Nie śpię. Monsz mój wyszedł, tzn. trzasnął drzwiami po kłótni o godzinie 17.00.
Od tygodnia przegina, wychodzi kiedy chce, nie tłumacząc się, zaczoł być agresywny, próba rozmowy kończy się wyzwiskami w moją stronę.
Wypomina mi wszystko co mi kupił, posunął się nawet do tego że rozwalił mi telefon na ścianie ( od niego ), bo pisałam z koleżanką.
Ogólnie jakaś paranoja w niego wstąpiła.
Nic się między nami nie zmieniło na codzień.
Spacery, wypady, przytulanki, normalna szczęśliwa para.
Poszedł do nowej pracy, poznał nowych kumpli. ( miesiąc temu ).
Od tygodnia jest nie do poznania.
Dzisiaj po raz kolejny jadłam obiad z córeczką sama.
Dzisiaj też miał mi wynagrodzić swoje zachowanie, nie był sobą, nerwy itd. Tak się Tłumaczył.
I co?… Wszedł do domu mówiąc że idzie z kumplami na piwo.
Jak to? Przeciesz mieliśmy mieć dzień dla siebie.
Wez przestan, bo Ci ukruce twoje przyjemności. Trzask drzwiami.
Nie ma go do tej pory, telefon wyłączony.
Jak miał włączony to nie odpisywał.
Nie wiem co się dzieje. Ma jakąś babę na boku?
Wpływ kolegów? Ale żeby aż taki, by tak traktować żone?
Problemów żadnych, wszystko po staremu.
Ja siedze i nie śpię, a on gdzieś tam się bawi.
Strona 6 odpowiedzi na pytanie: Odchodzę od zmysłów
🙂
Majóweczko, nawet nie probuj sobie wyobrażać;)
A tak ogólnie to zgadzam się z Tobą.(jak często bywa)
Trudno tu dyskutować kto zawinił najbardziej, znamy tylko małą cząstkę tej historii. Rózne scenariusze życie pisze, tylko możemy dywagować.
Tak jak ktoś pisał, niewiadomo co mąż naopowiadał tej drugiej. Nie wiemy jak to małżeństwo wyglądało. Snujemy tylko domysły.
Aczkolwiek bardzo trudno mi zrozumieć zdradę kogokolwiek. W tym wypadku męźczyzny. Nie układa się w związku, rozmawiamy, próbujemy odbudowywać, nie widzimy szans na małżeństwo, rozstajemy się.
I wtedy budujemy nowe życie.
Zdrada to wielka krzywda dla drugiej osoby(generalnie), trudno mi zrozumieć, że tak można skrzywdzić przecież osobę, z którą dużo go łączy, często uczucie.
A jeżeli już się zdarzy, to należałoby wyjść przynajmniej z twarzą, jak najmniej krzywdzić drugą osobę.
To nie tylko ta baba (jak to napisałaś) jest winna ale Twój partner również. W takim samym stopniu.
podpiszę się
Pomidorowa, trzymaj się, współczuje bardzo
ale poukłada się, zobaczysz…
Otóż to.
Trzymam kciuki za Ciebie Pomidorowa.
Wyzłość się, wykrzycz.
Nie załuj sobie 🙂
Nie, nie, Majówko, źle mnie zrozumiałaś 🙂 Ja nie mówię o tej konkretnej sytuacji – bo emocje Autorki jak najbardziej rozumiem i współczuję Jej serdecznie – tylko o takiej ogólnej ocenie, gdzie o rozpad związku obwinia się przede wszystkim tą drugą kobietę. Czasami nawet wyłącznie ją. A ja tego nie rozumiem, bo przecież mężczyzna, mąż a tym bardziej ojciec powinien zdawać sobie sprawę, że ma rodzinę i jeżeli się decyduje na taki krok, to wyłącznie sam musi sobie na to dać przyzwolenie.
Sytuacje bywają różne… ja nie jestem za zmuszaniem do miłości. Jeżeli ktoś naprawdę kocha – to do takiej sytuacji nie dojdzie… Może dojść czasem do romansu, będącego wynikiem tzw. “zapomnienia” (chociaż też nie powinno), ale nie do odejścia jednego z partnerów… no chyba, że ma wyjątkowo mało wyobraźni.
Dodam, że wiele przeszłam w swoim związku, dwa razy o mało się nie rozpadł; przetrwaliśmy naprawdę wiele i wiem, o czym mówię. Ale my nie przestaliśmy się kochać i oboje mieliśmy zbyt wiele odpowiedzialności w sobie, żeby się zaangażować w romans, mimo, że naprawdę bywało bardzo różnie…
Dlatego napisałam, że nie rozumiem obwiniania kochanki, bo to ON powinien czuć się odpowiedzialny za to, że odchodzi od żony. Tak mi się jakoś nasunęła refleksja kompletnie niezwiązana w sumie z osobą Pomidorowej, tylko właśnie z tą tendencją, o której pisałam wcześniej – i przepraszam, że w tym wątku ją wyraziłam, bo nie było sensu.
Pomidorowa, powiem tak: doskonale rozumiem Twój ból, rozpacz, złość, żal i wiele innych uczuć, które Tobą teraz szarpią. To naturalne, że człowiek ma ochotę kogoś uczynić odpowiedzialnym za te wszystkie cierpienia, jakich doświadcza – i bardziej skłonny jest obwinić “tą drugą” niż męża, którego się mimo wszystko wciąż kocha.
Jednak to, że on zdecydował się odejść, świadczyć może właściwie tylko o jednej rzeczy: że on Cię tak naprawdę już nie kocha, bo gdyby tak było, to ta druga nie znalazła by się na jego drodze w takiej roli, w jakiej teraz występuje, nawet, gdyby sama bardzo tego chciała. Ja mam takie podejście, jak mąż którejś z Was, która się tu wypowiadała (przepraszam, nie pamiętam czyj :): że on jest dorosłym człowiekiem, nawet, jeżeli się zakochał, doszło do romansu, to mógł dokonać innego wyboru – wybrać żonę, a wybrał kochankę; oznacza to, że związek, który opuścił, nie był dla niego zbyt wiele wart, albo nie zdaje sobie z tego sprawy – i w jednym i w drugim przypadku LEPIEJ DLA CIEBIE, że to się skończyło teraz, a nie za 10 lat. I dobrze, że po roku, a nie po latach 5-ciu, bo mimo całego bólu będzie Ci się łatwiej otrząsnąć.
To brzmi jak slogan, ale faktycznie jesteś jeszcze bardzo młoda i na pewno ułożysz sobie życie na nowo – oczywiście będzie to wymagało czasu.
A tymczasem wykrzycz się, wypłacz, wyzłość i nie obwiniaj siebie; jakkolwiek by między Wami nie było, to koniec. Analizą własnych ewentualnych błędów też się warto zająć – chociażby po to, żeby ich potem, w innych relacjach z mężczyznami, nie powtarzać – ale to nie teraz jest na to czas. Teraz jest czas dla Ciebie, dla Twoich emocji, na to, aby się uspokoić i podnieść głowę, żeby żyć dalej. Nie bój się mówić o tym, co Cię spotkało – to nie jest Twoja porażka, po prostu tak wyszło; nie wszystko ludziom w życiu wychodzi i nie ma się czego wstydzić. Daj sobie trochę czasu i prawo do tego, żeby czuć to, co czujesz, nie broń się przed bólem, bo będzie trwał dłużej.
Trzymam za Ciebie kciuki.
Wykrzyczałam, w poduchę. Pół bloku chyba słyszało jak wyje.
Zasnęłam po tabletkach.
Prubóję wszystkie myśli złożyć do kupy, nie wychodzi mi niestety.
Winny on jak i ona.
Dzwonił, że chce pogadać.
Odmówiłam, narazie nie jestem wstanie, muszę się ogarnąć.
Dziękuje wam za słowa otuchy, bardzo mi to pomogło.
Najgorsze jest to że rodzina, ani z mojej ani z jego strony nic nie wie.
Zbliżają się urodziny jego ojca, wspólny obiad, nie wiem jak to będzie.
Ogarniam się, jade odebrać córkę, nie może widzieć że coś jest nie tak.
ano:(, moja intuicja nigdy mnie nie zawodzi…szkoda ze takie rzeczy sie dzieją i jak to moj dziadek kiedys stwierdzil, “kobieta nie ma prawa zdradzic, a mąż ma, bo facet ma swoje potrzeby”….jak to uslyszalam od mojej mamy to oczy mi wyszly ze zdziwnienia…
dziewczyno, wiem ze jest mi łatwo to teraz pisac, ale weź sie w garśc, nos i glowa do góry i pokaz mu co traci, bo z tego co kiedys ktos mi powiedzial, to faceci nie lubią kobitek, ktore oplakują ich odejscie, mowie ci, wiem co pisze, za mlodu tak mialam, ale to bylo pare lat temu i nie w tak powaznej sytuiacji, pokaz mu ze tamta nie dorasta ci do pięt!!!
Z racji, że wchodzę codziennie na onet i czytam wiadomości, natknęłam się na głównej stronie na artykuł, który być może w jakiś sposób Ci pomoże, jeśli nie teraz to kiedyś…
Trzymaj się, z każdym dniem na pewno będzie chociażby troszeńkę lepiej…
strasznie mi przykro że Cię to spotkało i Twóją córeczkę tez… bo w jakiś tam sposób dotknie to i ją niestety
popieram co dziewczyny napisały wcześniej
– że nie jest wart Twoich łez…
– nie pokazuj mu swojego bólu bo połechtasz mu tym tylko jego ego – nie warto
– spróbuj rozwiązać wszystko tak by najmniej odczuła to córcia (bo Ty wycierpisz swoje – to nie ulega wątpliwości) – bez awantur, bez szarpaniny… dla niej…
– nie zwracaj uwagi na tę kobietę… sama nie pałam sympatią do takich kobiet… ale co się stało się nie odstanie… teraz trzeba wytrzeć to mleko co się rozlało i iść dalej… a jak ją zbesztasz to dasz jej do zrozumienia że odebrała Ci coś baaardzo wartościowego… nie warto dawać jej tej satysfakcji… badź wyżej i od niej i od niego…
– nie wiń siebie za rozpad małżenstwa, ale jak przyjdzie pora przeanalizuj związek – tak na przyszłość
– wyzłość się i wypłacz, nie duś złych emocji w sobie…
– pamiętaj ze masz córeńkę i wszystko się ułoży – zobaczysz… wszystko sie ułoży…
tulę Cię wirtualnie
przepraszam za nieład w wypowiedzi, ale tak mi przykro strasznie…
uszaki do góry – kiedyś znów sloneczko zaświeci dla Ciebie…
Też mam 24 lata. Dziecko z poprzedniego związku. Ślub wzięliśmy w czerwcu… Po niecałych dwóch latach znajomości… Też nalegał na ślub, na bycie razem..
Pomidorowa… z chęcią bym pomogła takiej siksie wyciąc jakiś numer.. żeby zrozumiała, że takich rzeczy się nie robi… Czy ona wie co rozbiła?
Słabo mi się robi na myśl o mężach, którzy polecą na ‘niewiadomo co” i zostawią rodzinę..
Mam wstręt do kobiet, które wiedzą, że facet ma żonę, dziecko a mimo to dalej się z nim spotykają..
Pomidorowa.. ściskam.
Bardzo mi przykro, że cię to spotkało.
Tulę mocno.
Mam nadzieję, ze za jakiś czas powiesz, że tak własnie musiało się stać, bys znowu mogła być szczęśliwa, a ten którego teraz spotkasz okaże się wart dzisiejszych łez.
Nic mądrego nie powiem…. pamiętaj tylko, ze wszystko co się dzieje, ma swój sens i wytłumaczenie…. swój ukryty cel…. taki którego się nie zrozumie dzisiaj, ale dużo później.
Pozdrawiam.
Zgadzam się z tym, wierze w to.
drąże swój temat bo widzę ciepłe i mądre słowa od was, nie pod wpływem emocji tak jak u mnie.
Czytam i myślę, pomogło, naprawdę.
Rodzina nic nie wie, znajomi owszem, widzieli, słyszeli. Wiadomo jak to jest.
Też mnie wspierają.
To już tydzien jak jest TAM, i wiecie co, zaczynam myśleć swoimi drogami, ogarniam się.
W dzień pozytywnie, najgorsze są noce.
Jednak postanowiłam że już nas nie łączy nic, napewno nie miłość, gdyby kochał nie zrobiłby tego.
Nie zmarnuję sobie życia, zwłaszcza że nie jest ” prawdziwym ” ojcem mojego dziecka. Nic do stracenia.
Od wczoraj dzwoni, odebrałam.
Nie pytałam, nie żaliłam.
Odchodzi – ” wez wszystko co moje, zostawiam Ci, zrób z tym co chcesz, nie zostawie Cię bez niczego ( ależ gest !! ) KOCHAM CIE ( co najbardziej mnie zdziwiło ). Pamiętaj że zawsze Ci pomogę. ”
Jego słowa.
Kocham cię? Zgłupiałam. Nie tłumaczę tego na żaden sposób.
Zostawił, wziełam. Wszystko ! Do lombardu, pieniążki na czarną godzinę.
Nie licze na nic, nie będe prosić.
Będe jedynie wyć i ryczeć, po cichu, po swojemu.
Nie dam mu tej satysfakcji.
Dziś odstawiłam tabletki na uspokojenie, małą znowu dałam do rodziny pod pretekstem ważnych planów.
Wiem że nie będzie mi łatwo bez prochów, nie chcę żeby na to patrzała.
Dzisiaj po południu poszłam ze śmieciami do sklepu, naprawde, taka jestem rozkojarzona. Potem sama z siebie się śmiałam. 😉
Dam radę, wiem o tym już teraz.
Nie wiem tylko co będzie dalej, co zrobie, jak sobie poradzę…
brawo, tak trzymaj! 🙂
Najpierw chwile załamania, złości takiej że miałam ochote zabić.
Teraz- spokój, żal, myślenie, przeplatane z tym pierwszym.
Jutro będzie to samo, nie bede wiedziała co ze sobą zrobić, bede myślała o nim, o tym że nadal kocham i… cholernie tęsknie.
Za nim… jego twarzą, spojrzeniem, ciepłem kiedy leży obok w łóżku.
Boże, jakie to kurde trudne !
Super!
Trzymam kciuki, by z każdym dniem było lepiej, chociaż na pewno to nie łatwe.
Trzymaj się…jakoś…
Kobiety w takiej sytuacji dostają ogromnej siły. Życzę Ci tej siły i wiary w lepsze jutro.
A takie zołzy zabierające ojca dziecku i żonie męża też potępiam, choć faceta bardziej, bo nie wie co robi.
dziewczyny ale dlaczego potępiacie te “zołzy”??
znamy tylko jedną strone – druga sie nigdy tutaj nie wypowie, moze w rzeczywistosci było tak ze to facet sprowokował cała sytuacje i niekoniecznie powiedzial ze ma dziecko i zone??
Absolunie nie bronie tej “drugiej” ale czasami mi sie wydaje ze ludzie zbyt szybko oceniaja cała sytuację znajac tylko i wylącznie jedną stronę medalu.
Z kilku przypadków z własnego otoczenia nawet jak na pierwszej randce facet tego nie wypłacze; TAK, mam żone i dzieci! to i tak takim babom to nie przeszkadza. Ale zazwyczaj wiedzą w co wchodzą.
Znasz odpowiedź na pytanie: Odchodzę od zmysłów