sobie schroniskowego psa….

    • Ze schroniska na pewno nie, nie zaryzykuję już takich przeżyć.
      To nie łatwe patrzeć jak pies bardzo się męczy, a ty razem z nim z żalu.
      Raz usypiałam psa, trzymałam ją do końca aż zamknęła oczy, jeszcze oddychała kiedy kazał mi wyjść. Pożegnać się i odpiąć smyczkę którą nosiła tyle lat.
      Przez miesiąc miałam sny i w dzień wracały myśli do tego zdarzenia.
      Do tej pory to pamiętam i czasem płaczę, chociaż minęło tyle czasu.
      Mój natomiast pies zdechł przy mnie na kocu.
      Wiozłam ją w kocu, żeby ją spalili, pochowali? Nie wiem jak to się odbywa. Nie pytałam.
      Do tej pory też to pamiętam, bardzo to przeżywałam.
      Teraz trzymać i patrzeć na kolejną śmierć psiaka którego dopiero wzięłam do siebie, miałaby dobrze, kocham zwierzęta, zwłaszcza psy.
      Tak, uciekłam od tego..

      • My tego psiaka- Dżeki miał na imię, musieliśmy zakopać, bo nie u każdego weterynarza istnieje spalarnia. Leżał martwy w aucie na tylnym siedzeniu….. tego…. i widoku mojego męza z łopatą….. nigdy nie zapomnę….
        Przykre są takie sytuacje, tym bardziej cię rozumiem, że oddałas pieska do schroniska, żeby na to nie patrzeć.

        • Zamieszczone przez Gablysia
          My tego psiaka- Dżeki miał na imię, musieliśmy zakopać, bo nie u każdego weterynarza istnieje spalarnia. Leżał martwy w aucie na tylnym siedzeniu….. tego…. i widoku mojego męza z łopatą….. nigdy nie zapomnę….
          Przykre są takie sytuacje, tym bardziej cię rozumiem, że oddałas pieska do schroniska, żeby na to nie patrzeć.

          Takiego widoku się nie zapomina.
          Ja też ” Sonie ” wiozłam w samochodzie na siedzeniu w kocu.
          I w tym kocu ją dałam do weterynarza, była jeszcze ciepła.
          Do domu nie pamiętam kiedy dojechałam, byłam zamyślona przez kilka dni.
          Kochałam tego psa z całego serca, i nadal kocham chociaż już jej nie ma.
          Moja decyzja nie z Shirą nie była łatwa, naprawdę.
          Myślę o niej codziennie, nie wiem co się z nią stało, nie chcę wiedzieć.
          Nigdy nie zrobiłabym zwierzakowi krzywdy.
          To co pisałam może zostało zle odebrane.
          Może chcę się wytłumaczyć.. za bardzo. Bo biję się z myślami.
          To nie takie proste jak się wydaje.

          • Zamieszczone przez Gablysia
            Ja kiedyś rozmawiałam ze znajomym weterynarzem o nosówce. Temperatura u psa trwa dosłownie kilka dni i bardzo ale to bardzo łatwo jej nie zauważyć. Nawet lekarz na tym etapie może niewłasciwie zdiagnozować psa. Jest to fakt wysoka gorączka, ale trwa bardzo krótko. Potem następuje czas ciszy, a potem jest już neistety bardzo ale to bardzo źle i pies ma małe szanse na wyzdrowienie.

            I twierdzę, ze Pomidorowa zrobiła dobrze….. to nie jej wina ze pies był ciężko chory. A każdy kto choć raz usypiał psa….. nigdy więcej nie będzie chciał juz na to patrzeć.
            Nie uważam Pomidorowa, ze zrobiłaś jakąkolwiek krzywde temu psu. To po prostu barrdzo smutny przypadek. Mam nadzieję, ze weźmiesz jeszcze sobie schroniskowego psa….

            i ja nie widzę w zachowaniu Pomidorowej braku rozsądku czy czegoś złego…
            ja rozumiem – że mogła przewidzieć, że psy chorują… tak, ale sądzę że gdyby miała pełną świadomość tego co dziać się może zwyczajnie nie wzięłaby psa do siebie… życie w ciągu naprawdę krótkiego czasu postawiło ją znów w trudnej sytuacji i postąpiła tak jak jej serce podpowiadało…
            nie miała pieniędzy na leczenie… i nie miała siły patrzeć jak kolejny psiak zdycha… zrobiła to co będzie lepsze dla niej i dla jej dziecka… w końcu lecząc psa nie odbierałaby tylko sobie ale przede wszystkim dziecku… tu ją rozumiem całkowicie… i w sprawie finansowej i w sprawie patrzenia na śmierć zwierzaka… w końcu na to tez musiałaby patrzeć jej córka… myślicie że mało doświadczyła w ostatnim czasie?? ja myślę że jak na małe dziecko wystarczająco dużo…
            pisałyście tu o tym że trzeba było przemyśleć i dobrze się zastanowić… myślę że pomidorowa przemyślała wszystko tyle że nie wszystkiego była świadoma… jak widać w schronisku też nie kwapili się do tego by uświadomić przyszłą właścicielkę psa o ewentualnych ‘problemach’, kłopotach obowiazkach… przyznaję szczerze ze też biorąc psa ze schroniska nie byłabym świadoma wszystkiego..
            oddała psa bo nie chciała patrzeć jak zdycha… nie chciała patrzeć jak cierpi bo zwyczajnie nie miała funduszy na leczenie… czy to naprawdę znaczy że jest bez serca?? czy wystarczająco dużo nie przeszła w ostatnim czasie??
            ja musiałam patrzeć na cierpienie swojego pierwszego pupila i nie dam rady więcej… dlatego ją rozumiem..
            życie nie jest biało-czarne…

            • Zamieszczone przez Pomidorowa24
              Brałam zdrowego psa.
              A takowy potrzebuje miejsca do spania, karmy i wody, szczepień.
              Na to mnie stać.
              Przeczytałaś artykuł do końca? Zajrzałaś tam chociaż?
              Dla mnie koszt co NAJMNIEJ 50 zł dziennie jest nierealny, zwłaszcza że nie wiadomo czy psa by uratowano, jeśli tak to są bardzo często powikłania.
              To całe życie z chorym psem. Być może nawet i 15.
              Moje mieszkanie to nie klinika weterynaryjna.
              Zazdroszczę Ci twojej wielkoduszności, naprawdę.
              Przeczytaj Uwagę na samym dole artykułu który wkleiłam.
              U tego psa były już objawy kliniczne.
              Wybacz ale nie rozumiem ludzi którzy chcą pokazać jakie to wielkie mają serce, choć mija się to z rozsądkiem.
              Dla mnie nie było to łatwa decyzja, ale spojrzeć na to trzezwym okiem, wiem że postąpiłam słusznie.
              Jestem bardzo ciekawa jak ty byś postąpiła.
              Zapewne z tego co wynika to zostawiłabyś go w domu, wzieła kredyt, odjęła dziecku przyjemności, zrezygnowała z normalnego życia, bo non stop byś latała koło psa, i cieszyła się jakie masz wielkie serce, kosztem nerwów, braków w lodówce i innych rzeczy.
              Na takie coś przepraszam bardzo, ale nie byłam przygotowana.

              Wiesz co? już nic więcej nie napiszę…

              ps. to zdanie powaliło mnie na łopatki!!!:eek::eek::eek:
              TY się na pewno tym “wielkim sercem” nie legitymujesz, niestety.

              • Pomidorowa, zle mnie zrozumialas. Ja nie krytykowalam cie, tylko po prostu napisalam, ze bardzo przykra sytuacja. Nie krytykuje, ani nie pochwalam, nie oceniam w ogole.
                A dygresje napisalam po to, abys zastanowila sie biorac psa jakiegokolwiek. Psy choruja, wiem to z wlasnego doswiadczenia, trzeba ponosic konsekwencje decyzji. Tyle

                • Zamieszczone przez Gablysia
                  Temperatura u psa trwa dosłownie kilka dni i bardzo ale to bardzo łatwo jej nie zauważyć…..

                  Wybacz, ale wysokiej temperatury nie da się nie zauważyć. Wiem to z autopsji. Ale nie będę wnikać w to, czy w schronisku celowo to przemilczeli, bo mieli nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto uratuje psu życie. Tego nie wiem.

                  Nie zazdroszczę Pomidorowej sytuacji. Wiele przeszła – to fakt. jednak dla mnie słowo “konsekwencja” jest święte. I do diabła nie piszcie, że miała patrzeć na zdychającego psa!!! ON MÓGŁ PRZEŻYĆ!!! Znam problem z autopsji i nikt nigdy mi nie wmówi, że psa nie dało się wyleczyć. Ale nie ma już o czym mówić. Co bylo, to było. Psa już pewnie nie ma, bo w schronisku nikt w leczenie się nie bawi, a chory pies może jeszcze inne pozarażać. Pomidorowa, proszę, następnym razem, jeśli będziesz chciała jakieś zwierze zastanów się dobrze. Taki z chodowli po badaniach pewniejszy, ale nikt Ci nie da gwarancji, że nie zachoruje. Jeśli Cię nie stać, nie pchaj się w to. Najzwyczajniej na świecie będzie Ci łatwiej. A rozumiem, że jak jesteś sama z dzieckiem, to chory pies może być kłopotem.

                  • Ja musze powiedziec, ze nie rozumiem ani jednej, ani drugiej strony.
                    Pomidorowa, po pierwsze to zastanawia mnie jak mozna do mieszkania, bo z poprzednich postow rozumiem, ze mieszkasz w mieszkaniu wziac takiego duzego psa, przeciez taki zwierzak potrzebuje przestrzeni, a na osiedlu, w blokowiskach jest z tym problem.
                    Po drugie pies to nie jest jakis pocieszyciel, nie bierze sie go tylko dlatego, ze maz sie “nie sprawdzil”, nie jestes sama, masz coreczke, rodzine, przyjaciol, masz dla kogo zyc.
                    Po trzecie, najwazniejsze w tej kwestii, wiadomo, ze pies kosztuje, to poza jedzeniem, wizyty u weterynarza, jakies odrobaczanie, szczepienie (nie wiem co jeszcze bo nie mam psa i sie na tym nieznam), to jak pies jest zdrowy, a jak choruje to jak wyzej wymienilas duzo wieksze koszta.
                    Ja nie jestem jakas milosniczka zwierzat, sama ich nie mam bo nie umiem sie nimi zajmowac, jako dziecko zawsze chcialam psa ale rodzice nigdy mi go nie kupili bo wiedzieli, ze moja fascynacja nim bedzie trwala tylko kilka dni, moze miesiecy, a pozniej ten obowiazek spadnie na nich.
                    To jest jedna strona medalu ale dziewczyny nie robmy z Pomidorowej jakiejs strasznie nieodpowiedzialnej kobiety. To fakt bierzesz psa ze schroniska, to powinienes ponosic konsekwencje swojej decyzji ale wezmy pod uwage, ze ona duzo przeszla, jest zalamana ostatnimi wydarzeniami, zyje chwila, chciala dac dom biednemu psiakowi, nie przekalkulowala, nie pomyslala, ze nie bedzie jej stac. Czy w tej sytuacji miala wziac kredyt na leczenie psa, kredyt, ktorego nie mialaby z czego splacic, a nie daj Boze jej coreczka zachoruje, a ona nie dostanie juz kolejnego kredytu na jej leczenie bo wziela jeden na psa? Co wtedy? Fajnie sie pisze, ze nie powinna go oddawac, ze to nieludzkie ale skoro nie pomyslala i go wziela, okazal sie chory, a ona nie ma pieniedzy na jego leczenie to co ma zrobic? Ukrasc? Nie bylo wyboru, musiala go oddac.
                    Nie bede rozpisywac sie na temat tego, ze pies pewnie by zdechl mimo leczenia (takie sa rokowania przy nosowce podobno, moze ten mialby szczescie i by przezyl) ale skoro nie miala tych pieniedzy to nie mogla tego sprawdzic.
                    Ktos napisal (przepraszam nie pamietam kto), ze przy tym stadium tej choroby szanse na uratowanie sa niewielkie, ktos jeszcze, ze choroba objawia sie wysoka temp. ktorej nie mozna niezauwazyc, skoro byl wtedy w schronisku wsrod ludzi, ktorzy opiekuja sie zwierzetami i oni tego niezauwazyli albo nie chcieli i dali jej zdychajacego psa, moze slowa krytyki nalezy skierowac w ich strone?
                    Reasumujac, cala sytuacja jest bardzo przykra ale moim zdaniem, nie powinnismy wydawac tak surowych osadow.

                    • Zamieszczone przez Pomidorowa24
                      Takiego widoku się nie zapomina.
                      Ja też ” Sonie ” wiozłam w samochodzie na siedzeniu w kocu.
                      I w tym kocu ją dałam do weterynarza, była jeszcze ciepła.
                      Do domu nie pamiętam kiedy dojechałam, byłam zamyślona przez kilka dni.
                      Kochałam tego psa z całego serca, i nadal kocham chociaż już jej nie ma.
                      Moja decyzja nie z Shirą nie była łatwa, naprawdę.
                      Myślę o niej codziennie, nie wiem co się z nią stało, nie chcę wiedzieć.
                      Nigdy nie zrobiłabym zwierzakowi krzywdy.
                      To co pisałam może zostało zle odebrane.
                      Może chcę się wytłumaczyć.. za bardzo. Bo biję się z myślami.
                      To nie takie proste jak się wydaje.

                      Pomidorowa a ja w nieco innym temacie, masz jeszcze tego kotka, o którym pisałaś w innym poście? Marzeniem mojej córeczki jest kotek właśnie i tak się zastanawiam, czy to jest kosztowna “inwestycja”;). Mogłabyś coś podpowiedzieć?

                      • ajax, nasz kot nie był drogą inwestycja dopóki nie spadł z balkonu z trzeciego piętra. Skomplikowane złamanie łapy w kilku miejscach, skomplikowana operacja, potem antybiotyk, wizyty kontrolne, zdjęcia RTG – koszt razem 800 zł…
                        No ale przecież trzeba pomóc zwierzakowi.
                        Wzielismy ze schroniska, jest u nas ponad pół roku. Nina bardzo go kocha, kot spi z nią w łóżku, bawią się razem, nigdy jej nie podrapał, Nina robi z nim co chce (łacznie z wożeniem w wózku dla lalek). Koszt utrzymania kota to karma, żwirek, szczepienia, odrobaczanie i sterylizacja. Kokosów nie zarabiamy, ale stac nas na kota….poza operacją, która obecnie troszkę dobiła nas finansowo 😉 No ale mam nadzieję ze to jednorazowy wypadek…
                        Kota polecam. Bez naszego nie wyobrażam juz sobie domu.

                        • O, dziękuję bardzo za wyczerpującą odpowiedź :).

                          • Ja tylko w kwestii kilku pytań, nie będę ciągnąć tematu, każdy ma swoje zdanie.

                            Mieszkanie mam 2- pokojowe, pod oknem las, 30 metrów, Więc nie ma problemu co do wielkości psa i długich spacerów..
                            To mieszaniec z wilczurem, nie osiągnął by tak wielkich rozmiarów.
                            Z pocieszycielem się zgadzam ale.. Jeszcze za czasów pożycia wspolnego z mężem, rozważaliśmy tę decyzję, to on był przeciwny, z lenistwa.
                            Wiem że pies kosztuje, miałam psa 14 lat. Decyzję o wzięciu Shiry analizowałam sto razy ale.. Nie byłam przygotowana na to że dostane zdychającego psa którego leczenia przekracza moje możliwości finansowe.

                            A co do kota.
                            To nie był mój kot ale mojej mamy.
                            Podjęłam się opieki na prawie 4 miesiące ze względu tego że mama wyjechała za granice do pracy.

                            • Zamieszczone przez polahola
                              to smutne i przykre zarazem, ze w schroniskach psy nie maja obowiazkowych szczepien (chyba ze zle zrozumialam) i ze daja do adopcji chore psy (czy innymi slowy psy nie sa dobrze diagnozowane) 🙁

                              Mają obowiązkowe szczepienia ale… po 14 dniach pobytu zwierzaka w schronisku, tak mi powiedziała babka. Dziwne. W takim razie nowy piesek zaraża się od tego który przybył np 5 dni temu już chory.
                              Byłam tam w 13 dniu jej pobytu, chciałam ją wziąć od razu ale, powiedziano mi że dopiero jutro będzie szczepiona, właśnie po tych 14 dniach bycia u nich.
                              Kolega pojechał ją odebrać, czekał na psa 45 minut. Nie wiem co w tym czasie robili.
                              Może wiedzieli że jest chora, może podawali jej kroplówkę dla uciszenia choroby, która może? powtarzam, wyszła u mnie bez kroplówki i leków które powinna otrzymać. Widzieli że coś nie tak więc faszerowali czym wlezie.
                              Powiedzieli że zaszczepili, odrobaczyli ale, książeczki zdrowia nie dostał, kazali się zgłosić po nią na drugi dzień. Też dziwne.
                              Może nie zaszczepili wcale, bo nie było lekarza, i dostępu do pieczątek.
                              To są tylko moje domysły.
                              Ogólnie moje pierwsze wrażenia jak tam weszłam były straszne.
                              Między dokami, na ścieżce, gdzie powinno się wchodzić do piesków po to aby je karmić, dać wody chociażby, były pajęczyny wielkości monitora.
                              Jak by tam od dawna nikt nie zaglądał.
                              Widziałam tylko chłopaczka który nalewał im wody szlauchem przez kraty, z daleka do miski, karma rozsypana dosłownie na piachu koło pozostałości żołądka.
                              Smród jak w chlewie.
                              Zapewniali że pies przebadany, spokojny, za spokojny jak dla mnie, ale myślałam że to przez pobyt tam, z samotności itd.
                              Wiem że nigdy już tam nie pójdę, dostałam nauczkę.
                              Szkoda mi psa któremu chciałam dać dom, i tych piesków, kotów, które tam przebywają. Paranoja co tam się dzieje.
                              Dzisiaj dzwoniłam do schroniska, nie wytrzymałam, chciałam wiedzieć.
                              Babka potwierdziła diagnoze weterynarza u którego ja byłam, dzwoniła nawet do niego bo nie wierzyła, myślała że wymyślam kiedy ją oddawałam.
                              Zostawiłam jej telefon i adres do odwiedzonej kliniki.
                              Sunia miała nosówkę w zaawansowanym już stadium, ropa z nosa uniemożliwiała jej oddychanie, uśpili ją.
                              Przykre to bardzo.
                              Miałam już nie pisać na ten temat… echh.

                                • Kilka lat temu wzięłam kota ze schroniska -kot miał byc zdrowy, kot był osowiały, myślałam, ze to normalne, nie chciał jeść nie chciał pic, siedział w koncie. Wzięłam go do weterynarza okazało się, ze ma koci tyfus…
                                  następnego dnia pojechałam z nim do schroniska i z moim drugim,kotem, z awantura, codziennie rowerem jeździłam z tymi dwoma kotami na kroplówki całe dnie prawie tam spędzałam, przez tydzień to była taka męczarnia, ze ja przepraszam, w końcu cudem uratowali mojego kota, natomiast tego schroniskowego musieli uśpić.
                                  powiedział nigdy więcej, nie wezmę zwierzęcia ze schroniska, nie, żeby tak cierpieć.
                                  dla ciekawostki powiem wam, ze dzień po tym jak dowiedzieli się w schronisku, ze mój kot wzięty dopiero co jest chory zniknęła cała klatka z małymi kociakami z której wzięliśmy naszego…. czyli uśpili je wszystkie…..czyli nie było najmniejszych szans na ratunek….

                                  ja uważam, że Pomidorowa postąpiła tak, jak zdrowy rozsadek jej podyktował, skoro ma dziecko-jest sama pracuje, to nie miałaby ani czasu, ani pieniędzy na ratowanie psa nie w tym momencie…

                                  • Zamieszczone przez Karola212
                                    Kilka lat temu wzięłam kota ze schroniska -kot miał byc zdrowy, kot był osowiały, myślałam, ze to normalne, nie chciał jeść nie chciał pic, siedział w koncie. Wzięłam go do weterynarza okazało się, ze ma koci tyfus…
                                    następnego dnia pojechałam z nim do schroniska i z moim drugim,kotem, z awantura, codziennie rowerem jeździłam z tymi dwoma kotami na kroplówki całe dnie prawie tam spędzałam, przez tydzień to była taka męczarnia, ze ja przepraszam, w końcu cudem uratowali mojego kota, natomiast tego schroniskowego musieli uśpić.
                                    powiedział nigdy więcej, nie wezmę zwierzęcia ze schroniska, nie, żeby tak cierpieć.
                                    dla ciekawostki powiem wam, ze dzień po tym jak dowiedzieli się w schronisku, ze mój kot wzięty dopiero co jest chory zniknęła cała klatka z małymi kociakami z której wzięliśmy naszego…. czyli uśpili je wszystkie…..czyli nie było najmniejszych szans na ratunek….

                                    ja uważam, że Pomidorowa postąpiła tak, jak zdrowy rozsadek jej podyktował, skoro ma dziecko-jest sama pracuje, to nie miałaby ani czasu, ani pieniędzy na ratowanie psa nie w tym momencie…

                                    Hahaha, o ile ta jej historyjka w ogole miala miejsce, spoznilas sie z tematem;)

                                    • Zamieszczone przez Karola212
                                      Kilka lat temu wzięłam kota ze schroniska -kot miał byc zdrowy, kot był osowiały, myślałam, ze to normalne, nie chciał jeść nie chciał pic, siedział w koncie. Wzięłam go do weterynarza okazało się, ze ma koci tyfus…
                                      następnego dnia pojechałam z nim do schroniska i z moim drugim,kotem, z awantura, codziennie rowerem jeździłam z tymi dwoma kotami na kroplówki całe dnie prawie tam spędzałam, przez tydzień to była taka męczarnia, ze ja przepraszam, w końcu cudem uratowali mojego kota, natomiast tego schroniskowego musieli uśpić.
                                      powiedział nigdy więcej, nie wezmę zwierzęcia ze schroniska, nie, żeby tak cierpieć.
                                      dla ciekawostki powiem wam, ze dzień po tym jak dowiedzieli się w schronisku, ze mój kot wzięty dopiero co jest chory zniknęła cała klatka z małymi kociakami z której wzięliśmy naszego…. czyli uśpili je wszystkie…..czyli nie było najmniejszych szans na ratunek….

                                      ja uważam, że Pomidorowa postąpiła tak, jak zdrowy rozsadek jej podyktował, skoro ma dziecko-jest sama pracuje, to nie miałaby ani czasu, ani pieniędzy na ratowanie psa nie w tym momencie…

                                      ale starocie odkopalashmmm

                                      • Zamieszczone przez lauidz
                                        ale starocie odkopalashmmm

                                        taaa…. tak sobie tylko “szeleszczę”…. doczytałam w innym watku, chyba cos w tym było nie tak….

                                        • Zamieszczone przez Karola212
                                          taaa…. tak sobie tylko “szeleszczę”…. doczytałam w innym watku, chyba cos w tym było nie tak….

                                          Karola, gdzie byłaś jak Cię nie było???????
                                          🙂

                                          Znasz odpowiedź na pytanie: Odchodzę od zmysłów

                                          Dodaj komentarz

                                          Angina u dwulatka

                                          Mój Synek ma 2 lata i 2 miesiące. Od miesiąca kaszlał i smarkał a od środy dostał gorączki (w okolicach +/- 39) W tym samym dniu zaczął gorączkować mąż –...

                                          Czytaj dalej →

                                          Mozarella w ciąży

                                          Dzisiaj naszła mnie ochota na mozarellę. I tu mam wątpliwości – czy w ciąży można jeść mozzarellę?? Na opakowaniu nie ma ani słowa na temat pasteryzacji.

                                          Czytaj dalej →

                                          Ile kosztuje żłobek?

                                          Dziewczyny! Ile płacicie miesięcznie za żłobek? Ponoć ma być dofinansowany z gminy, a nam przyszło zapłacić 292 zł bodajże. Nie wiem tylko czy to z rytmiką i innymi. Czy tylko...

                                          Czytaj dalej →

                                          Dziewczyny po cc – dreny

                                          Dziewczyny, czy któraś z Was miała zakładany dren w czasie cesarki? Zazwyczaj dreny zdejmują na drugi dzień i ma on na celu oczyszczenie rany. Proszę dajcie znać, jeśli któraś miała...

                                          Czytaj dalej →

                                          Meskie imie miedzynarodowe.

                                          Kochane mamuśki lub oczekujące. Poszukuję imienia dla chłopca zdecydowanie męskiego. Sama zastanawiam się nad Wiktorem albo Stefanem, ale mój mąż jest jeszcze niezdecydowany. Może coś poradzicie? Dodam, ze musi to...

                                          Czytaj dalej →

                                          Wielotorbielowatość nerek

                                          W 28 tygodniu ciąży zdiagnozowano u mojej córeczki wielotorbielowatość nerek – zespół Pottera II. Mój ginekolog skierował mnie do szpitala. W białostockim szpitalu po usg powiedziano mi, że muszę jechać...

                                          Czytaj dalej →

                                          Ruchome kolano

                                          Zgłaszam się do was z zapytaniem o tytułowe ruchome kolano. Brzmi groźnie i tak też wygląda. dzieciak ma 11 miesięcy i czasami jego kolano wyskakuje z orbity wygląda to troche...

                                          Czytaj dalej →
                                          Rodzice.pl - ciąża, poród, dziecko - poradnik dla Rodziców
                                          Logo
                                          Enable registration in settings - general